Miała zamiar dowiedzieć się,
dlaczego trzyma coś takiego na strychu. Musiała się dowiedzieć, skąd to ma…
Weszła do pokoju, w którym sypiała, a kiedy Toby wszedł za nią, zamknęła drzwi,
by nikt nie podsłuchiwał.
- Toby…
- Katherine. Klaus chciał cię
zabić? I jeszcze z nim jesteś?
- Chciał mnie zabić, bo był
samotny. Nie znał podobnych do siebie. Dzięki mnie, by to miał… Wybaczyłam mu
to po pewnym czasie. Zakochaliśmy się i tak wyszło, ale muszę o czymś innym z
tobą porozmawiać…
- Nie rozumiem. Stałaś się
wampirem przez niego? Wybaczyłaś mu?
- A ty wybaczyłeś mi? Przeze
mnie stałeś się, tym kim jesteś.
- To inna sytuacja… -
pokręcił głową. – Ja ciebie wtedy już kochałem.
- Nie teraz. Muszę najpierw
to zrozumieć – skierował się w stronę drzwi.
- Nie! Najpierw muszę się
dowiedzieć, czemu masz portret osoby, która wygląda jak ja. – chwyciła go mocno
za ramię i odwróciła ku sobie.
- Byłaś na strychu?
Katherine…
- To jest następny sobowtór,
czy ja? Skąd wziąłeś ten obraz? – zapytała się stanowczo.
Nie odpowiedział jednak, gdyż do pokoju weszła Alice.
Wchodząc, stanęła momentalnie.
- Nie przeszkadzam wam w
rozmowie? Klaus już opowiedział w skrócie swoją historię. Poprosił, żebym po was
przyszła – jej głos zmieniał się z przyjemnego w bardziej chłodny. Tak naprawdę
nie znała Katherine. Nie wiedziała, czego się po niej spodziewać.
- Dobrze. Toby… Porozmawiamy
później – odparła, spojrzała na Nowicjusza i wymijając go i Alice wyszła z pokoju.
Wchodząc do salonu Katherine czuła się dziwnie. Nie
wiedziała jeszcze skąd Toby miał obraz przedstawiający ją lub jej sobowtóra… Postanowiła
się nie zamęczać tymi myślami w tamtej chwili. Usiadła na kolanach ukochanego,
który uśmiechnął się do niej.
- Jak tam? Podjęłaś już
decyzję w sprawie miejsca zamieszkania? – szepnął jej do ucha.
- Jeszcze nie… Dam ci
odpowiedź niebawem – powiedziała wymuszając uśmiech.
Do salonu weszli Alice i Toby z pochmurnymi minami.
Czarownica spojrzała znacząco na Bonnie, na co Bennett wstała i wyszła za nią.
Chciała porozmawiać o magii i zaklęciach. Musiała się dowiedzieć, czy mogłaby
ją nauczyć czarować. Chciała tego. Chciała spróbować.
- Bonnie. Mam pytanie… -
zaczęła.
- Jasne, to normalne. Sama
miałabym setki pytań. O co chodzi? – spojrzała na nią z troską.
- Chciałabym wiedzieć, czy
mogłabyś mnie nauczyć zaklęć i takich tam. Chciałabym się wszystkiego
dowiedzieć.
Na twarzy Bonnie malowało się zaskoczenie. Otwarła buzię,
ale zamknęła ją po chwili.
- Nie wiem, co powiedzieć…
- Zgódź się – oznajmił głos
zza jej pleców. Kiedy się obejrzała, zobaczyła Kola.
- Czemu ci na tym zależy? –
zapytała.
- Ponieważ Alice to moja
przyjaciółka. A jak wiadomo, to dla przyjaciół chcemy jak najlepiej. Ty jesteś
jedną z najlepszych czarownic.
- Kol, nie musisz mi pomagać.
Jeśli Bonnie nie będzie chciała mi pomagać, zrozumiem. Poradzę sobie jakoś.
