czwartek, 29 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ X

Alice opowiedziała jej szczegółowo całą sytuacje. W skrócie brzmiała ona tak:
Kiedy chodziła do swojej prababki, kłamała swoją matkę , że idzie do koleżanki. Jej matka (na imię miała Olivia), nie kazała córce chodzić do babki, gdyż bała się, że jej jedyna córka będzie wolała ją. Olivia nie wierzyła w opowieści swojej babci. Alice jednak nie słuchała swojej matki. Wymykała się z domu, żeby tylko posłuchać opowieści swojej prababki. Robiła to przez cały czas. Teraz też. Była nadal na utrzymaniu swoich rodziców. Była jednak bardziej samodzielna niż zwykła dziewczyna. Chciała skończyć studia, mieć dobre wykształcenie i pracę. Marzyła o dużym domu, wiernym mężu oraz dzieciach. Uczyła się przeciętnie i miała wielu przyjaciół. Jej ojciec miał swoją firmę, która miała coraz większe zyski, więc poświęcał więcej czasu na pracę niż na rodzinę.
Wracając do jej prababki, Jane, była ona już stara. Alice nie wspomniała, ile ma lat. Mówiła jednak, że Jane przekonywała ją, że jest czarownicą. Dodała też, że jak dotyka swoją prababkę też czuję jakąś energię, tylko, że pozytywną. Gdy dotyka Kola, Kath lub Klausa czuje coś innego. Smutnego, a może nawet złego.        Przy tej wypowiedzi Katherine westchnęła, jakby chciała wyjawić kim jest. Jednak tego nie zrobiła. Nie wiedziała, co powiedzieć. Alice opowiadała dalej, nie czekając na odpowiedź. Opisała ostatnie parę lat swojego życia. Później dodała:
- Piszę pamiętnik od 3 lat. Prababka mi tak poleciła. Dała mi mnóstwo książek o czarownicach i czarach. Przeczytałam ostatnio jedną i powoli zaczynam wierzyć, że jestem czarownicą.
         W czasie opowiadania obie popijały kawę. Kath za nią nie przepadała, ale wypiła całą zawartość kubka.
         Na ich rozmowie zeszło około godzinę. Kath pochłonęła całą opowieść.
- Jak myślisz, czarownice, wampiry, wilkołaki istnieją? – zapytała na sam koniec.
- Wszystko jest możliwe. Wiesz? Każdy w twoim otoczeniu może być wampirem, czarownicą albo inną nadprzyrodzoną istotą.
- Tak myślisz?
- Yhym… - pokiwała głową.
- Dzięki, że mnie wysłuchałaś. Nie znam cię zbyt dobrze, ale wydajesz mi się fajną dziewczyną.
         „Jakbyś wiedziała, co ja robiłam, jak długo żyję i kim jestem” – pomyślała Pierce.
- Nie ma sprawy. Każdy mógłby cię wysłuchać.
- Nie każdy – Kath spojrzała na nią pytająco. – Nie każdy umie słuchać. Ty umiesz. To jest komplement.
         Kath się zdziwiła i odparła:
- Dzięki.
- Ja już idę. Moja mama jeszcze pomyśli, że jestem u prababci – dodała, wstając z miejsca. Wyciągnęła szybko portfel i wyciągała już pieniądze, kiedy Kath się odezwała.
- Ja zapłacę.
- Dzięki. To ja już uciekam. – założyła na siebie dżinsową kurtkę. – Pewnie niedługo się spotkamy.
- Możliwe. Do zobaczenia – odparła Katherine.
         Alice właśnie wychodziła z kawiarni.
- Pa.
         Kiedy kelnerka podeszła do stolika, przy którym siedziała jeszcze Kath, powiedziała:
- Podać coś jeszcze?
- Nie dziękuję. Ja już wychodzę. Nie muszę płacić – Pierce wiedziała, co zrobić. Po co ma płacić, jeśli może zahipnotyzować?  
         Kelnerka odeszła, a Katherine wstała, włożyła kurtkę i wyszła. Wróciła do domu z trzema torbami zakupów, za które tym razem musiała zapłacić. Nie mogła hipnotyzować ludzi, przy… znajomych.
         Klausa jeszcze nie było w domu. Więc wampirzyca wypakowała wszystkie ubrania i wyszła zaspokoić pragnienie. Nie myślała jeszcze o spotkaniu z Tobym, o którym chyba zapomniała. Nie miała też zamiaru tracić czasu na szukaniu ofiary, więc kiedy zauważyła jakiegoś bezdomnego grzebiącego w śmietniku, w złej dzielnicy, podeszła do niego i wyssała z niego całą krew. Nawet się nie pobrudziła. Kiedy skończyła, wrzuciła go do śmietnika, w którym grzebał.
