środa, 25 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XV



         I było po sprawie. Klaus zasztyletował Rebekę. Ukrył ją w piwniczce, gdzieś w tajemnym pomieszczeniu, o którym tylko on wiedział. Katherine przez jakiś czas była bezpieczna. Do czasu.
- No w końcu wróciłeś – powiedziała Kath rzucając mu się na szyję, kiedy wszedł do salonu. – Co się stało?
- Nic. Rebekah nie jest na razie problemem. I przez dłuższy czas będziemy mieć ją z głowy.
         Pierce odsunęła się od niego i spojrzała podejrzliwie.
- Klaus, znam ten wzrok, nie mów mi, że ją zasztyletowałeś… Zemści się. Będzie próbowała mnie zabić.
- Nie dopuszczę do tego, żeby cokolwiek ci się stało – zrobił krok w jej stronę.
         Do salonu wszedł Toby. Trzymał białą wodę niegazowaną oraz woreczek krwi.
- Hmm… Może nie będę przeszkadzał?
- Chodź śmiało – zachęcił Klaus.
- Słyszałem, że mówiłaś coś o zasztyletowaniu. O co w tym chodzi? – zapytał i usiadł na kanapie. Hybryda i Katherine zrobili podobnie.
- No o tym ci nie mówiłam. No więc chodzi o to…
- Może ja powiem. W końcu to chodzi o moją rodzinę.
         Kath skinęła głową.
- To tak. Nie można nas zabić, ale można nas pierwotnych powstrzymać, można chyba tak powiedzieć. Są takie sztylety, które trzeba zanurzyć w… - zatrzymał. – Nie ważne. Wszystkiego się nie dowiesz. Później trzeba je wbić w pierwszego. Jednak nie można ich wyciągać, jeśli chcesz, żeby któryś z nas był nieszkodliwy. Kiedy wyciągniesz sztylet, pierwotny wraca do „życia”.
- Uhh… trochę to skomplikowane.
- Nie wiesz wszystkiego, ale to na razie wystarczy.
- Czyli rozumiem, że wbiłeś w swoją siostrę sztylet, tak?
         Klaus potwierdził.
- Yhym… Raz już tak leżała przez 50 lat. Nie była tak zadowolona, kiedy w końcu wyjąłem sztylet. Tak jak reszta mojego rodzeństwa – mruknął.
- Resztę rodzeństwa też zasztyletowałeś? Chyba powinienem się ciebie bać – powiedział szczerze.
- Już nie. Jeśli ja go poproszę to nic ci nie zrobi – dodała Petrova, patrząc na ukochanego. – Prawda?
- Tak. Kath miała ci pomóc. Ja też pomogę. Nie mówię, że życie wampira jest łatwe, bo nie jest. Trzeba się prostu nauczyć tak żyć – wyjaśnił Klaus.
         Toby westchnął.
- Muszę zabijać? Trochę mam wyrzuty, co zrobiłem dostawcy…
- Nic dziwnego. Niektórzy tak mają. Oczywiście mnie i Kath już to mniej przeszkadza, ale ty jesteś młodzikiem, więc to zrozumiałe.
- Mówiłam ci o hipnozie, trochę?
         „Nowicjusz” pokiwał twierdząco głową.
- Możesz zahipnotyzować człowieka, mówiąc na początek: „nie krzycz” lub „nie bój się”, napijesz się krwi, nie zabijając człowieka, a następnie znów zahipnotyzujesz i powiesz: „ zapomnij, że mnie spotkałeś” i wymyślasz wiarygodną bajeczkę.
- Pamiętaj, żeby patrzeć w oczy osobie, którą zahipnotyzujesz.
- A jeśli spróbuję zauroczyć, kogoś kto ma przy sobie werbenę? Ona nie posłucha…
- Zależy jaka będzie sytuacja… Jak nic nie wie o wampirach i będzie przestraszona, zacznie krzyczeć, czy coś takiego, po prostu skręć kark, bo inaczej rozpowie, że są wampiry w Mystic Falls. A tego nie chcemy.
- Oh… A jak można zdobyć woreczki z krwią?
- Nie chcesz wiedzieć – szepnęła mu do ucha Kath. – Tym zajmie się Klaus albo ja. U nas w domu chyba jeszcze będzie tego sporo… Ja teraz nie muszę pić krwi, więc…
- Wiem… Dzięki, że mi pomagasz.
         Katherine wzruszyła ramionami i poszła do kuchni. Otworzyła lodówkę, szukając czegoś.
- Trzeba kupić coś do żarcia. Inaczej umrę z głodu.
- Ja pójdę – oznajmił Toby. – Możesz iść ze mną? – skierował to pytanie do Klausa. – Nie chcę kogoś ugryźć publicznie albo zabić.
- Pójdę. Jutro załatwię ci pierścień, na twój palec. Dzisiaj powinieneś dać radę z tym od Kath – odparł.
- Co chcesz?
- Hmm… Cokolwiek, co jest dobre i można się tym najeść. I napoje też możecie kupić – posłała im ciepły uśmiech. – Tylko nie za długo.
         Klaus i Toby wyszli do sklepu, zostawiając Katerina samą w domu. „Nowicjusz” przytrzymywał pierścionek od Kath, żeby mu nie spadł.
- Jak długo znasz Katherine? – zapytał znienacka.
- Długo. Bardzo. Praktycznie znam ją odtąd kiedy stała się wampirem i trochę dłużej. Kilkaset lat.
- Naprawdę? Myślałem, że no… od kilku lat się znacie.
         Klaus się zaśmiał. Wtedy weszli do sklepu, który był najbliżej domu Toby’ego, a raczej już Kath.
- No tak. Ty dopiero wkroczyłeś w nowe życie.
- Kupujmy i wychodźmy. Czuję krew.
- No tak, prawie zapomniałem, dlaczego tu jesteśmy.
         Wzięli potrzebne produkty: wody smakowe, kisiel, wafle ryżowe, chrupki, paluszki i inne mniej zdrowe rzeczy.
- Teraz spróbuj zahipnotyzować kasjerkę – szepnął do Toby’ego.
         „Nowicjusz” westchnął. Cały czas miał ochotę się napić krwi z szyi kasjerki.
- Spróbuję.
- Poproszę… - zaczęła kasjerka, lecz Toby jej przerwał.
- Nie musimy płacić – patrzył prosto w jej oczy, tak jak wcześniej radził Klaus. Jej źrenice się pomniejszyły.
- Nie musicie płacić.
         Toby pośpiesznie wziął torby z zakupami i wyszedł, nie czekając na pierwotnego.
- Dobrze sobie poradziłeś. Świetnie ci poszło – pochwalił go w drodze pierwszy.
- Dzięki – wymamrotał.
- Nie wyglądasz na zadowolonego – zauważył.
         Rzeczywiście nie wyglądał. Miał smutny wyraz twarzy.
- Prawda. Nie dziw mi się. Nigdy nie używałem takiej magii. Nie rozumiesz?
- Szczerze? Nie.
- No tak. W końcu nie wiesz nic o moim życiu.
- Tak. Jednak życie wampira, to dla niektórych drugie życie. A ty jedynie zabiłeś jednego człowieka i zauroczyłeś kasjerkę.
- Wampiry nie powinny stosować kompulsji. Ludzie są wtedy bezbronni.
- Tak, wiem, byłem kiedyś człowiekiem, tylko ja nie chciałem być wampirem.
- Powiedziałbym coś innego…
- Toby – zwrócił się po imieniu. – Nie wiedzieliśmy, że moglibyśmy być wampirami. My jesteśmy pierwszymi. Ja i moje rodzeństwo. Nie żałuję tego ani niczego innego. Ty też nie powinieneś.
- Tak uważasz?
         Klaus pokiwał twierdząco głową.
- Jeśli chcesz możemy wyjść dziś wieczorem, zabawimy się. Co ty na to?
- Hmm… No nie wiem, a Kath?
- Katherine nic się nie stanie. Jest tam bezpieczna, najwyżej załatwię jej „ochroniarza”.
- No dobra – powiedział bez przekonania.
- Będziemy się dobrze bawić, uwierz mi.
         Kiedy weszli do domu, Kath siedziała w salonie i oglądała jakiś kiepski serial. Gdy ich ujrzała wyłączyła telewizor i podbiegła do nich.
- No w końcu. Wiecie jak się nudziłam? W telewizji lecą jedynie kiepskie seriale i filmy. Macie coś do picia?
- Mamy. Toby zrobi coś do jedzenia, a ja pójdę po krew dla niego.
- Dobrze idź – pocałowała go prosto w usta.        
         Krótki, ale namiętny. Pierwotny oderwał się od niej i wyszedł.
- Na co masz ochotę?
- Może frytki? Kupiliście?
- Tak, ale wiesz, że one mają mnóstwo kalorii?
- Raz mi nie zaszkodzi… Chyba – wzruszyła ramionami i podeszła do reklamówki z zakupami, które przed chwilą odłożył „Nowicjusz”. Wyciągnęła wodę truskawkową. Odkręciła i nalała sobie do szklanki.
