piątek, 14 marca 2014

ROZDZIAŁ XVIII



Miała zamiar dowiedzieć się, dlaczego trzyma coś takiego na strychu. Musiała się dowiedzieć, skąd to ma… Weszła do pokoju, w którym sypiała, a kiedy Toby wszedł za nią, zamknęła drzwi, by nikt nie podsłuchiwał.
- Toby…
- Katherine. Klaus chciał cię zabić? I jeszcze z nim jesteś?
- Chciał mnie zabić, bo był samotny. Nie znał podobnych do siebie. Dzięki mnie, by to miał… Wybaczyłam mu to po pewnym czasie. Zakochaliśmy się i tak wyszło, ale muszę o czymś innym z tobą porozmawiać…
- Nie rozumiem. Stałaś się wampirem przez niego? Wybaczyłaś mu?
- A ty wybaczyłeś mi? Przeze mnie stałeś się, tym kim jesteś.
- To inna sytuacja… - pokręcił głową. – Ja ciebie wtedy już kochałem.
- Ja nie chciałam umrzeć. To był jedyny znany mi sposób. Chcę o czymś innym z tobą porozmawiać.
- Nie teraz. Muszę najpierw to zrozumieć – skierował się w stronę drzwi.
- Nie! Najpierw muszę się dowiedzieć, czemu masz portret osoby, która wygląda jak ja. – chwyciła go mocno za ramię i odwróciła ku sobie.
- Byłaś na strychu? Katherine…
- To jest następny sobowtór, czy ja? Skąd wziąłeś ten obraz? – zapytała się stanowczo.
         Nie odpowiedział jednak, gdyż do pokoju weszła Alice. Wchodząc, stanęła momentalnie.
- Nie przeszkadzam wam w rozmowie? Klaus już opowiedział w skrócie swoją historię. Poprosił, żebym po was przyszła – jej głos zmieniał się z przyjemnego w bardziej chłodny. Tak naprawdę nie znała Katherine. Nie wiedziała, czego się po niej spodziewać.
- Dobrze. Toby… Porozmawiamy później – odparła, spojrzała na Nowicjusza i wymijając go i Alice wyszła z pokoju.  
         Wchodząc do salonu Katherine czuła się dziwnie. Nie wiedziała jeszcze skąd Toby miał obraz przedstawiający ją lub jej sobowtóra… Postanowiła się nie zamęczać tymi myślami w tamtej chwili. Usiadła na kolanach ukochanego, który uśmiechnął się do niej.
- Jak tam? Podjęłaś już decyzję w sprawie miejsca zamieszkania? – szepnął jej do ucha.
- Jeszcze nie… Dam ci odpowiedź niebawem – powiedziała wymuszając uśmiech.
         Do salonu weszli Alice i Toby z pochmurnymi minami. Czarownica spojrzała znacząco na Bonnie, na co Bennett wstała i wyszła za nią. Chciała porozmawiać o magii i zaklęciach. Musiała się dowiedzieć, czy mogłaby ją nauczyć czarować. Chciała tego. Chciała spróbować.
- Bonnie. Mam pytanie… - zaczęła.
- Jasne, to normalne. Sama miałabym setki pytań. O co chodzi? – spojrzała na nią z troską.
- Chciałabym wiedzieć, czy mogłabyś mnie nauczyć zaklęć i takich tam. Chciałabym się wszystkiego dowiedzieć.
         Na twarzy Bonnie malowało się zaskoczenie. Otwarła buzię, ale zamknęła ją po chwili.
- Nie wiem, co powiedzieć…
- Zgódź się – oznajmił głos zza jej pleców. Kiedy się obejrzała, zobaczyła Kola.
- Czemu ci na tym zależy? – zapytała.
- Ponieważ Alice to moja przyjaciółka. A jak wiadomo, to dla przyjaciół chcemy jak najlepiej. Ty jesteś jedną z najlepszych czarownic.
- Kol, nie musisz mi pomagać. Jeśli Bonnie nie będzie chciała mi pomagać, zrozumiem. Poradzę sobie jakoś.
- Zgadzam się – odezwała się po chwili Bennett. – Będę cię uczyć.
         Wszyscy uśmiechnęli się do siebie, a Alice z radości rzuciła się na czarownicę. Jeszcze bardziej ją zaskoczyła.
- Dziękuję – szepnęła jej do ucha.