         Wracając, zauważyła swojego ukochanego. Siedział w parku w towarzystwie swojego rodzeństwa. Postanowiła podejść do nich. Gdy była kilka kroków od nich, pierwotni skierowali wzrok na nią. Rebekah podeszła do niej i powiedziała:
- Czego chcesz? Nie widzisz, że przeszkadzasz?!
- Nie, nie widzę. Chcę po prostu mojego ukochanego.
- Ukochany. To tak się do ciebie zwraca? – zapytała Klausa.
- Przeszkadza ci to? – przerwała Kath.
- Tak.
- Nie kłóćcie się – wtrącił Elijah.
- Ta suka myśli, że wszystko jej wolno – stwierdziła Rebekah.
- Może i jestem suką, ale ty jesteś gorszą.
         Rebekah ominęła Elijah, który stał przed chwilą, między nimi i skręciła Katherine kark. W parku nie było ani jednej ludzkiej duszy.
- Rebekah! – krzyknął zdenerwowany Klaus i podbiegł do swojej ukochanej, która leżała przy ławce.
         Wziął ją na ręce i oznajmił:
- Chodźmy do was.
- Z nią? – zapytała pierwotna.
- Tak.
         W drodze Niklaus dodał:
- Wiesz Rebekah? Myślałem, żeby się wprowadzić do was. Kol i Elijah się zgodzili.
- Zgadzam się, pod warunkiem, że jej tam nie będzie – wskazała Kath.
- Nie ma takiej mowy – odparł Niklaus.
- Katherine trochę mnie wkurza, ale mi to nie przeszkadza – powiedział Kol.
- Mi też nie będzie przeszkadzać – dodał Elijah.
         Stali już w drzwiach domu Mikaelsonów.
- Zmówiliście się przeciw mnie?
- Gdzie tam… Po prostu fajnie by było, jakbyśmy mieli więcej lokatorów.
- Wie już, co planujemy?
- Nie musimy ją w to mieszać.
- Kiedy chcecie, żebym zobaczyła lekarstwo matki? – zapytała spokojniej Rebekah
- Najlepiej już dzisiaj. Jutro nam wszystko powiesz.
- Niech będzie.
         Katherine się budziła. Otwarła oczy i chwyciła się za głowę. Leżała na kolanach Klausa.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- Jakby jakaś suka skręciła mi kark.
- Sorki. Mogłam od razu wyrwać ci serce.
- Rebekah, przestań. To, że jej nie akceptujesz, to nie znaczy, że masz ją ranić.
- Umiem się bronić, Klaus.
- Nie widać… - dokuczała dalej pierwotna.
         Katherine błyskawicznie wstała i także skręciła jej kark. Spadła podobnie, tak jak Pierce w parku.
- Katherine!
- Sama się prosiła. Musiałam się odegrać.
- Oh.. Spróbuję ją uspokoić, jak się obudzi. Może dzisiaj da ci spokój, w końcu idziesz spotkać się z Tobym.
- No tak… Zapomniałam.
- To spróbujemy ją uspokoić – dodał Elijah.
- Dzięki. Ja już lepiej pójdę. Uszykuję się wcześniej.
         Klaus podszedł do Kath i pocałował ją.
- Baw się dobrze – szepnął jej do ucha.
- Dzięki i nawzajem – odpowiedziała. – Już pójdę. Na razie…
         Wyszła z domu Mikaelsonów i ruszyła w stronę domu. Głowa jeszcze ją bolała. Gdy była w salonie, usiadła na kanapie, rozmyślając, czy się przebrać, czy nie. Odruchowo spojrzała na zegar, który wisiał na ścianie. Była 17:40.
         Kath przebrała tylko spodnie, na podobne, bo miała je brudne od piasku z parku, gdy upadła. Miała jeszcze sporo wolnego czasu, dlatego posprzątała jajecznicę, którą zrobiła i z powrotem usiadła na kanapie. Resztę czasu spędziła na oglądaniu jakiegoś starego filmu fantasty.
         Kiedy już wychodziła z domu, poprawiła delikatnie makijaż i poszła. Znalazła jego dom bardzo szybko. Był, jak wspominał pomarańczowy, a także dość duży. Zwyczajny domek jednorodzinny. Mieszkał tam sam, Toby, który był przystojny.
         Stanęła przed bramą i zadzwoniła. Po chwili z domku wyszedł młody chłopak o ciemnej czuprynie i zielonych oczach.