- A tak, jak było? Powstrzymałeś się przed ugryzieniem kasjerki?
- Ledwo…
         Katherine wzięła dwa spore łyki i mówiła dalej.
- Początki są trudne, ale później jest łatwiej. Lepiej się powstrzymywać niż wyłączyć człowieczeństwo.
         Toby przerwał wykładanie zakupów.
- Głodna jestem – przypomniała.
         Wrócił po chwili do rozpakowywania, a następnie uszykował głęboką patelnię i olej oraz frytki.
- Można wyłączyć człowieczeństwo?
- Tego też ci nie mówiłam? – zmarszczyła brwi. – Może lepiej.
- Powiedz mi.
- Nie powinnam. Co jeśli będziesz chciał wyłączyć człowieczeństwo?
- Nie będę, raczej nie. Proszę, Katherine.
- No dobrze. Więc… mam chyba lepszy pomysł – oznajmiła Kath.
- Jaki?
- Znam jednego wampira, który jest wrażliwy i wyłączył człowieczeństwo.
- Naprawdę?
- Tak i mieszka w Mystic Falls, może pójdziesz wieczorem ze mną go odwiedzić?
- Klaus mi zaproponował, że dzisiaj pójdziemy się zabawić… Chciał pokazać mi jakie może być super życie wampira.
         Katerina ponownie zmarszczyła brwi.
- Hmm… To pójdę z tobą jak zjem frytki. Do wieczoru jest jeszcze dużo czasu.
- Ale nie powinnaś… - nie dokończył, bo Kath mu przerwała.
- Rebekah jest zasztyletowana. Mam jeszcze ciebie, młodego wampira, który nie wie jak się powstrzymać przed ugryzieniem kogoś – uśmiechnęła się.
         Toby zaczął smażyć frytki, a Kath przyglądała się temu w milczeniu. Kiedy miała już jedną porcję na talerzu, wszedł Klaus.
- Widzę, że zaczynasz jeść.
- Tak, a po obiedzie zabieram Toby’ego do Stefana.
         Pierwotny spojrzał ostro na „Nowicjusza”.
- Sama to zaproponowała, powiedziała, że i tak Rebekah jest zasztyletowana.
- Nie możecie mnie tu trzymać cały czas, jestem człowiekiem, też potrzebuję rozrywki.
- Idę z wami – oznajmił pierwszy.
- Nie! Nie ma mowy. Ty wyjdziesz sobie wieczorem z Tobym. Chcę, żeby Toby poznał Stefana. Mówiłam coś o wyłączeniu człowieczeństwa, a sam wiesz, że Stefan jest, można powiedzieć doświadczony…
- Wiem… Dobra możecie iść, tylko Toby pilnuj jej, a ty pilnuj jego.
- Dziękuję, Klaus – powiedziała i później wzięła frytkę.
- Toby, czemu nie jesteś kucharzem? Świetnie gotujesz.
- Tiaa… Frytki kupiłem w sklepie dla przypomnienia.
         Wszyscy zaczęli się śmiać. Kath dalej jadła.
- No właśnie, Toby weź się trochę napij przed wyjściem. Tam też może cię poczęstują – podał m woreczek krwi. – Wystarczy ci na kilka dni…
- Kath gotowa do wyjścia? Chcesz może poprawić makijaż, fryzurę?
- A powinnam?
- Nie jestem stylistą, ale mogłabyś się trochę rozczesać przed wyjściem.
         Katherine spojrzała na nich z niedowierzaniem, wstała i pobiegła do łazienki na górę.
- Oh… Muszę odwiedzić fryzjera – krzyknęła.
- Nie dzisiaj. Uczesz się i chodź. Pierwszy raz pójdziemy do kogoś w twoim ludzkim, nowym życiu.
         Kath po chwili zeszła ze schodów. Jej fryzura już była poukładana. Ubrała buty na korkach, które nosiła, kiedy była wampirem.
- Jestem gotowa. Chodźmy.
         Tak zrobili. Wyszli na zewnątrz. Słońce jeszcze świeciło. Kath już to wcale nie przeszkadzało, właśnie była zadowolona, że nie potrzebuje już pierścionka.
- Ten wampir ma na imię Stefan? – zapytał Toby, gdy byli już w drodze.
- Tak.
- Skąd go znasz?
- Hmm… To przeze mnie jest wampirem. Jego brat też.
- To ci bracia, o których mi mówiłaś. Kochałaś tego młodszego. Stefana, czy tego drugiego?
- Czy to ważne? – zapytała trochę poirytowana Katherine.
- Nie. Przepraszam, nie powinienem cię wypytywać o przeszłość.
- Rozumiem. Zaraz będziemy na miejscu. Jak zobaczysz Elenę, to nic nie mów. W końcu jest ze Stefanem.
- No tak…
         Po paru minutach doszli do domu Salvatore. Kath zapukała i weszła. Toby niepewnie przeszedł przez drzwi.
- Tu mieszkają same wampiry – oznajmiła. – Elena też jest wampirem.
- Ahh – powiedział to, bo nic innego nie przyszło mu do głowy.
         Wtedy znikąd pojawił się Damon.
- Kogo moje oczy widzą? Katherine. Kogo przyprowadziłaś? Dziwnie wyglądasz – spojrzał na nią z ukosa.
- Jest Stefan? – zapytała.
- Będzie za 10 minut. Poczekajcie w salonie. Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. Damon poznaj Toby’ego, Toby to jest Damon, brat Stefana.
         Toby wyciągnął dłoń. Damon zmrużył oczy i wyciągnął swoją. Odwzajemnił uścisk.
- Chodźcie do salonu. Toby chcesz się czegoś napić?
- Chętnie.
- Sok, czy może whisky?
- Mi daj krew, a Toby’emu sok – wtrąciła Kath.
- Zaraz wracam – powiedział Damon wychodząc z salonu.
- Co? Wiesz, że nie jesteś wampirem!
- Toby! Nikt jeszcze nie wie, że jestem człowiekiem. Myśli, że ty nim jesteś. Wiesz, ile osób chętnie by mnie zabiło?
- Aha… Dobra, a jak zamierzasz wypić krew?
- Wymienimy się, jakoś… Albo nie. Powiem mu jakoś, że jestem człowiekiem. Spróbuję.
         Damon wrócił z napojami dla gości i dla siebie. Krew miał we woreczku, a sok w kubku. Położył krew i sok na stół.
- Częstujcie się.
- Damon, pewnie się zastanawiasz, po co przyprowadziłam to Toby’ego.
- Nie. Wiem, że chcesz się z nim zabawić i w końcu zabić.
         Katherine spojrzała na niego ostro.
- Nie zgadłeś – powiedziała surowo i wstała. – Jesteś mało spostrzegawczy. Myślałam, że się od razu domyślisz.
- Czego?
- Że to ja jestem człowiekiem, a Toby wampirem – powiedziała. Nie mogła już tego odwrócić.
         Damon patrzał na nich wstrząśnięty. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, niedowierzanie…
- To niemożliwe – wymamrotał.
- A jednak. Toby, poczęstuj się krwią.
         „Nowicjusz” posłusznie wziął woreczek z krwią. Otworzył i napił się łapczywie. Wypił połowę zawartości.
- Słyszałem ludzkie serce. Ty nie możesz być człowiekiem, bo byłaś wampirem! – powiedział oburzony.
- Wiem, ale niestety zdradziłam Klausa jednej nocy, on powiedział o tym Rebece, a ona się zemściła. Klaus jednak nic o tym nie wiedział i mi wybaczył.
- Jak Rebekah się zemściła?
- Mi wepchnęła lekarstwo na wampiryzm, a Toby’emu skręciła kark.
- Ostro – stwierdził Damon.
- Wiem…
- To jakim cudem Toby jest wampirem? – spytał.
- Hmm… Z nim zdradziłam Klausa. No jakoś tak wyszło, że piłam jego krew, a on moją.
- Wow. Historia prawie niemożliwa. Jeszcze jedno pytanie: Czemu Klaus go nie zabił? – wskazał na Toby’ego.
- Dla mnie. Obiecałam Toby’emu, że pomogę mu w wampirzym życie. Wytłumaczę mu wszystko.
- Dobra, a co się z Rebeką stało?
- Za dużo pytań, Damon. Zaraz wróci Stefan i wszystko będę musiała wyjaśniać od początku.
- Racja. A po co do Stefana?
- Bo on jest bardziej doświadczony niż ty w jednej sprawie.
- Niby jakiej?
- W wyłączaniu człowieczeństwa. Oczywiście ty też nieraz wyłączyłeś swoje człowieczeństwo, ale ty niczego nie żałujesz.
         W końcu Toby się odezwał.
- Niczego nie żałujesz?
- Nie. Uwierz mi zabijałem wielu ludzi.
- Tylko…
- … ja nie jestem rozpruwaczem, wiem.
- Widzisz? Stefan bardziej mu pomoże.
- Rozpruwaczem? – zapytał zdziwiony Toby. 