- Hmm… nie ma sprawy – wydusiła. – Zaczniemy jutro, dobrze? Po południu spotkamy się u mnie. Zapiszę ci później adres na kartce.
- Nie ma sprawy. Jeszcze raz dziękuję – puściła ją i spojrzała na Kola. – Mogłabym porozmawiać z Kolem na osobności? – zapytała po chwili.
- Jasne, pójdę do salonu. Znajdę jakąś kartkę i długopis…
         Kiedy zostali sami, Alice zaczęła.
- Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej?
- Wiedziałem, że o to zapytasz. Ale nie umiem ci na to odpowiedzieć. Może chciałem cię ochronić przed prawdą? Pewnie jesteś zła… - nie dokończył, bo przerwała mu.
- Nie jestem zła. Ani trochę. Ja też nie wyjawiłabym tego, na twoim miejscu. Nie chodzi mi o to, że jesteś potworem, bo nie jesteś.
- Uważasz, że nie jestem potworem? Po tylu rzeczach, co zrobiłem?
- Hmm… Nie obchodzi mnie przeszłość – odparła w końcu. Wbiła wzrok w podłogę. – Nie chcę o niej myśleć. Wiem, że jakbyś chciał, zabiłbyś mnie. Nie zrobiłeś tego jednak. Wiedziałeś, że jestem czarownicą. Spoliczkowałam cię w barze, a ty nawet mnie nie zraniłeś… A mogłeś. Mówiłeś, że często się mścisz. Dlaczego mnie nie zabiłeś?
- Ponieważ to nie był powód do zemsty. Należało mi się. Zostawiłem cię i żałuję tego…
- Wyjdziemy na zewnątrz? – przerwała nagle. – Wezmę kartkę z adresem od Bonnie i wyjdziemy.
         Kol pokiwał twierdząco głową lekko zdezorientowany. Brunetka wybiegła z przedsionku, w którym stali.
- Możemy iść – powiedziała, gdy zjawiła się z powrotem.

* * * * *



Gdy Klaus i Katherine zostali sami, Toby uznał, że pójdzie się
przewietrzyć i wróci za kilka godzin. Chciał ochłonąć i przemyśleć wszystko. Nie wiedział, co powiedzieć Katherine o obrazie, który odkryła.
         Klaus i Katherine wreszcie zostali sami. Czekali na prywatność.
- Jakbyśmy mieszkali razem z Kolem i Elijah mielibyśmy więcej prywatności. Rebeki się pozbyłem na jakiś czas…
- Dobrze. Przeprowadźmy się tam już dzisiaj – stwierdziła nagle.
- Jesteś pewna?- spytał po pewnym czasie zaskoczony.
- Oczywiście. Musimy Toby’emu dać trochę swobody. Zawsze możemy go odwiedzić – Kath była nadal poirytowana, że nie zakończyła rozmowy z Nowicjuszem. Nie byłaby pewna, czy mówiłby prawdę.
- Więc postanowione. Po drodze wstąpimy do jakiegoś sklepu, jeśli będziesz chciała.
- Nowe ciuszki! Przydadzą się – klasnęła w dłonie uradowana.
         Usiadła na niego rozkrokiem. On objął ją w tali i przyciągnął do siebie, tak, aby ich usta się zetknęły. Czuła, że wypełnia ją gorąco. Oderwała się od niego, żeby złapać oddech.
- Nie dostaniesz więcej na razie. Poczekamy do wieczora. A na zakupy pójdę sama – mrugnęła do niego zalotnie, jednak nadal na nim siedziała.
- Zachęcasz mnie samą pozycją – próbował ją pocałować, ale nie udało mu się, bo Katherine wstała.
- Nie ma mowy… Muszę się dla ciebie uszykować. Dasz mi pieniądze? – z jej twarzy nie znikał uśmiech.
- Jesteś nieprzewidywalna – odparł.
- W końcu jestem Katherine Pierce. Zobaczymy się w domu.
- A Toby?
- Zostaw mu wiadomość, proszę.
         Chciała już wyjść, lecz odwróciła się na pięcie w stronę swojego lubego.
- Mogłabym?
         Klaus roześmiał się i wyciągnął z tylnej kieszeni portfel. Wyciągnął z niego sporą sumkę i dał je ukochanej.