- O, Katherine. Myślałem, że zapomnisz o mnie.
- Nie.. – odparła.
         Zszedł po paru stopniach i podszedł do bramy, którą po chwili otworzył.
- Chodź.
         Kiedy byli już przed drzwiami, Kath się zatrzymała. Toby musiał ją zaprosić.
- Wejdź.
         Pierce weszła teraz pewnie do domu.
- Jak tu ładnie – stwierdziła.
         Miała racje. Przedpokój był dość wąski, ale nawet elegancki. Na ścianach wisiały portrety kobiet i mężczyzn. Na ścianach były namalowane różne wzory. Dom od środka wyglądał na stary. Na prawic portretów wisiało duże lustro. Jego rama wyglądała, jakby była ze złota. Wcześniej stał stojak na płaszcze i kurtki. Nie pasował on jednak do reszty.
- No nie wiem… Moim zdaniem wygląda tu tak staro.
         Nagle Katherine spostrzegła jeden z portretów. Był na nim siwy, dojrzały mężczyzna. Miał krótką brodę i wąsy oraz brązowe oczy. Ubrany był w szatę, wyglądał, jakby był z innego stulecia.
- Czy to jest Henry Petrovik?
- Tak… Skąd wiedziałaś? Żył kilkaset lat temu.
- To jest wuj mojej praprababki. Widziałam go na zdjęciach – kłamała. Dobrze wiedziała, że to był jej wuj. – Kim on jest dla ciebie?
- Dla mnie? My tutaj mamy po prostu znalezione stare portrety. Znaczy ja mam.
- Aaa… Ciekawe. – powiedziała, ściągając kurtkę.
- Daj, powieszę – dodał uprzejmie. Kiedy już odwiesił jej kurtkę, zaprosił ją do salonu. – Chodź do salonu.
         Kiedy weszła do salonu, tak jak prosił Toby, zaniemówiła. Nie wyglądał on tak staro, wręcz przeciwnie, współcześnie. Był połączony z kuchnią. Czerwony narożnik na środku pomieszczenia. Leżały na nim pasującym odcieniem różowe poduszki. Obok stał stół. Parę kroków za narożnikiem znajdował się kominek. Natomiast naprzeciw znajdował się wielki plazmowy telewizor. Nad nim, na ścianie wisiały zdjęcia w ramkach jego i pewnie jego rodziców. Było tam bardzo przytulnie.
- Przytulnie masz tutaj.
- Nie zaprzeczę. Usiądź, chcesz się czegoś napić?
- Hmm…
- Wino?
- Masz tutaj wino?
- Mam cały barek. Może być wino? Czerwone, czy białe?
- Czerwone. Teraz nie wydajesz się nieśmiały.
- Bo ja cię okłamałem. Chciałem, po prostu cię tutaj zaprosić – spuścił głowę.
- Wiedziałeś, że mam chłopaka.
- I że nie mam u ciebie szans – dokończył.
- Masz wielkie szansy u mnie, ale po prostu nie możesz być ze mną. Nie wiesz kim jestem – Katherine zachowywała się jak jego koleżanka. – Nie znasz mnie.
- Chcę cię poznać.
         Oboje stali. Między nimi były trzy metry odległości. Toby zrobił krok bliżej.
- Chcę cię poznać – powtórzył.
- Też bym chciała, ale mam tajemnicę, której nie mogę wyjawić.
         Tym razem milczał. Odwrócił się i poszedł po kieliszki i wino. Usiedli. Napili się wina.
- Nie wyjawisz mi swojej tajemnicy?
- Chciałabym… ale to trudne. Ty nie znasz mnie, a ja nie znam ciebie… Nie chciałbyś mnie znać, jakbyś wiedział kim jestem.
- Mógłbym obiecać, że nie wyrzekłbym się ciebie nigdy.
- Jestem za ładna – powiedziała pod nosem. – Dobra, ale się mnie nie przestrasz okej?
- Okej.
- Przypomnij sobie wszystko, co ci zrobiłam – znów hipnotyzowała, nic nie mógł jej zrobić.
         Po chwili, Toby patrzał na nią z niedowierzaniem.
- Czy to… możliwe?
- Jak widzisz.
- Ale to ciekawe
- Picie krwi?
- Nie. Ciekawe jest, że mnie nie zabiłaś. Czemu?
- Powiedzmy, że nie byłam głodna. Serio, się nie boisz? W każdej chwili mogę cię zabić.
- Nie boję się śmierci. Czyli jesteś…
- Wampirzycą – dokończyła za niego.
- A ten Henry, to kim był naprawdę dla ciebie?