- Zgadzam się – odezwała się
po chwili Bennett. – Będę cię uczyć.
Wszyscy uśmiechnęli się do siebie, a Alice z radości rzuciła
się na czarownicę. Jeszcze bardziej ją zaskoczyła.
- Dziękuję – szepnęła jej do
ucha.
- Hmm… nie ma sprawy –
wydusiła. – Zaczniemy jutro, dobrze? Po południu spotkamy się u mnie. Zapiszę
ci później adres na kartce.
- Nie ma sprawy. Jeszcze raz
dziękuję – puściła ją i spojrzała na Kola. – Mogłabym porozmawiać z Kolem na
osobności? – zapytała po chwili.
- Jasne, pójdę do salonu.
Znajdę jakąś kartkę i długopis…
Kiedy zostali sami, Alice zaczęła.
- Czemu mi nie powiedziałeś
wcześniej?
- Wiedziałem, że o to zapytasz.
Ale nie umiem ci na to odpowiedzieć. Może chciałem cię ochronić przed prawdą?
Pewnie jesteś zła… - nie dokończył, bo przerwała mu.
- Nie jestem zła. Ani trochę.
Ja też nie wyjawiłabym tego, na twoim miejscu. Nie chodzi mi o to, że jesteś
potworem, bo nie jesteś.
- Uważasz, że nie jestem
potworem? Po tylu rzeczach, co zrobiłem?
- Hmm… Nie obchodzi mnie
przeszłość – odparła w końcu. Wbiła wzrok w podłogę. – Nie chcę o niej myśleć.
Wiem, że jakbyś chciał, zabiłbyś mnie. Nie zrobiłeś tego jednak. Wiedziałeś, że
jestem czarownicą. Spoliczkowałam cię w barze, a ty nawet mnie nie zraniłeś… A
mogłeś. Mówiłeś, że często się mścisz. Dlaczego mnie nie zabiłeś?
- Ponieważ to nie był powód
do zemsty. Należało mi się. Zostawiłem cię i żałuję tego…
- Wyjdziemy na zewnątrz? –
przerwała nagle. – Wezmę kartkę z adresem od Bonnie i wyjdziemy.
Kol pokiwał twierdząco głową lekko zdezorientowany. Brunetka
wybiegła z przedsionku, w którym stali.
- Możemy iść – powiedziała,
gdy zjawiła się z powrotem.
*
* * * *
Gdy
Klaus i Katherine zostali sami, Toby uznał, że pójdzie się
przewietrzyć i wróci za kilka
godzin. Chciał ochłonąć i przemyśleć wszystko. Nie wiedział, co powiedzieć
Katherine o obrazie, który odkryła.
Klaus i Katherine wreszcie zostali sami. Czekali na
prywatność.
- Jakbyśmy mieszkali razem z
Kolem i Elijah mielibyśmy więcej prywatności. Rebeki się pozbyłem na jakiś
czas…
- Dobrze. Przeprowadźmy się
tam już dzisiaj – stwierdziła nagle.
- Jesteś pewna?- spytał po pewnym czasie zaskoczony.
- Oczywiście. Musimy Toby’emu
dać trochę swobody. Zawsze możemy go odwiedzić – Kath była nadal poirytowana,
że nie zakończyła rozmowy z Nowicjuszem. Nie byłaby pewna, czy mówiłby prawdę.
- Więc postanowione. Po
drodze wstąpimy do jakiegoś sklepu, jeśli będziesz chciała.
- Nowe ciuszki! Przydadzą się
– klasnęła w dłonie uradowana.
Usiadła na niego rozkrokiem. On objął ją w tali i
przyciągnął do siebie, tak, aby ich usta się zetknęły. Czuła, że wypełnia ją
gorąco. Oderwała się od niego, żeby złapać oddech.