______________


W końcu dodałam :) Mam nadzieję, że się podoba ;*
Zostawiajcie po sobie jakiś szczery komentarz ;)
A tak, pochwalcie się co dostaliście na święta? ^^ 
 

środa, 23 października 2013

ROZDZIAŁ XIV



         Weszli do salonu. Pierwotny zrzucił ciało z kanapy i zrobił miejsca dla całej trójki. Usiedli niemal równocześnie. Klaus podał głodnemu wampirowi krew, którą przyniósł.
         Katherine opowiedziała mu całą sytuację. Toby tylko czasem coś dodawał. Klaus jedynie kiwał głową, na potwierdzenie, że nadąża i rozumie. Nic nie powiedział, jak Pierce skończyła opowiadać. Dopiero po kilku minutach ciszy odezwał się Toby.
- Hmm… Klaus. Chciałem przeprosić, że weszłam między ciebie a Katherine. Po prostu się w niej zakochałem albo to było zauroczenie.
- Ja też cię Klaus przepraszam… Postąpiłam, Hmm… okropnie – westchnęła i z trudem zajrzała mu w oczy.
         Nie było w nich złości. Już nie. Pokiwał głową spojrzał na Kath i na Toby’ego.
- Też popełniłem błąd. Opowiedziałem, że widziałem cię – skierował  się do Toby’ego. – bez koszulki. A Kath.. – nie dokończył tego zdania, ale mówił dalej. – Ja powiedziałem o was Rebece. To przeze mnie jesteś człowiekiem, Kath. To przeze mnie jesteś teraz wampirem, Toby.
- Niklaus… nie obwiniaj się. To moja wina. Je cię zdradziłam, ale cię kocham.
- Ja też Katherine. Też cię kocham! Tylko przeze mnie jesteś człowiekiem!
- Nie przez ciebie, Klaus – stwierdził Toby. – Przeze mnie. Przeze mnie to wszystko się stało!
- Toby! Ja uważam, że to wina Rebeki. Nikogo więcej. Ona zdecydowała za mnie. Skończmy ten temat! Bo mi się niedobrze robi. Czuję się już jak człowiek. Jestem zmęczona.
- Toby, nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zanocujemy noc u ciebie? – zapytał Klaus.
- Są jeszcze wolne pokoje. Kath się rozgościła. Ty też na pewno się rozgościsz.
- Nie wątpię. Wypij cały woreczek krwi. Nie wychodź na słonce. Załatwimy ci z Katherine pierścień. I nie wychodź w nocy.
         Klaus pomógł Kath wstać.
- Klaus, to że jestem człowiekiem, to nie znaczy że jestem kaleką i nie dam sobie rady sama wstać. Dojdę do pokoju. Jadłam już – powiedziała poirytowana i rozczochrana Pierce.
- Dobrze.
         Brunetka poszła do pokoju, w którym już spała. Klaus miał już iść znaleźć odpowiedni dla siebie pokój, ale zatrzymał go głos Toby’ego.
- Inne wampiry mogą tu wejść, prawda?
- Tak – odparł odwracając się w stronę młodego wampira.
- Nie lepiej zapisać tego domu na Kath. Bylibyśmy bezpieczni.
- Ty byłbyś bezpieczny. O Kath ja się zatroszczę.
- Sama Katherine dała ten pomysł. Przemyśl to… Masz może jeszcze krwi, nie chcę zaatakować kogoś.
- Leży na stole w kuchni.
- Dzięki.
         Klaus wyszedł z salonu bez słowa. Skierował się na początek do pokoju, do którego wchodziła Kath.
- Mogę?
- Wejdź.
         Kath siedziała na łóżku. Twarz schowała w dłoniach. Kiedy je odsunęła miała czarne ślady od tuszu od rzęs.
- Nie płacz.
- Już nie płaczę – powiedziała, dodając ledwo zauważalny uśmiech.
         Pierwotny usiadł obok niej i objął ją ramieniem. Chyba dodało jej to otuchy. Czuła się bezpieczniej niż wtedy kiedy była wampirem.
- Kochasz mnie? Wybaczyłeś mi zdradę?
- Tak. Wybaczyłem ci i kocham cię. Nie przestałem cię kochać nawet wtedy, kiedy już wiedziałem… - patrzał jej prosto w oczy.
         Pierce nie odwracała wzroku. Patrzała na niego i po chwili uśmiechnęła się szeroko. Klaus zbliżył twarz do jej twarzy. Swoje wargi do jej warg. Gdy się pocałowali Katherine wyczuła, że wargi Klausa są miękkie i czułe. Zauważyła to dopiero teraz, kiedy jest człowiekiem. Oderwała się od niego i powiedziała:
- Czuję się dziwnie.
- Dziwnie?
- Tak. Teraz, kiedy jestem człowiekiem, wszystko odczuwam inaczej – pokręciła głową. – czuję wszystko wyraźniej. Na przykład, gdy jadłam pizze poczułam ten pyszny smak. Tak teraz czułam, że twoje wargi są takie czułe. Nigdy tak tego nie odczuwałam.
         Klaus nic nie powiedział. Nie wiedział, co powiedzieć.
- Zostawię cię. Odpocznij – odparł, po kilku chwilach.
         Powoli wstał. Pocałował delikatnie Katherine w usta i wyszedł, mówiąc:
- Dobranoc.
- Dobranoc.  
         Kath szybko zasnęła, była bardzo zmęczona całą sytuacją. Wiedziała, że czeka ją dużo nauki. Bała się, bo wiedziała, że nie jest tak silna jak wcześniej. Nie pokazywała swojej słabej strony. Chciała udowodnić, że jest silna i nie boi się niczego. Kochała Klausa, ale obiecała, że pomoże Toby’emu.
         Niklaus natomiast nie mógł zasnąć tak prędko. Cały czas myślał, czemu Rebekah wcisnęła lekarstwo do ust Katherine. Kath jako człowiek. Niezbyt można to sobie wyobrazić, ale tak jest. Bezbronna Pierce, jako człowiek. Wierzył, jednak że się nie podda. Będzie przy niej zawsze.
         Toby natomiast zasnął na kanapie w salonie. Wcześniej jednak pozbył się ciała dostawcy. Wypił też drugi woreczek krwi nie chciał być spragniony. Czuł się dziwnie, od kiedy stał się wampirem, jednak dobrze radził sobie z obecną sytuacją. Nie ufał do końca Klausowi. Bał się, że w końcu go zabije. Wyrwie serce lub wbije kołek w serce. Nie wiedział wielu rzeczy o wampirach.
         Rano jako pierwsza obudził się Toby. Wstał z kanapy, rozciągnął się i ruszył w stronę kuchni. Niestety przeszedł koło okna, przez które przedarły się już promienie słońca. Odsunął się jak najszybciej. „Okrutne jest życie wampira” – pomyślał sobie. Na jego nieszczęście większość kuchni była oświecona przez słońce. Westchnął zasłonił jakoś okno i wkroczył niepewnie do kuchni. Otworzył lodówkę i wyciągnął talerzyk z kawałkiem pizzy, który został od wczoraj. Kiedy zamykał lodówkę, obok zjawił się Klaus.
- O matko! – wystraszył się Toby. – Nie strasz mnie więcej.
- Wybacz.
- Kath się obudziła?
- Jeszcze nie. Widzę, że zasłoniłeś już jedno okno – dodał.
- No tak… Zapomniałem, że wampiry nie mogą wychodzić na słońce.
- Przyzwyczaisz się. Jak zamierzasz to zjeść – wskazał na pizze – Przygotuj się na zmianę smaku.
- Jak to? Wczoraj smakowała tak, jakbym był człowiekiem – zapytał marszcząc czoło.
- Gdy byłeś człowiekiem wszystko odczuwałeś inaczej. Twój organizm jeszcze się nie przyzwyczaił, ale teraz będziesz miał wyostrzone zmysły, jednak jedzenie nie będzie ci tak smakować, jak wcześniej.
         Toby głośno westchnął.
- Miałeś wybór. Wybrałeś życie wampira. Niektórzy uważają, że to życie potwora.
- Aż tak?
         Klaus pokiwał twierdząco głową, a w tym samym czasie do kuchni weszła Katherine.
- Oops. Idę się przebrać – powiedziała, odwracając się na pięcie.
         Stanęła i znów się odwróciła.
- Klaus, mógłbyś mi jak najszybciej przynieść jakieś moje ciuchy z domu? I kosmetyki i jeszcze szczotkę do włosów.
- To wszystko? – zapytał się.
- I buty – dodała szeroko-uśmiechnięta.
- Będę za pięć lub dziesięć minut – odparł, kierując się do drzwi.
- Czekam.
         Kath nie wyglądała najlepiej, po pierwszej nocy spędzonej jako człowiek. Miała rozczochrane włosy, trochę rozmazany makijaż, gdyż nie zdążyła go zmyć, bo zasnęła, a także rozciągniętą bluzkę.
- Dobrze się czujesz? – zapytał Toby, kiedy Klaus wyszedł z domu.
- Nieźle. A ty?
- Świetnie, dzięki. Chcesz coś zjeść?
- Czytasz mi w myślach – zażartowała Katherine.
         Toby zgrzał sobie kawałek pizzy w mikrofali, a Kath zrobił kanapki. Położył je na stole w kuchni. Usiedli naprzeciw siebie. Pierce chwyciła kanapkę z żółtym serem. Niepewnie ugryzła kawałek i przeżuła. Jej uśmiech ocenił, jak jej smakowała.
- Pyszna – dodała.