- Moim wujem.
- Wow… A twój chłopak?
- Nie mieszajmy go w to… Najpierw obiecaj, że nikomu nie powiesz.
- Obiecuję, przyrzekam.
- Nie mogę ci wierzyć. A mógłbyś mi przynieść kurtkę? Miałam tam telefon.
- Nie ma sprawy.
         Wstał i znikł w korytarzu. Katherine szybko wyciągnęła agrafkę z kieszeni i rozcięła błyskawicznie nadgarstek. Nalała kilka kropel krwi do jego kieliszka. Kiedy już wracał, jej rana już się goiła, a agrafkę położyła na kanapie, w miejscu którego nie widział.
- Dzięki – wzięła od niego kurtkę i wyciągnęła komórkę.
- Twój chłopak ma na imię…
- Klaus – odparła pośpiesznie odkładając telefon. – Ja zabijam ludzi, a ty mnie się nie boisz?
- Nie… Mówiłem już…
- Nie boisz się śmierci, tak to już wiem. A ból? Ból też umiem zadawać.
- A umiesz całować? Bo gryźć też umiesz.
- Umiem. Wypijmy za nas – przerwała.
- Za nas.
         Podnieśli kieliszki i wypili resztę zawartości. Kath wiedziała, co robi, chociaż nie było tego widać.
- Masz inny alkohol. Strasznie mi się pić chcę. Wypiłabym najchętniej dwie butelki whisky albo wina.
- Przyniosę.
         Ponownie chciał spełnić prośbę Katherine. Nie było go niecałej minuty, a wrócił z trzema butelkami wina.
- Dwie dla ciebie, jedna dla mnie.
- Najpierw wypiję jeszcze to – wskazała butelkę stojącą na stole. – Nie mogę się upić jedną butelką jak człowiek – uśmiechnęła się.
- A iloma?
- Dwoma lub trzema.
- Masz, nie krępuj się – podał mu wszystkie trzy butelki wina.
         Oboje otwarli wina i pili butelek. Kiedy Toby wypił całą butelkę wina, Kath wypiła już dwie. Gdy nie miała już i trzeciej, Toby się zapytał:
- Więc mówiłaś, że umiesz całować.
- I to jak – odparła całkiem pijana Pierce. Nie była ona do końca świadoma.
- Udowodnij – powiedział równie świadomy co ona.
         Kath przesunęła się bliżej niego i pocałowała go namiętnie. Odsunęła się po chwili.
- I jak?
- Niesamowicie. Umiesz coś jeszcze?
- Wszystko.
- Udowodnij – odparł, całując ją.
         Ona odwzajemniła pocałunek.
- Chcesz może spróbować mojej krwi? – zapytała, odrywając się od niego.
- Chętnie.
         Kath wyciągnęła agrafkę, którą wcześniej schowała i podobnie jak wcześniej nacięła nadgarstek.
- Pij, a ja napiję się z ciebie.
- Jakie to seksowne.
- I to jak. Lepsze jest jak robisz tak z innym wampirem.
         Podała mu nadgarstek, a on podał jej swój. Wbiła się w niego, jak najdelikatniej. Pili już krew. Toby pił sporo, więc musiała mu smakować.
         Gdy już przestali, powiedziała.
- Masz słodką krew, jest pyszna.
- Twoją też nie gardzę, choć żałuję, że nie mogę cię zadowolić do końca.
- Może kiedyś.
         Później znowu się całowali. Toby odsunął się na chwilę od niej i zapytał:
- Jak powstają wampiry?
- Człowiek musi wypić krew wampira, a później umrzeć. Tobie brakuje śmierć.
- Ty masz przecież chłopaka – dodał chłopak.
- Nie dowie się niczego – odparła, chociaż sama nie była tego pewna. Była zbyt pijana, żeby myśleć jasno.
         Znowu do niego przywarła. Oderwała się od niego na chwilę i ściągnęła swoją bluzkę i rzuciła się na niego rozdzierając mu koszulę. Później on ściągnął jej spodnie, tak jak ona mu. Miała na sobie seksowną czarną bieliznę.
         Uprawiali seks. Nie do końca świadomi, ale to robili, Zdradzała Klausa. Swojego ukochanego. Później jeszcze wbiła w jego szyję swoje kły. Oboje mieli mnóstwo energii, więc jak skończyli, Katherine i Toby ubrali jedynie spodnie. Później się tylko całowali.
         Po chwili usłyszeli, jak ktoś dzwoni do drzwi. Kath w wampirzym tempie wstała i ubrała bluzkę.