- Przyzwyczajenie – oznajmiła i wzruszyła ramionami. Na pożegnanie pocałowała pierwotnego przelotnie prosto w usta i wyszła.
         Kierowała się najpierw do fryzjera. Nie wiedziała, którego wybrać, bo nigdy go nie potrzebowała. Chciała dzisiaj wyglądać olśniewająco. Weszła do jednego zakładu i rozglądnęła się. Dwie kobiety siedziały na krzesłach, czytając jakieś magazyny. Spojrzały na Katherine uśmiechnięte.
- Pomóc w czymś? – usłyszała piskliwy głos jakiejś kobiety.
         Obróciwszy się, ujrzała niską, młodą dziewczynę w fartuszku, jaki nosili fryzjerzy i wysokich butach. Włosy miała długie ułożone w stylową fryzurę. Jasne, niebieskie oczy, pasowały do jej ciemniejszej karnacji.
- Chciałabym odświeżyć fryzurę.
- Kiedy? Musiałabym najpierw ustalić termin. Jak pani widzi, mam jeszcze klientki – odparła zerkając na kobiety.
- Chciałam zrobić mojemu ukochanemu niespodziankę. Na dzisiaj.
- Jak facet to poważna sprawa. Może pani wrócić za dwie godziny? Powinnam mieć przerwę, ale zrobię wyjątek – uśmiechnęła się.
- Jasne, dziękuję. Bardzo rzadko bywam u fryzjera. Już zapomniałam, jak to mieć inne uczesanie – westchnęła.
- Będzie pani pięknie wyglądała.
         Opuszczając salon, Kath uśmiechnęła się do siebie. Przez te dwie godziny mogła zaszaleć i pokupować ubrania. Chciała jednak zacząć od poszukiwania seksownej bielizny, która skusi nawet hybrydę.
         Weszła do jednego z droższych sklepów. Poprosiła sprzedawczyni, żeby wybrała dla niej czarną lub czerwoną koronkową bieliznę. Kobieta zrozumiała ją od razu.
- Jaka cena… - nie dokończyła.
- Cena nie gra roli – przerwała jej Katherine.
         Chodziła tak po mieście,

po następnych sklepach. Skończyła, mając pięć torb. W każdej z nich mieściła się niejedna rzecz. W jednej para butów, w drugiej trzy pary spodni, w następnej bielizna, w czwartej bluzki, a w ostatniej małe drobiazgi. Pójdzie jeszcze do fryzjera i  kosmetyczki. Miała nadzieję, że zrobi wrażenie na Klausie.
- Jest pani w samą porę – oznajmiła fryzjerka, gdy ujrzała Pierce.
- W wolnym czasie zrobiłam jakieś zakupy – pomachała torbami.
- Sporo tego. Ja mogę sobie o takich zakupach pomarzyć – westchnęła. – Niech pani postawi je tam – wskazała miejsce obok stolika. – A pani usiądzie w fotelu. Ma pani ochotę na kawę, herbatę?
- Poproszę kawę. Najlepiej czarną.
- Dobrze – uśmiechnęła się przyjaźnie.
         Katherine odłożyła torby i usiadła na wyznaczonym miejscu. Spodobało jej się to. Nigdy nie chodziła do fryzjera. Kiedy była człowiekiem, włosy obcinała jej matka, ale to i tak bardzo rzadko.
- Co pani chce zrobić z włosami?
- Po pierwsze, mów mi Katherine – spojrzała w lustro, by ją zobaczyć.
- Jestem Mia.
- Po drugie, Mia, zrób z nimi coś, żebym wyglądała pięknie. Chcę, żeby był zachwycony.
- Rozumiem – odparła i zabrała się za rozczesywanie włosów. – Najpierw umyje ci włosy.
         Tak też zrobiła. Efekt końcowy bardzo spodobał się Katherine. Była zadowolona, że akurat ten zakład wybrała. Na koniec Mia wykonała kilka swoich drobnych sztuczek fryzjerskich.
- I jak? – zapytała.
- Jesteś genialna – powiedziała szczerze. – Ile płacę?
- Nie dzisiaj.
- Nie możesz tak… Wykonałaś świetną robotę. Masz – podała jej kilka banknotów o dużych nominałach – zaszalej za to na mieście. – Mrugnęła do niej i wstała.
- Bardzo dziękuję, Katherine. Przyjdź kiedy chcesz, a zrobię ci fryzurę jaką będziesz chciała.