         Toby także przegryzł kawałek i powiedział:
- Nie mogę tego samego powiedzieć.
         Katherine wybuchła śmiechem. Kiedy przestała się śmiać, westchnęła.
- Przyzwyczaisz się. Jedzenie nie będzie lepiej smakować.
- Już to słyszałem – przewrócił oczami.
- Jak wyglądam? Miałam się na początku zapytać, bo nie byłam jeszcze w łazience – zapytała niepewnie, gdy pochłonęła drugą z kanapek.
- Szczerze? Jakby w twoim pokoju przeszło tornado.
- Naprawdę?! Nic mi nie powiedziałeś?! Oh… Klaus, pośpiesz się – krzyczała.
- Nie przesadzaj – próbował pocieszyć ją Toby.
- Nie jesteś kobietą, Toby! Idę już do łazienki, jak Klaus wróci, powiedz, że ma mi przynieść ciuchy.
- Dobra.
         Brunetka wstała od stołu i ruszyła w stronę schodów i łazienki. Kiedy zobaczyła swoje odbicie w lustrze, jej oczy otwarły się szeroko. Już miała coś krzyczeć, lecz ktoś zapukał do drzwi od łazienki. Otwarła je i ujrzała Klausa trzymającego jej ubrania, kosmetyki i szczotkę do włosów.
- Oh… w końcu. Dzięki – powiedziała, biorąc rzeczy od pierwotnego.
- Nie ma sprawy, dla ciebie wszystko – odparł całując ją w czoło. – Buty są na dole. Pójdę załatwić pierścień dla nowicjusza.
- Jakbyś mógł, zapytaj się, Toby’ego, czy chce zapisać na mnie dom…
- Chcesz tego?
- I tak nie będę tu mieszkała. Wrócimy do siebie. Toby przynajmniej będzie bezpieczny. Dla mnie to bez znaczenia – uśmiechnęła się. – Idź już.
         Dała mu krótkiego buziaka i wróciła do rzeczywistości. Zamknęła się w łazience i nalała wody i płynu do kąpieli do wanny. Weszła do wanny. Zamoczyła się cała. Wynurzyła się oraz umyła.
Kiedy wyszła z łazienki była czysta, umalowana i ubrana. Włosy miała mokre, gdyż u Toby’ego nie było suszarki. Na głowie, więc miała ręcznik.
- Toby nie masz w domu suszarki?! – krzyknęła głośno Kath.
- Nie – powiedział cicho jakiś głos za Katherine.
         Ona aż podskoczyła ze strachu. Kiedy się odwróciła widziała Toby’ego.
- Toby! – uderzyła go pięścią w ramię. Zabolało ją. – Auć. – Jej twarz wykrzywił grymas. – Kiedyś to by nie zabolało – szepnęła.
- Pewnie tak.
         Nagle Toby chwycił się za brzuch. Zaczął obijać się o ściany, ruszając w stronę schodów. Pierce tylko patrzała i wykrzykiwała jego imię. Podążała za nim, jak najszybciej mogła. Ręcznik sam spadł jej z głowy. Toby znalazł się za drzwiami w promieniach słońca. Odczuwając ból, odruchowo schował się w cień jednego z drzew, stojącego przed domem.
- Toby! O co chodzi? – zapytała się Kath.
- Może ty mi powiesz? – wytrzeszczył oczy.
         Ona spuściła i pokiwała głową. Po chwili zrozumiała oraz podbiegła do Toby’ego.
- Klaus zapisał na mnie twój dom. Musisz założyć teraz pierścień – mówiła to, zdejmując swój pierścień i podając mu go. – Muszę cię zaprosić do środka, podobnie jak ty zaprosiłeś Rebekę przez przypadek.
         „Nowicjusz” pokiwał twierdząco głową i wziął od Kath pierścień. Założył go, jak wcześniej na mały palec. Wyciągnął rękę do przodu, jakby miał coś chwycić. Kiedy wyszła na słońce nic się nie stało. Westchnął.
- Dzięki.
         Katherine w odpowiedzi uśmiechnęła się i wyszła niepewnie na słońce. Pierwszy raz od wielu stuleci nie mogła wyjść na słońce bez pierścienia.
- Coś nie tak? – zapytał Toby.
- Przeciwnie. Świetnie. Wiesz, ile lat musiałam nosić ten pierścień? Z resztą nieważne, ale lepsze było żyć z pierścieniem niż już nie żyć.
         Młody wampir nic nie powiedział, tylko westchnął i ruszył w stronę domu. Za nim ruszyła Kath. Toby przepuścił przodem Pierce.
- Wejdź, Toby – powiedziała. – Ja chyba tego nigdy nie robiłam – dodała, kiedy już byli w salonie.
- Uhh… Ja już tego chyba nigdy nie zrobię…
- Przeżyjesz… Ja też przeżyłam…
- No tak… To teraz jak będę wracał skądś to muszę mieć znów twoje zaproszenie? – zapytał, siadając na kanapie. Katherine zrobiła to samo.
- Nie, wystarczy, że raz ktoś cię zaprosi. Poradzisz sobie. Zawsze możesz kogoś zauroczyć – wytłumaczyła.
         Po dwóch minutach ciszy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę – powiedziała i wstała.
         Otworzyła drzwi, w których zjawiła się Rebekah. Kath już miała zatrzasnąć drzwi przed nosem, ale pierwotna zaczęła mówić.
- Przyszłam zobaczyć jak czujesz się jako człowiek – na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Mam nadzieję, że śmiercią tego chłopaka nie sprawiłam ci przykrości?
- Przykrości?! – zapytała z niedowierzaniem Kath. – Twój plan się nie powiódł. Fakt jestem człowiekiem, ale nie przewidziałaś dwóch rzeczy. A może trzech.
- Ciekawe jakich – z jej twarzy znikł uśmiech.
         Rebekah chciała już przekroczyć próg domu, ale nie mogła.
- Przykro mi. To jest jedna z tych rzeczy. Drugą – uśmiechnęła się. – jest to, że Klaus pomógł mi zapisać ten dom na mnie.
- Klaus?!
- Tak, twój brat, Niklaus. Zadzwoniłam, po tym jak się obudziłam i się z nim spotkałam. Opowiedziałam mu całą sytuację. Po prostu prawdę. Przeprosiłam go. Wiesz, co się okazało? Przecież wiesz. On nie wiedział, że mnie zamieniłaś w człowieka.
         W oczach pierwotnej pojawił się gniew. Nie mogła nic zrobić.
- A trzecia rzecz? – zapytała.
         Katherine chrząknęła. Wtedy w korytarzu pojawił się Toby.
- Niemożliwe! – krzyknęła.
- A jednak. Nie przewidziałaś, że robiąc to nie napijemy się nawzajem swojej krwi? Może nigdy tego nie robiłaś? – Kath pogrywała sobie z Rebeką. Wiedziała, że już jest zdenerwowana.
- Nie przewidziałam tego, że mu powiesz kim jesteś!
- Powiedziałam mu, bo między innymi wypiłam mnóstwo alkoholu!
         Rozmowa przerodziła się w kłótnie.
- Zdradziłaś mojego brata!
- Ale go kocham! Wtedy za dużo wypiłam!
- Wręcz prawie ją zmusiłem – dołączył się Toby.
- Nie możesz zmusić wampira! – odwarknęła Rebekah.
- Wiem… Ona zrobiła to, żeby mnie pocieszyć…
- Żeby pocieszyć poszła z tobą do łóżka?
- Nie! – zaprzeczyła. – Po prostu za dużo wypiłam!
         Na szczęście kłótnia się skończyła, bo przed domem zjawił się Klaus.
- Rebekah! Co ty tutaj robisz? – zapytał zdziwiony. – Kath, idź z Tobym do środka. Porozmawiam sobie jeszcze z Rebeką.
- Jak będziesz chciał, Klaus to masz zaproszenie do środka – dodała zanim zamknęła drzwi.
- Może pójdziemy do naszego starego domu? – zaproponował.
- Niech będzie – odparła.
         Szli powoli do Mikaelsonów. Weszli do środka.
- Wychodzi na to, że nikogo nie ma – stwierdziła Rebekah, kiedy zobaczyła opustoszały dom.
- Może nawet lepiej. Przejdźmy do sedna. Dlaczego zrobiłaś to Katherine?!
- Zasłużyła na to – powiedziała to tak spokojnie, że aż w Klausie zaczęło się coś gotować.
- Na co? Niepotrzebnie opowiedziałem ci wszystko!
- Niklaus! Ty też sobie na to zasłużyłeś.
- Niby dlaczego?
- Może chociażby, dlatego że zawsze zabijałeś chłopaków, w których się zakochiwałam!
         To rozśmieszyło Klausa.
- Nie rozśmieszaj mnie. Ty ich nie kochałaś.
- Nic o tym nie wiesz!
- A co było z Marcelem? – zapytał. – Jakby cię kochał zrezygnowałby z życia wampira.
- Marcel to inna historia! – w kącikach oczu pojawiły jej się łzy.
- Możliwe… Lecz nie musisz się mścić, Rebekah. Wręcz nie powinnaś.
- Niby dlaczego?
- Jeszcze pytasz? Zapomniałaś, że to ja mam sztylety? – Klaus błyskawicznie znalazł się u boku Rebeki. W prawej ręce trzymał sztylet. Był już przy piersi pierwotnej.
- Tylko nie sztylet… - szepnęła.
         Było jednak za późno. Niklaus wbił sztylet w pierś swojej siostry.
- Dobranoc siostrzyczko. Zobaczymy się wkrótce – szepnął jej do ucha i wziął jej ciało do piwniczki. 