- Nie dostaniesz więcej na
razie. Poczekamy do wieczora. A na zakupy pójdę sama – mrugnęła do niego
zalotnie, jednak nadal na nim siedziała.
- Zachęcasz mnie samą pozycją
– próbował ją pocałować, ale nie udało mu się, bo Katherine wstała.
- Nie ma mowy… Muszę się dla
ciebie uszykować. Dasz mi pieniądze? – z jej twarzy nie znikał uśmiech.
- Jesteś nieprzewidywalna –
odparł.
- W końcu jestem Katherine
Pierce. Zobaczymy się w domu.
- A Toby?
- Zostaw mu wiadomość,
proszę.
Chciała już wyjść, lecz odwróciła się na pięcie w stronę
swojego lubego.
- Mogłabym?
Klaus roześmiał się i wyciągnął z tylnej kieszeni portfel.
Wyciągnął z niego sporą sumkę i dał je ukochanej.
- Przyzwyczajenie – oznajmiła
i wzruszyła ramionami. Na pożegnanie pocałowała pierwotnego przelotnie prosto w
usta i wyszła.
Kierowała się najpierw do fryzjera. Nie wiedziała, którego
wybrać, bo nigdy go nie potrzebowała. Chciała dzisiaj wyglądać olśniewająco.
Weszła do jednego zakładu i rozglądnęła się. Dwie kobiety siedziały na
krzesłach, czytając jakieś magazyny. Spojrzały na Katherine uśmiechnięte.
- Pomóc w czymś? – usłyszała
piskliwy głos jakiejś kobiety.
Obróciwszy się, ujrzała niską, młodą dziewczynę w fartuszku,
jaki nosili fryzjerzy i wysokich butach. Włosy miała długie ułożone w stylową
fryzurę. Jasne, niebieskie oczy, pasowały do jej ciemniejszej karnacji.
- Chciałabym odświeżyć
fryzurę.
- Kiedy? Musiałabym najpierw
ustalić termin. Jak pani widzi, mam jeszcze klientki – odparła zerkając na
kobiety.
- Chciałam zrobić mojemu
ukochanemu niespodziankę. Na dzisiaj.
- Jak facet to poważna
sprawa. Może pani wrócić za dwie godziny? Powinnam mieć przerwę, ale zrobię
wyjątek – uśmiechnęła się.
- Jasne, dziękuję. Bardzo
rzadko bywam u fryzjera. Już zapomniałam, jak to mieć inne uczesanie –
westchnęła.
- Będzie pani pięknie wyglądała.
Opuszczając salon, Kath uśmiechnęła się do siebie. Przez te
dwie godziny mogła zaszaleć i pokupować ubrania. Chciała jednak zacząć od
poszukiwania seksownej bielizny, która skusi nawet hybrydę.
Weszła do jednego z droższych sklepów. Poprosiła
sprzedawczyni, żeby wybrała dla niej czarną lub czerwoną koronkową bieliznę.
Kobieta zrozumiała ją od razu.
- Jaka cena… - nie
dokończyła.
- Cena nie gra roli – przerwała jej Katherine.
Chodziła tak po mieście,
po następnych sklepach. Skończyła, mając pięć torb. W każdej z nich mieściła się niejedna rzecz. W jednej para butów, w drugiej trzy pary spodni, w następnej bielizna, w czwartej bluzki, a w ostatniej małe drobiazgi. Pójdzie jeszcze do fryzjera i kosmetyczki. Miała nadzieję, że zrobi wrażenie na Klausie.
- Jest pani w samą porę –
oznajmiła fryzjerka, gdy ujrzała Pierce.
- W wolnym czasie zrobiłam
jakieś zakupy – pomachała torbami.
- Sporo tego. Ja mogę sobie o
takich zakupach pomarzyć – westchnęła. – Niech pani postawi je tam – wskazała
miejsce obok stolika. – A pani usiądzie w fotelu. Ma pani ochotę na kawę,
herbatę?
- Poproszę kawę. Najlepiej
czarną.