- Dobrze. Ja już uciekam. Wstąpię jeszcze do kosmetyczki.
- Zostań. Znam się trochę na tym. Kiedyś byłam kosmetyczką i mam na zapleczu przybory.
- Uratujesz mnie – udawała przejętą, lecz chciała po prostu, żeby jej uwierzyła.
- Siadaj z powrotem, ja zaraz wrócę.
         Gdy w końcu była gotowa, wyszła obładowana torbami. Zapłaciła sporo, ale czego się nie robi, by zachwycić mężczyznę swoim widokiem? Musiała się postarać. Chciała skorzystać z wszystkiego, kiedy była człowiekiem. Szansa może się nie powtórzyć. Skierowała się w stronę domu Mikaelsonów. Na Toby’ego była trochę zła, ale wiedziała, że niedługo jej przejdzie i będzie musiała z nim rozmawiać. Jednak postanowiła nie zawracać sobie dzisiaj nim głowy.
         Kiedy doszła przed dom, zapukała cicho. Nie chciała zrobić złego wrażenia, chociaż już nieraz tak zrobiła. Drzwi otworzył jej Elijah.
- Katerina. Wejdź.
- Witaj, Elijah. Jest Klaus?
- Nie… Wyszedł. Wróci wieczorem.
- Nawet lepiej – uśmiechnęła się pod nosem.
- Wyglądasz… Olśniewająco – powiedział.
- Dziękuję. Zajęło mi sporo czasu przygotowanie się, ale mam nadzieję, że Niklausowi będę się podobała.
- Na pewno.
         Stanęli w salonie. Katherine odłożyła zakupy na jeden z foteli. Usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać.
- Pokażesz mi później pokój?
- Oczywiście. Klaus już wszystko uszykował. Stwierdził, że na pewno ci się spodoba. Nie jest taki nowoczesny, ale…
- Zobaczę później – oznajmiła spokojnie, uśmiechając się lekko do niego. – Cieszę się, że zgodziliście się z Kolem, żebym z Klausem tu zamieszkała.
- Nie ma za co.
- Właśnie… Gdzie jest Kol? – rozglądnęła się poszukując wzrokiem bruneta.
- Powinien niedługo wrócić.
- Mam prośbę. Chciałabym wieczorem zostać z Klausem sama. Najlepiej całą noc.
- Nie martw się. Klaus nam już mówił. Wrócimy jutro po południu
- Oh.. Dzięki.
         Do salonu wszedł Kol. Gdy ujrzał Katherine wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu.
- No, no... – gwizdnął. – Ale się wyszykowałaś. Powoli zaczynam być zazdrosny…
         Kath zachichotała. Na jej twarz wpłynęły rumieńce. Czuła się przyjemnie. Mogła zadbać o siebie, jako człowiek. Niestety były też minusy… Wolniejsze ruchy, ból głowy, szybkie zmęczenie, szybciej i w większym stopniu odczuwała zimno. Na razie nie wszystko jej dokuczało, jednak może się to niedługo zmienić.
- Nie masz o co… A w ogóle gdzie byłeś? O ile dobrze widziałam, wyszedłeś z Alice – posłała mu znaczące spojrzenie.
- Jeszcze do niczego nie doszło, dużo rozmawialiśmy.
- Jeszcze? – zapytała, śmiejąc się. – Podoba ci się i chciałbyś do niej wrócić.
- Katherine! – krzyknął poirytowany Kol.
- A kiedy ja poznam, jak słyszę uroczą Alice? – wtrącił Elijah.
         Katherine i Kol spojrzeli na pierwotnego z uśmiechami na twarzach.
- Pytanie kieruj do Kola. To w końcu jego dziewczyna – zaczęła Kath, wzruszając ramionami.
- Nie jest moją dziewczyną.
- No tak wspominałeś kiedyś, że ona chciałaby wziąć z tobą ślub i mieć dzieci. Wtedy jeszcze nie wiedziała, kim jesteś.
         Kol chciał już coś powiedzieć, lecz powstrzymał się. Machnął na nią ręką i zwrócił się do brata.
- Możemy iść do niej wieczorem. W końcu mieliśmy wyjść. Zadzwonię do niej.
         Kath się zdziwiła. Pierwotny nie chciał jej dokuczyć, choć zawsze to robił. Wydawało jej się, że naprawdę się zakochał. Ale nie była tego całkowicie pewna. Nie miała zamiaru się wtrącać. Przynajmniej na razie.