______________________



Jak zawsze przepraszam was za to, że tak długo czekaliście. Jednak chyba wynagrodziłam wam to dłuższym rozdziałem. W tamtym tygodniu miałam mnóstwo sprawdzianów i kartkówek... ;c 
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ;] Czekam na waszą ocenę w komentarzu. 
Oglądacie The Originals? Jeśli tak to powinniście wiedzieć coś o Marcelu. Jednak ostatnio się zapędziłam i krew Kath nie może być lekarstwem na wampiryzm, ponieważ Klaus i Toby byli, by ludźmi ;p 
Pozdrawiam czytelników i jeszcze raz przepraszam ;*

piątek, 4 października 2013

ROZDZIAŁ XIII



Kath wstała, a Toby, zapytał się:
- Gdzie idziesz?
- Zadzwonię do Klausa. Muszę z nim porozmawiać.
- Będę tutaj czekał.
         Pierce w odpowiedzi tylko uśmiechnęła się i wzięła telefon. Wyszła z kuchni. Usiadła w pokoju, w którym wcześniej spała. Wykręciła numer swojego ukochanego i przyłożyła komórkę do ucha. Włączyła się poczta. Postanowiła zostawić wiadomość.
- Klaus, musimy się spotkać, chcę z tobą porozmawiać. Wiem, że zrobiłam źle, ale nadal cię kocham. Musimy ustalić, co zrobimy. Spotkajmy się w parku za godzinę. Mam nadzieję, że przyjdziesz. Twoja Katherine.
         Odłożyła telefon. Czuła się źle, wiedziała, że Klaus może jej nie wybaczyć, chociaż on nasłał na nią Rebekę. Siostrę, która wcisnęła do jej gardła lekarstwo. Katherine wróciła do kuchni. Toby siedział tak jak wcześniej.
- Wyjdę za godzinę. Oddasz mi pierścień, jak będę wychodziła. Chcę być pewna, że nie uciekniesz.
- Dlaczego miałbym uciekać. Nie mam nikogo. Nie poradziłbym sobie przez dwa dni sam jako wampir.
- Masz mnie. Jestem twoją przyjaciółką. Chyba, że mnie nie chcesz. Tylko, że będę się martwiła o ciebie, będziesz spragniony i co? Zabijesz człowieka lub od razu się spalisz. Zostaniesz w domu. Ja wezmę kluczę.
- Będziesz mnie trzymała pod kluczem, jak syna?
- Toby, zrozum, że chcę dla ciebie jak najlepiej. Jak wrócę przyniosę ci kolację.
- Niech będzie.
- Masz może… Kogo ja się pytam, przecież ty jesteś facetem… - pokiwała głową.
- Jeśli chodzi ci o kosmetyki są na piętrze, w łazience. Nie sprzątałem tam, odkąd moi rodzice wyjechali.
- Serio?
- Yhym – pokiwał twierdząco głową.
- To idę się uszykować. Tylko powiedz mi gdzie są schody na piętro.
- Na końcu korytarza skręć w lewo. A łazienka pierwsze drzwi na prawo.
- Jeszcze raz dzięki. Mogłabym ci powiedzieć, że uratowałeś mi życie.
- Ja tak samo.
         Toby został, a Kath ruszyła na pierwsze piętro do łazienki. Kiedy wchodziła na piętro, poczuła zapach kwiatów. Tak jakby jego matka pachniała kwiatami. Piętro różniło się od parteru. Można było powiedzieć, że jest podobne do korytarzu. Zgodnie ze wskazówkami Toby’ego Kath weszła w pierwsze pomieszczenie po prawej.
         Nie było to wielkie pomieszczenie. Znajdowała się tam toaleta, prysznic, zlew, nad którym wisiało lustro. Obok była półka, na której znajdowały się kubki ze szczotkami do zębów. Niedaleko nich Katherine zauważyła cienie do powiek, tusz do rzęs i inne rzeczy do pomalowania się. A co było najważniejsze? Była szczotka do włosów.
- Jestem w domu – powiedziała do siebie.
         Wzięła się za malowanie i czesanie. Z łazienki wyszła po dwudziestu minutach. Nie można było powiedzieć, że wygląda lepiej niż jak była wampirzycą. Nieśmiertelność jej służyła. Ale jak na człowieka była piękną kobietą.
         Zeszła na dół do Toby’ego.
- I co? – zapytała.
         On obrócił się pośpiesznie i odparł:
- Ślicznie.
- Jak byłam wampirem byłam sensowniejsza.
- Trochę bardziej pociągająca. Teraz też bym tobą nie pogardził – stwierdził.
- Uhh… Dzięki.
- Nie ma sprawy.
- Możesz dać mi mój pierścień?
- Proszę – podał jej pierścionek z lapis-lazuli.
- Dzięki. Niedługo załatwię ci nowy. Bardziej męski – dodała uśmiechając.
- Nie mogę się doczekać – odpowiedział szczerze.
- Mam jeszcze ponad pół godziny czasu. Masz może jeszcze pizze?
- Jesteś jeszcze głodna? Mam zaraz ci zgrzeję.
- Będę wdzięczna.
         Usiadła na wcześniejszym miejscu, a Toby wstał włożył na talerz dwa kawałki pizzy i umieścił jedzenie w mikrofalówce. Po niecałych dwóch minutach pizza była znowu ciepła.
         Kath grzecznie podziękowała i zaczęła jeść. Od kiedy stała się człowiekiem ma taki sam apetyt, jak wcześniej na krew.
- Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć dla ciebie krew w woreczku.
- Ja też. Zgłodniałem.
- Nie dziwię się, jesteś młodym wampirem. Można powiedzieć, że dzieckiem.
- Mam pytanie.
- Dawaj.
- Ile ludzi zmieniłaś w wampiry?
- Uhhh…. Trudne pytanie. Wielu. Dwa z nich żyją w Mystic Falls.
- Serio?