- Dobrze – uśmiechnęła się
przyjaźnie.
Katherine odłożyła torby i usiadła na wyznaczonym miejscu.
Spodobało jej się to. Nigdy nie chodziła do fryzjera. Kiedy była człowiekiem,
włosy obcinała jej matka, ale to i tak bardzo rzadko.
- Co pani chce zrobić z
włosami?
- Po pierwsze, mów mi
Katherine – spojrzała w lustro, by ją zobaczyć.
- Jestem Mia.
- Po drugie, Mia, zrób z nimi
coś, żebym wyglądała pięknie. Chcę, żeby był zachwycony.
- Rozumiem – odparła i
zabrała się za rozczesywanie włosów. – Najpierw umyje ci włosy.
Tak też zrobiła. Efekt końcowy bardzo spodobał się
Katherine. Była zadowolona, że akurat ten zakład wybrała. Na koniec Mia
wykonała kilka swoich drobnych sztuczek fryzjerskich.
- I jak? – zapytała.
- Jesteś genialna –
powiedziała szczerze. – Ile płacę?
- Nie dzisiaj.
- Nie możesz tak… Wykonałaś
świetną robotę. Masz – podała jej kilka banknotów o dużych nominałach –
zaszalej za to na mieście. – Mrugnęła do niej i wstała.
- Bardzo dziękuję, Katherine.
Przyjdź kiedy chcesz, a zrobię ci fryzurę jaką będziesz chciała.
- Dobrze. Ja już uciekam.
Wstąpię jeszcze do kosmetyczki.
- Zostań. Znam się trochę na
tym. Kiedyś byłam kosmetyczką i mam na zapleczu przybory.
- Uratujesz mnie – udawała
przejętą, lecz chciała po prostu, żeby jej uwierzyła.
- Siadaj z powrotem, ja zaraz
wrócę.
Gdy w końcu była gotowa, wyszła obładowana torbami. Zapłaciła
sporo, ale czego się nie robi, by zachwycić mężczyznę swoim widokiem? Musiała
się postarać. Chciała skorzystać z wszystkiego, kiedy była człowiekiem. Szansa
może się nie powtórzyć. Skierowała się w stronę domu Mikaelsonów. Na Toby’ego
była trochę zła, ale wiedziała, że niedługo jej przejdzie i będzie musiała z
nim rozmawiać. Jednak postanowiła nie zawracać sobie dzisiaj nim głowy.
Kiedy doszła przed dom, zapukała cicho. Nie chciała zrobić
złego wrażenia, chociaż już nieraz tak zrobiła. Drzwi otworzył jej Elijah.
- Katerina. Wejdź.
- Witaj, Elijah. Jest Klaus?
- Nie… Wyszedł. Wróci
wieczorem.
- Nawet lepiej – uśmiechnęła
się pod nosem.
- Wyglądasz… Olśniewająco –
powiedział.
- Dziękuję. Zajęło mi sporo
czasu przygotowanie się, ale mam nadzieję, że Niklausowi będę się podobała.
- Na pewno.
Stanęli w salonie. Katherine odłożyła zakupy na jeden z
foteli. Usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać.
- Pokażesz mi później pokój?
- Oczywiście. Klaus już
wszystko uszykował. Stwierdził, że na pewno ci się spodoba. Nie jest taki nowoczesny,
ale…
- Zobaczę później – oznajmiła
spokojnie, uśmiechając się lekko do niego. – Cieszę się, że zgodziliście się z
Kolem, żebym z Klausem tu zamieszkała.
- Nie ma za co.
- Właśnie… Gdzie jest Kol? –
rozglądnęła się poszukując wzrokiem bruneta.
- Powinien niedługo wrócić.
- Mam prośbę. Chciałabym
wieczorem zostać z Klausem sama. Najlepiej całą noc.
- Nie martw się. Klaus nam
już mówił. Wrócimy jutro po południu
- Oh.. Dzięki.