- Elijah, pokażesz mi pokój? – zapytała po chwili.
         Na potwierdzenie pierwszy skinął głową. Wstali, zostawiając Kola samego, który zdążył już wypić szklankę whisky. Poprowadził ją na górę. Jak na dżentelmena przystało, wziął ze sobą zakupy Katherine, chociaż o to nie prosiła. Zatrzymał się przy drzwiach po prawej na końcu korytarza. Postawił torby na ziemi. Po drodze wskazał, gdzie może skorzystać z łazienki.
- Zostawiam cię samą. Jeśli ci się nie spodoba pokój, skorzystaj z jakiego chcesz. Tylko nie wyrzucaj niczego – ostrzegł i chwilę później go nie było.
          Katherine wzięła oddech i otworzyła drzwi. Miała ochotę krzyknąć z zachwytu, ale nie zrobiła tego. Pokój bardzo jej się podobał. Duży, jasny, elegancki, a zarazem wygodny i stylowy. Łóżko było wielkie i pościelone. Gdy Kath na nim usiadła, poczuła się cudownie. Było miękko i przytulnie.
         Szafy były małe, ale spostrzegła drzwi naprzeciw łoża. Ciekawa wstała i otworzyła je na oścież. Zaparło jej dech w piersi. Miała własną garderobę! Wypełnioną do połowy. Buty: wysokie, niskie, kozaki; sukienki: eleganckie, wieczorowe, krótkie, imprezowe oraz najzwyklejsze… I inne boskie ubrania. Klaus się postarał. Zadbał o wszystkie jej potrzeby.
         Wypuściła ze świstem powietrze, kiedy zorientowała się, że wstrzymała oddech. Miała ochotę przymierzyć wszystkie ciuchy, które się tam znajdowały. Jednak powstrzymała się, ponieważ miała zamiar powoli się uszykować dla ukochanego. Zeszła na dół, by się upewnić, czy pierwotnych nie ma w domu. Gdy tak się stało wróciła na górę i wyciągnęła najbardziej seksowną bieliznę, którą dzisiaj kupiła. Na nią założyła cienki szlafrok, który ledwo sięgał do jej ud. Schowała nowo zakupione rzeczy do garderoby i spojrzała w swoje odbicie w lustrze. Uznała, że wygląda całkiem nieźle.
         Usiadła na łóżko, zamyślając się. Kiedy usłyszała, że ktoś wchodzi do domu, weszła do garderoby i zamknęła się. Chciała zrobić pierwotnemu miłą niespodziankę. Stresowała się jak nigdy. Może to przez to, że jest teraz człowiekiem? Czuła, jak ręce zrobiły się wilgotne. Wytarła je szybko i wzięła głęboki oddech.
- Katherine, jestem! – usłyszała głos swojego lubego zza drzwi. – Mam szampana! Wiem, że chciałabyś poprzymierzać ubrania… ale zostaw to na później – mówił spokojnie. Pewnie domyślił się, że Kath jest w garderobie.
         Pierce po chwili otwarła drzwi i ujrzała pierwotnego, który nalewał szampana do kieliszków. Gdy Klaus się obejrzał, uśmiechnął się uwodzicielsko. Przejechał wzrokiem po jej długich nogach. Nadal miała na sobie szlafrok. Chciała go zachęcić.
- Wow. Nie spodziewałem się, że się dla mnie wyszykujesz. Wyglądasz pięknie.
- Straciłam trochę pieniędzy, ale dla ciebie zawsze kochanie – podeszła do niego. Cmoknęła go w policzek i szepnęła mu do ucha: „Jeśli chcesz, weź mnie”.
         Z jej twarzy nie zniknął uśmiech.
- Myślałem, że napijemy się szampana, ale skoro nalegasz…
         Katherine popchnęła go jedną ręką na łóżko. Klaus się nie opierał. Usiadła na nim i nachyliła się, by go pocałować. Ich wargi się zetknęły. Brunetka powoli się podnosiła, by go jeszcze bardziej zachęcić. Pierwotny zdjął z siebie bluzkę. Katherine spojrzała na jego tors i tatuaż. Był boski. Cały. Pragnęła go. Kochała go. Klaus przyciągnął ją do siebie i zaczął całować namiętnie. Z ust przeszedł na szyję. Ręką zsunął jej z ramienia szlafrok. Dyszał ciężko. Teraz Katherine leżała pod nim. Petrova nie pozbyła się całkiem szlafroku. Miała go jedynie odwiązanego.