- Yhym. To byli bracia. Najdziwniejsze było to, że kochałam jednego.
- Którego?
- Tego mniej pewnego siebie i młodszego. Nie wiem dlaczego, ale tak było. Teraz nie wiem, czy któregoś kocham. Wiem, że kocham Klausa. I to tak szybko się nie zmieni.
- Wow…
         Zapadła cisza.
- Ja już pójdę – oznajmiła Katherine po piętnastu minutach.
- Skąd wiesz, że przyjdzie?
- Nie wiem. Nagrałam się na sekretarkę, ale warto spróbować.
- Życzę szczęścia.
- Jeszcze raz dzięki. Uważaj na siebie. Na razie.
- Zobaczymy się niedługo.
- Tak.
         Poszła. Szła powoli, dokładnie tak jak człowiek. Nogi ją rozbolały, gdy doszła do parku. Usiadła na jednej z ławek. Przyszła pięć minut za wcześnie. „Trudno, poczekam” – pomyślała sobie. Czekała ze spokojem. Dwadzieścia minut później nadal siedziała, nadal na tej samej ławce i nadal sama. Wstała już, chciała wrócić do Toby’ego, kiedy nagle przed nią zjawił się Klaus.
- Kath.
- Klaus – jej oczy się świeciły. Była szczęśliwa, że jej ukochany przyszedł. – Jesteś.
- Jak widać. O czym chciałaś porozmawiać?
- O nas.
- O nas? Żartujesz sobie? Po tym, co mi zrobiłaś? Masz szczęście, że nic ci nie zrobiłem!
- Nic?! Nasyłanie Rebeki nazywasz niczym?! – w oczach Kath pojawiły się łzy.
- Co?          O czym ty mówisz?
- Nie myśl sobie, że ci uwierzę, że o niczym nie wiesz.
         Katherine ominęła go i poszła. Klaus jednak nie dał za wygraną.
- Co ci zrobiła?
- Nie wiesz naprawdę?
- Przyrzekam na honor Elijah.
         Pierce stanęła.
- Dobrze. Honor Elijah to duża sprawa... To teraz posłuchaj. I dotknij mnie – Klaus zrobił to, o co poprosiła go dziewczyna. Złapał ją za nadgarstek.
- O cholera!
- Wiesz o co chodzi?
- Nie wierzę w to. Udowodnij.
- Myślisz, że kłamię – stwierdziła Katherine. – Jeśli chcesz, to chodź pójdziemy w uliczkę.
- Dobra.
         Ruszyli w stronę jednej z wąskich uliczek. Było tam pusto, ani jednej żywej duszy. Przystanęli i zaczęli nową rozmowę.
- Ugryź mnie.
- Co?
- Słyszałeś, ugryź mnie.
- Dobra, dobra.
         Klaus odsunął delikatnie włosy z szyi Kath i wbił swoje kły w jej szyję. Gdyby była wampirem, Klaus mógłby ją w ten sposób zabić, w końcu jest hybrydą.
         Katherine jęknęła dosyć głośno. Klaus odsunął się. Z szyi Kath wciąż płynęła krew.
- Odczuwam ból. Słabo mi. Ranki się nie zagoją tak szybko jak tobie.
- To prawda – szepnął.
- Tak – odparła Pierce, wyciągając chusteczki z torebki.
- Daj pomogę ci.
- To, że jestem człowiekiem, nie znaczy, że jestem jakąś kaleką. Chociaż takie życie to koszmar.
- Mogę się jedynie domyślić.
- Wybaczasz mi?
- Oczywiście – powiedział biorąc jej twarz w ręce. Pocałował ją delikatnie, ale zarazem namiętnie.
- Masz może krew w woreczkach jeszcze?
- Tak, ale po co ci?
- Dałbyś mi kilka woreczków?
- O co chodzi?
- Przynieś je, później ci powiem.
- Niech będzie.
         Kath wytarła sobie szyję, a Klaus w tym czasie pobiegł po woreczki z krwią. Zrobił to błyskawicznie. Znowu byli w parku.
- Chodź ze mną – powiedziała.
- Dokąd idziemy?
- Zobaczysz.
         Kiedy doszli na miejsce – czyli do domu Toby’ego, Klaus przewrócił oczyma.
- Po co my tutaj jesteśmy?
- Rebekah mi w salonie tego domu wcisnęła lekarstwo do gardła. Toby też był wtedy w domu.
- Nie żyje?
- Nie do końca. Chodź.
         Weszli do środka bez problemu. W końcu Toby był już wampirem. Młody wampir siedział w salonie przy zasłoniętych oknach, patrząc w ekran telewizora. Kiedy usłyszał, że ktoś wchodzi do środka, szybko wstał.
- Katherine? – zapytał niepewnie.
- Tak. I Klaus.
- Zamieniłaś go w wampira? – zapytał zdziwiony Niklaus.
- Rebekah go zabiła. On zdecydował, że chce być wampirem. W salonie leży jeszcze ciało.
- Czuję – oznajmił.
- Po co go tutaj przyprowadziłaś? – zapytał Toby i spojrzał na krew, którą pierwotny nadal trzymał.
- Jest głodny.
- Wiem, chociaż już dużo pił.
- Jeden dostawca nie wystarczy – odparł Klaus, kiedy weszli do salonu.
         Kath spuściła głowę.
- Katherine pozwoliła mi się napić jej krwi. Żałuję tego… Widziałem, jak później kiepsko wygląda.
- I pozwoliłaś jeszcze mi spróbować? – zapytał z niedowierzaniem w głosie pierwotny.
- O Toby’ego się troszczę, a ciebie kocham i chciałam ci udowodnić, że jestem człowiekiem.
- No tak. Cała Katherine. Lubisz cały czas ryzykować.
         Pierce krzywo się uśmiechnęła.
- I co teraz z nim zrobimy? – spojrzał na Toby’ego.
- Na pewno nie zabijemy. Możemy mu wytłumaczyć jak być wampirem. Obiecałam mu, że pomogę.
- No dobra…. Zrobię to dla ciebie i też się przyłączę. Jednak na początek opowiedzcie mi sytuację, która się zdarzyła tutaj. 
_______________________