Do salonu wszedł Kol. Gdy ujrzał Katherine wyszczerzył swoje
białe zęby w uśmiechu.
- No, no... – gwizdnął. – Ale
się wyszykowałaś. Powoli zaczynam być zazdrosny…
Kath zachichotała. Na jej twarz wpłynęły rumieńce. Czuła się
przyjemnie. Mogła zadbać o siebie, jako człowiek. Niestety były też minusy…
Wolniejsze ruchy, ból głowy, szybkie zmęczenie, szybciej i w większym stopniu
odczuwała zimno. Na razie nie wszystko jej dokuczało, jednak może się to
niedługo zmienić.
- Nie masz o co… A w ogóle
gdzie byłeś? O ile dobrze widziałam, wyszedłeś z Alice – posłała mu znaczące
spojrzenie.
- Jeszcze do niczego nie
doszło, dużo rozmawialiśmy.
- Jeszcze? – zapytała,
śmiejąc się. – Podoba ci się i chciałbyś do niej wrócić.
- Katherine! – krzyknął
poirytowany Kol.
- A kiedy ja poznam, jak
słyszę uroczą Alice? – wtrącił Elijah.
Katherine i Kol spojrzeli na pierwotnego z uśmiechami na
twarzach.
- Pytanie kieruj do Kola. To
w końcu jego dziewczyna – zaczęła Kath, wzruszając ramionami.
- Nie jest moją dziewczyną.
- No tak wspominałeś kiedyś,
że ona chciałaby wziąć z tobą ślub i mieć dzieci. Wtedy jeszcze nie wiedziała,
kim jesteś.
Kol chciał już coś powiedzieć, lecz powstrzymał się. Machnął
na nią ręką i zwrócił się do brata.
- Możemy iść do niej
wieczorem. W końcu mieliśmy wyjść. Zadzwonię do niej.
Kath się zdziwiła. Pierwotny nie chciał jej dokuczyć, choć
zawsze to robił. Wydawało jej się, że naprawdę się zakochał. Ale nie była tego
całkowicie pewna. Nie miała zamiaru się wtrącać. Przynajmniej na razie.
- Elijah, pokażesz mi pokój?
– zapytała po chwili.
Na potwierdzenie pierwszy skinął głową. Wstali, zostawiając
Kola samego, który zdążył już wypić szklankę whisky. Poprowadził ją na górę.
Jak na dżentelmena przystało, wziął ze sobą zakupy Katherine, chociaż o to nie
prosiła. Zatrzymał się przy drzwiach po prawej na końcu korytarza. Postawił
torby na ziemi. Po drodze wskazał, gdzie może skorzystać z łazienki.
- Zostawiam cię samą. Jeśli
ci się nie spodoba pokój, skorzystaj z jakiego chcesz. Tylko nie wyrzucaj
niczego – ostrzegł i chwilę później go nie było.
Katherine wzięła
oddech i otworzyła drzwi. Miała ochotę krzyknąć z zachwytu, ale nie zrobiła
tego. Pokój bardzo jej się podobał. Duży, jasny, elegancki, a zarazem wygodny i
stylowy. Łóżko było wielkie i pościelone. Gdy Kath na nim usiadła, poczuła się
cudownie. Było miękko i przytulnie.
Szafy były małe, ale spostrzegła drzwi naprzeciw łoża.
Ciekawa wstała i otworzyła je na oścież. Zaparło jej dech w piersi. Miała
własną garderobę! Wypełnioną do połowy. Buty: wysokie, niskie, kozaki;
sukienki: eleganckie, wieczorowe, krótkie, imprezowe oraz najzwyklejsze… I inne
boskie ubrania. Klaus się postarał. Zadbał o wszystkie jej potrzeby.