- Nie przypominam sobie, bym kupował ci taką seksowną bieliznę – zmierzył ją pożądającym wzrokiem. Miał rację. Wyglądała świetnie w czarnej koronkowej bieliźnie.
- Wybrałam tą najlepszą. Dla ciebie – szepnęła mu do ucha, przewracając go, by znalazł się pod nią.
         Całowali się jeszcze chwilę, a następnie Katherine zajęła się ściąganiem spodni z ukochanego. Gdy się już ich pozbyła, Klaus zrobił to samo z jej szlafrokiem. Zostali w samej bieliźnie.
         Kiedy Pierce ponownie znalazła się pod hybrydą, on zjechał ustami na brzuch i stopniowo całował ją wyżej. Na początku brunetka wygięła się w łuk. Gdy już dotarł do szyi poczuła podniecenie. Czuła jak jego kły delikatnie się wydłużają.
- Zrób to. Nakarm się na mnie – powiedziała zdyszana.  
         Nie odpowiedział. Wgryzł się w jej żyłę. Jęknęła przeciągle i dość głośno. Nie czuła bólu. Była odprężona… Niklaus skończył pić oblizał wargi i wytarł z szyi Kath resztę krwi. Miała jeszcze dość energii by znowu znaleźć się nad nim. Znowu się całowali namiętnie. Ich języki tańczyły ze sobą. Pierwszy sięgnął dłońmi na jej plecy.
         Po chwili byli nadzy. Klaus szeptał jej imię, kiedy się całowali.
- Pragnę cię i kocham – powiedziała w końcu.
- Ja ciebie też, Katherine. Kocham cię i pragnę cię równie mocno, jak ty mnie, a nawet bardziej – odparł.
- Więc zrób to – szepnęła uśmiechając się.


* * * * *

         Katherine, gdy tylko się obudziła, obróciła głowę w prawą stronę. Nie było przy niej Klausa, ale wiedziała, że jest w domu. Czuła się cudownie. Ostatnia noc była dla niej cudowna. Cieszyła się, że mogła to zrobić, będąc człowiekiem. Mogłaby nim zostać do końca, ale chciała żyć wiecznie. Nie miała zamiaru przeżyć kilkadziesiąt lat i umrzeć. Tym bardziej, że Klaus był pierwotnym. Nieśmiertelnym. Mógł go zabić jedynie kołek z białego dębu. Tak się składało, że istniał tylko jeden i nie dało się go zniszczyć. A miał go sam Klaus.
         Pierce przeciągnęła się i ziewnęła. Okryła się kołdrą i wspominała ostatnią noc. Kiedy Niklaus szeptał jej imię jak jego własną modlitwę, chociaż nie był religijny. Kiedy wyznał jej miłość, po tym jak ona to zrobiła.
- Wstałaś już Katherine? – zapytał Klaus, wchodząc do sypialni z tacą.
- Jak widać – powiedziała zadowolona. – To dla mnie? – skinęła głową na tacę.
- Śniadanie dla pięknej i cudownej kobiety – podał jej ją.
         Były na niej kanapki z sałatą, kubek z jej ulubioną kawą i inne rozmaitości.
- Dziękuję – przyjęła ją z wdzięcznością. Nie jadła nic od wczorajszego popołudnia.
- Dostaliśmy zaproszenie na imprezę od Alice. Organizuje ją w Nowym Orleanie. 


______________________


 No i skończyłam :) Jak zwykle mam nadzieję, że się będzie podobać. Nie wyszedł mi chyba zbyt dobrze... I trochę krótki. Przepraszam, że tak późno, ale ostatnie dwa tygodnie to było piekło w szkole... 
W weekend spróbuję się wyrobić z nowym rozdziałem o Kolu i Katherine :3 
I czemu Claire zrezygnowała z roli w The Originals?! Będę tęskniła za nią... 
Hm... coś jeszcze?
Jak wam się podoba moment Klausa i Katherine? Namyśliłam się i jakoś napisałam :p Wybaczcie, jeśli zepsułam ten moment na końcu, ale pierwszy raz próbowałam opisać tą sytuacje :)
Kometujesz = motywujesz