I rozdział skończony... Ufff... Ale się namęczyłam. Co na pytanie o ciąży, pewnie dodam wątek, ale jeszcze nie wiem kiedy...
Jak podoba wam się rozdział? Czekam na wasze opinię :) Pozdrawiam ;**

P.S. Oglądaliście nowy odcinek? Ja tak <3 Jest genialny ;*

czwartek, 19 września 2013

ROZDZIAŁ XII



- Czyli przemiana zmieniła ci oczy na naturalny kolor.
- Jak widać.
- Czemu ukrywałeś je pod soczewkami?
- No cóż… Miałem dość kiepski wzrok…
- Ale czemu nie niebieskie? – zapytała.
- Wszyscy radzili mi, że w zielonych będzie mi lepiej.
- Nie zgadzam się z nimi.
- Możemy skończyć temat moich oczu?
- Niech będzie.
- To co? Zamawiamy pizze?
- Tak… Trochę jestem głodna.
- Ja też.
- Na pewno chcesz być wampirem?
- Raczej tak…
- Zastanów się dobrze, niektórzy żałują swojej decyzji…
- Ty też?
- Nie… Właśnie odwrotnie… Ja nie czuję się jeszcze jak człowiek… Wolę czuć, że żyję wiecznie. Jeszcze do mnie nie doszło, że jestem człowiekiem. Chciałabym być wampirem… Chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy…
- Chcesz, żebym był człowiekiem?
- Nie o to chodzi… Jeśli chcesz być wampirem, to żyj… Ja po prostu… - nie wiedziała, co powiedzieć.
- Nie kochasz mnie.
- Hmm… Kocham Klausa, tak naprawdę ciebie nigdy nie kochałam… Byłam pijana..
- Wiem. Rozumiem – spuścił głowę.
- Nie obwiniaj się – wzięła jego twarz w swoje dłonie. – Ciebie nie obwinię. Spróbuję wyjaśnić wszystko Klausowi. Nie narażę cię. Żyj, masz mnóstwo czasu. Zakochasz się, zabijesz nie jedną osobę.
- Już się zakochałem – odparł także biorąc jej twarz podobnie jak ona to zrobiła.
- Skąd wiesz? Może to tylko zauroczenie?
- Nie wiem – przyznał. – Ale obiecuj mi, że mi pomożesz w moim życiu.
- Obiecuję – spojrzała mu prosto w oczy, po czym puściła jego twarz, on także ją puścił.
- Dziękuję.
- Nawet jak cię bolą moje słowa, nie przejmuj się. Gdy stałeś się wampirem, twoje uczucia będziesz mocniej odczuwał.
- Właśnie czuję. Czuję smutek, którego nigdy nie odczuwałem…
- Nie jestem dobra w rozmowach o uczuciach.
- Mam tylko jedno pytanko.
- Jakie?
- Kto mnie zabił? –zapytał.
- Siostra Klausa, Rebekah. Niezbyt się lubimy. Ostatnio, jak dobrze pamiętam skręciłyśmy sobie karki nawzajem. Nic takiego.
- Uhhh… Nie boli to?
- Tylko troszkę. Czujesz coś podobnego jak… Właśnie, jak Rebekah cię zabiła?
- Nie wiem. Poczułem szarpniecie gdzieś z tyłu szyi.
- Skręciła ci kark. Masz już odpowiedź.
         Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Toby już chciał iść, ale powstrzymały go promienie słoneczne, które padały na dywan.
- Auu!! – jęknął.
- Słońce. Masz mój pierścień, trochę kobiecy, ale cię uchroni – Katherine delikatnie zsunęła z palca pierścionek z lapis- lazuli. Podała go Toby’emu.
- Za mały.
- Weź załóż go na najmniejszy palec… To przez chwilę.
         Dzwonek powtórzył się.
- Ja otworzę. Chcesz być wampirem?
- Tak.
- Wiesz, że to ostateczna decyzja?
- Tak, wiem. Jestem pewien.
- To zaproszę dostawcę do środka, a ty …
- Ugryzę… Okej.
         Kath pokiwała głową i poszła otworzyć drzwi. Tak jak myślała był to dostawca pizzy.
- Dzień dobry – zaczęła.
- Pizza dla pani.
- Dziękuję. Niech pan położy w salonie na stole. Ja pójdę po portfel.
- Dobrze – odparł i posłusznie ruszył w stronę salonu.
- Toby, zapomniałam powiedzieć, na początku zahipnotyzuj – krzyknęła Pierce.
- Dobrze.
         Toby czekał w salonie. Kiedy dostawca wszedł , Toby wstał i błyskawicznie podbiegł do dostawcy. On zrobił wielkie oczy.
- Nie krzycz – szepnął do dostawcy, patrząc w jego brązowe oczy.
- Nie będę krzyczeć – powiedział posłuszne.
- Ale posłuszny! – krzyknął wesoły do Katherine.
         Wtedy jego kły urosły i wbił je w szyję chłopaka. On nie wydał żadnego dźwięku, nawet nie jęknął. Miał jedynie otwarte usta. Kiedy Kath weszła do salonu, zmarszczyła brwi, przyglądając się jak Toby sobie radzi.
- Nieźle – stwierdziła.
         Toby w końcu oderwał się od ofiary i położył ciało na kanapie.
- Serio na kanapie? – zapytała szczerze. – Trzeba coś z nim zrobić.
-Wyrzucę ciało w nocy. Teraz chodź zadzwonię do jakiegoś faceta, żeby na ciebie przepisał dom. Będziemy bezpieczni. – wziął ją za rękę, ale ona jej nie wzięła.
- Będę musiała się spotkać z Klausem.
- Nie dzisiaj.
- Dlaczego? Muszę się dowiedzieć, dlaczego nasłał na mnie Rebekę.
- Naprawdę tego chcesz?
- Na pewno. Muszę się dowiedzieć więcej, może mi wybaczy – Kath ominęła Toby’ego i usiadła na narożniku kanapy.