Wypuściła ze świstem powietrze, kiedy zorientowała się, że
wstrzymała oddech. Miała ochotę przymierzyć wszystkie ciuchy, które się tam
znajdowały. Jednak powstrzymała się, ponieważ miała zamiar powoli się uszykować
dla ukochanego. Zeszła na dół, by się upewnić, czy pierwotnych nie ma w domu.
Gdy tak się stało wróciła na górę i wyciągnęła najbardziej seksowną bieliznę,
którą dzisiaj kupiła. Na nią założyła cienki szlafrok, który ledwo sięgał do
jej ud. Schowała nowo zakupione rzeczy do garderoby i spojrzała w swoje odbicie
w lustrze. Uznała, że wygląda całkiem nieźle.
Usiadła na łóżko, zamyślając się. Kiedy usłyszała, że ktoś
wchodzi do domu, weszła do garderoby i zamknęła się. Chciała zrobić pierwotnemu
miłą niespodziankę. Stresowała się jak nigdy. Może to przez to, że jest teraz
człowiekiem? Czuła, jak ręce zrobiły się wilgotne. Wytarła je szybko i wzięła
głęboki oddech.
- Katherine, jestem! – usłyszała
głos swojego lubego zza drzwi. – Mam szampana! Wiem, że chciałabyś
poprzymierzać ubrania… ale zostaw to na później – mówił spokojnie. Pewnie
domyślił się, że Kath jest w garderobie.
Pierce po chwili otwarła drzwi i ujrzała pierwotnego, który
nalewał szampana do kieliszków. Gdy Klaus się obejrzał, uśmiechnął się
uwodzicielsko. Przejechał wzrokiem po jej długich nogach. Nadal miała na sobie
szlafrok. Chciała go zachęcić.
- Wow. Nie spodziewałem się,
że się dla mnie wyszykujesz. Wyglądasz pięknie.
- Straciłam trochę pieniędzy,
ale dla ciebie zawsze kochanie – podeszła do niego. Cmoknęła go w policzek i
szepnęła mu do ucha: „Jeśli chcesz, weź mnie”.
Z jej twarzy nie zniknął uśmiech.
- Myślałem, że napijemy się
szampana, ale skoro nalegasz…
Katherine popchnęła go jedną ręką na łóżko. Klaus się nie
opierał. Usiadła na nim i nachyliła się, by go pocałować. Ich wargi się
zetknęły. Brunetka powoli się podnosiła, by go jeszcze bardziej zachęcić. Pierwotny
zdjął z siebie bluzkę. Katherine spojrzała na jego tors i tatuaż. Był boski.
Cały. Pragnęła go. Kochała go. Klaus przyciągnął ją do siebie i zaczął całować
namiętnie. Z ust przeszedł na szyję. Ręką zsunął jej z ramienia szlafrok.
Dyszał ciężko. Teraz Katherine leżała pod nim. Petrova nie pozbyła się całkiem szlafroku.
Miała go jedynie odwiązanego.
- Nie przypominam sobie, bym
kupował ci taką seksowną bieliznę – zmierzył ją pożądającym wzrokiem. Miał
rację. Wyglądała świetnie w czarnej koronkowej bieliźnie.
- Wybrałam tą najlepszą. Dla
ciebie – szepnęła mu do ucha, przewracając go, by znalazł się pod nią.
Całowali się jeszcze chwilę, a następnie Katherine zajęła
się ściąganiem spodni z ukochanego. Gdy się już ich pozbyła, Klaus zrobił to
samo z jej szlafrokiem. Zostali w samej bieliźnie.
Kiedy Pierce ponownie znalazła się pod hybrydą, on zjechał
ustami na brzuch i stopniowo całował ją wyżej. Na początku brunetka wygięła się
w łuk. Gdy już dotarł do szyi poczuła podniecenie. Czuła jak jego kły
delikatnie się wydłużają.
- Zrób to. Nakarm się na mnie
– powiedziała zdyszana.