         Nagle oboje usłyszeli coś dziwnego. Jakiś dźwięk, którego Pierce nie znała albo nie pamiętała.
- Co to było? – zapytała.
- Serio nie wiesz? – zapytał i wybuchnął śmiechem.
- Czy to takie śmieszne?
- Bardzo.
- No powiesz mi, co to było?! – zapytała ostrzej, wstając na równe nogi.
- Niech będzie. To był twój brzuch.
- Słucham?! Żartujesz sobie?
- Ja? Nie… Burczało ci po prostu w brzuchu.
- Serio? – zapytała z niedowierzaniem.
- Serio, serio.
         Uśmiechnęli się do siebie.
- Chyba zjem kawałek pizzy.
- Ja bym napił się jeszcze krwi.
- Mogę ci dać jeszcze trochę mojej, ale nie za dużo.
- Postaram się.
- Może nauczę cię panować nad pragnieniem.
- Chciałbym.
- Chodź. Usiądź i spróbuj delikatnie wbij się w żyłę.
- Okej. Spróbuję.
- Jak się już napijesz, to zjem pizze.
         Toby pokiwał twierdząco głową i usiadł obok Kath. Ona podała nadgarstek, patrząc na niego. On wziął podaną rękę i spojrzał prosto w oczy Katherine. Kiedy poczuł, że kły mu się wydłużyły, cały czas skupiając wzrok na oczach Kath wbił kły w nadgarstek.
         Pierce tylko otworzyła usta, podobnie jak dostawca. Czuła, jak jej krew płynie do Toby’ego. Po pewnym momencie poczuła się słabiej, więc spojrzała na niego i powiedziała:
- Starczy.
         Toby spojrzał na nią, jakby nie mógł skończyć.
- Toby! Starczy już. – powiedziała nieco głośniej.
         Oderwał się oblizując wargi.
- Przepraszam…
- Wiem, moja krew pewnie ci bardzo smakuje.
- I to jak.
- Za to się słabiej czuję. Idę do kuchni.
- Pójdę z tobą.
         Kath już wyciągała ręce po opakowanie z pizzą, ale Toby ją powstrzymał.
- Idź umyj nadgarstek. Nadal mógłbym pić. Ja ci nałożę pizze.
- Okej.
         Katherine poszła do łazienki umyć rękę. Musiała się oprzeć o zlew, żeby stać. Toby trochę za dużo wypił jej krwi, a ona nie jest przyzwyczajona do słabnięcia oraz do burczenia brzucha.
         Rękę wytarła ręcznikiem, który wisiał obok. Później wyszła z łazienki i poszła do kuchni. Tam już siedział Toby przegryzając jeden z kawałków pizzy.
- Jak się czujesz?
- Nie za dobrze, ale dam radę się jeszcze dziś spotkać z Klausem.
- Nie uważasz, że to zły pomysł?
- Nie, chcę mieć to za sobą.
- Jeśli tak chcesz… Weź coś zjedz.
- Mam taki zamiar. Dopiero teraz czuję, że jestem głodna.
- Masz – powiedział, podając jej talerz z kawałkiem pizzy.
- Dzięki.
         Wzięła talerz i zaczęła jeść. Jadła powoli, przegryzając dokładnie każdy kawałek. Dawno nie jadła pizzy… Nigdy jako człowiek. Teraz czuła wyraźniej niż wcześniej. Kiedy skończyli, Kath powiedziała:
- Nie powiedziałam ci jeszcze czegoś.
- Czego?
- Pierwotni umieją hipnotyzować ludzi i wampiry.
- Czyli mnie też?
- Tak. Jest jeden sposób.
- Kołek?
- Nie… To w ostateczności, ale na nich nie działa zwykły kołek, ale o tym później. Ważniejsze jest to, że musisz uważać na werbenę. Ja ją będę nosiła.
- Co ona da?
- Chcesz zobaczyć?
- Zawsze.
- Niech będzie – powiedziała sięgając po kurtkę. Wyciągnęła z niej małą „probówkę”. – Wylej odrobinę na palec. – podała mu przedmiot wypełniony do połowy jakąś cieczą.  – To jest werbena w postaci cieczy.
         Wziął do rąk przedmiot i wylał dwie kropelki na palec. Gdy poczuł od razu odsunął palec, a probówkę podał szybko Katherine.
- Parzy…
- Yhym.
- Po co to masz, jak to cię unieszkodliwiało?
- Zażywałam to, bo chciałam się uodpornić. Niestety później cholernie boli gardło, ale tylko przez parę minut.
- Po co mi to mówisz?
- Niektórzy zażywają werbenę albo po prostu noszę ją w wisiorku… Gdy ją zażywają jest gorzej, bo nie można ani ugryźć ani zahipnotyzować.
- A jak mają w wisiorku?
- To nie można jedynie zahipnotyzować.
- Aha… To jeszcze dużo nauki mnie czeka.
- Trochę – powiedziała uśmiechnięta Katherine. 



_________________

To tak, znowu zacznę od przeprosin... Zawsze późno dodaję, ale teraz szkoła, dużo nauki... Szczególnie jak jest się w II kl. gimnazjum, bo są sprawdziany z pierwszych klas.... :/ Miałam jeszcze treningi z siatkówki i wracałam o 17 do domu... Jutro jeszcze jadę na zawody do Wrocławia na trzy dni... 
Przepraszam też, że nie jest to za długie. Większość dzisiaj pisałam ;* 
Dziękuję także wszystkim czytelniczkom :D Cieszę się, że zyskałam nowe. Bardzo na to liczyłam :] A co do rozdziału to mam nadzieję, że się będzie podobać, choć mogą znaleźć się jakieś błędy :c 
Dziękuję wszystkim za komplementy. ;***
P.S. Co sądzicie, żebym zmieniła się z Rebekah na Lexi ? ;*
 Czekam na wasze komentarze ;*