Nie odpowiedział. Wgryzł się w jej żyłę. Jęknęła przeciągle
i dość głośno. Nie czuła bólu. Była odprężona… Niklaus skończył pić oblizał
wargi i wytarł z szyi Kath resztę krwi. Miała jeszcze dość energii by znowu
znaleźć się nad nim. Znowu się całowali namiętnie. Ich języki tańczyły ze sobą.
Pierwszy sięgnął dłońmi na jej plecy.
Po chwili byli nadzy. Klaus szeptał jej imię, kiedy się
całowali.
- Pragnę cię i kocham –
powiedziała w końcu.
- Ja ciebie też, Katherine.
Kocham cię i pragnę cię równie mocno, jak ty mnie, a nawet bardziej – odparł.
- Więc zrób to – szepnęła
uśmiechając się.
*
* * * *
Katherine, gdy tylko się obudziła, obróciła głowę w prawą
stronę. Nie było przy niej Klausa, ale wiedziała, że jest w domu. Czuła się
cudownie. Ostatnia noc była dla niej cudowna. Cieszyła się, że mogła to zrobić,
będąc człowiekiem. Mogłaby nim zostać do końca, ale chciała żyć wiecznie. Nie
miała zamiaru przeżyć kilkadziesiąt lat i umrzeć. Tym bardziej, że Klaus był
pierwotnym. Nieśmiertelnym. Mógł go zabić jedynie kołek z białego dębu. Tak się
składało, że istniał tylko jeden i nie dało się go zniszczyć. A miał go sam
Klaus.
Pierce przeciągnęła się i ziewnęła. Okryła się kołdrą i
wspominała ostatnią noc. Kiedy Niklaus szeptał jej imię jak jego własną
modlitwę, chociaż nie był religijny. Kiedy wyznał jej miłość, po tym jak ona to
zrobiła.
- Wstałaś już Katherine? –
zapytał Klaus, wchodząc do sypialni z tacą.
- Jak widać – powiedziała
zadowolona. – To dla mnie? – skinęła głową na tacę.
- Śniadanie dla pięknej i
cudownej kobiety – podał jej ją.
Były na niej kanapki z sałatą, kubek z jej ulubioną kawą i
inne rozmaitości.
- Dziękuję – przyjęła ją z
wdzięcznością. Nie jadła nic od wczorajszego popołudnia.
- Dostaliśmy zaproszenie na
imprezę od Alice. Organizuje ją w Nowym Orleanie.
______________________
No i skończyłam :) Jak zwykle mam nadzieję, że się będzie podobać. Nie wyszedł mi chyba zbyt dobrze... I trochę krótki. Przepraszam, że tak późno, ale ostatnie dwa tygodnie to było piekło w szkole...
W weekend spróbuję się wyrobić z nowym rozdziałem o Kolu i Katherine :3
I czemu Claire zrezygnowała z roli w The Originals?! Będę tęskniła za nią...
Hm... coś jeszcze?
Jak wam się podoba moment Klausa i Katherine? Namyśliłam się i jakoś napisałam :p Wybaczcie, jeśli zepsułam ten moment na końcu, ale pierwszy raz próbowałam opisać tą sytuacje :)
Jak wam się podoba moment Klausa i Katherine? Namyśliłam się i jakoś napisałam :p Wybaczcie, jeśli zepsułam ten moment na końcu, ale pierwszy raz próbowałam opisać tą sytuacje :)
Kometujesz = motywujesz
Kocham twoje opowiadania.Ciekawi mnie bardzo ten obraz :) I jeszcze ta scena Klausa i Katherine aww...kocham cię normalnie <3 <3 :*
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiadanie o Klausie i Katherine. :)
OdpowiedzUsuńOni są tacy sweet!!! :D
Nie mogę się doczekać nn.
Pozdrawiam i życzę weny.
______
Zapraszam serdecznie na nowy rozdział.
nie-jestem-nia.blogspot.com
Hej. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie na nowy rozdział.
nie-jestem-nia.blogspot.com