- Idź. To pewnie Klaus. Powiedz, że jestem w łazience. Nie wpuszczaj go. Nie może wejść bez zaproszenia.
- Rozumiem – odparł, kierując się do drzwi.
         Otworzył je i zobaczył Klausa.
- O, hej – zaczął Toby.
- Zawołaj Katherine.
- Poszła do łazienki.
- A czemu jesteś bez koszulki? 

_____________________


W końcu skończyłam i się postarałam. Mam nadzieję, że się podoba :)
Będzie ciekawie ;D
Piszcie komentarze, przyjmę każdą krytykę. 
Pozdrawiam znowu ;**  Zdjęć niestety zbytnio nie mogę dodawać ;c 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ IX

- Wracamy – oznajmiła mu, kiedy już obmył twarz.
         Na parkiecie znaleźli się po niecałej minucie.
- I co? – zapytał Klaus, jak zauważył Katherine.
- Jest lepiej.
- Piłaś?
- Inaczej nie ustałby na nogach.
- Czemu mu jeszcze pomagasz? – zapytał poważniej.
- Sama nie wiem. Może dlatego, że go trochę lubię? Jest sympatyczny, jak jest trzeźwy – przewróciła oczyma. – Zabiję go może jutro…
- Rób z nim, co chcesz – powiedział obojętnie Klaus.
- Czemu jesteś taki obojętny?
- Bo zajmujesz się nim… A ja muszę zabawiać się z kimś innym…
- Toby idź usiądź, a ja niedługo przyjdę – skierowała się do chłopaka.
- Okej.
         Toby usiadł przy barze, przyglądając się Katherine. Chyba naprawdę się zakochał. Za to wampirzyca, próbowała nie zwracać na niego uwagi. Chciała zająć się swoim ukochanym pierwotnym. Klausem. Wzięła go za rękę, pocałowała w usta i weszli na środek parkietu. Kath mówiła mu coś czule do ucha. Kiedy skończyła Niklaus uśmiechnął się szeroko.
- Już lepiej? – zapytała.
- O wiele.
- To dobrze.
         Pocałowali się. Był to jak zawsze namiętny pocałunek. W tle leciała spokojna już piosenka. Katherine założyła ręce na jego szyi, a on trzymał ją w tali. Byli jak zakochana para. Obok nich podobnie tańczyli Alice z Kolem. Ciekawe, co zamierza zrobić. Żyć jak człowiek, a może zabić ją? Raczej to drugie.
         Kath po paru godzinach przypomniała sobie o Tobym. Kiedy spojrzała w stronę baru, nie było go tam. Spojrzała w drugą stronę, nie siedział przy żadnym ze stolików. Wtedy pomyślała „pewnie poszedł do domu”. Było to bardzo możliwe, gdyż połowa gości wyszła. W końcu zostali tylko Alice, Kol i Katherine oraz Klaus. 
         Wszyscy zeszli już z parkietu, ponieważ DJ właśnie skończył swoją pracę. Grzecznie pożegnał się z Alice i odszedł.
         W końcu Kol, Klaus i Kath także pożegnali się z Alice. Pierce tylko dodała:
- Jutro około 10 w pobliżu tego baru okej?
- Spoko. Powiadomię jeszcze Hannę.
         

Kol oddzielił się od brata i i jego ukochanej.
         Wyszli. Do domku wracali spacerkiem. Nie śpieszyli się. Sporo wypili alkoholu, jednak mieli mocniejsze głowy niż ludzie, w końcu byli wampirami.
         Kiedy znaleźli się w swoim domku, oboje rzucili się na wielkie łóżko w sypialni. Później wstali. Wzięli jeszcze prysznic w swojej wielkiej łazience. Była tam i wielka wanna i prysznic. Miejsce na ręczniki i inne potrzebne rzeczy.
Nie uprawiali już seksu. Byli bardziej zmęczeni niż zwykle. Położyli się i zasnęli.
         Kath obudziła się pierwsza około ósmej. Postanowiła zrobić niespodziankę ukochanemu. Przyniosła mu śniadanie do łóżka. Nie była ona dobra w kuchni, ale jajecznice jeszcze umiała zrobić. Było to miłe z jej strony, chociaż ta cecha nie pasuje do niej. Klaus obudził się, gdy tylko weszła do sypialni ze śniadaniem.
- Oh… Śniadanie do łóżka? – zapytał.
- Tak.
- To ja powinienem przynieść ci śniadanie.
- Zrobisz to innym razem. Teraz zjedz coś.
         Usiadła przy nim na łóżku z tacą w rękach.
- Niezbyt umiem  gotować.
- Masz dobre chęci, a u ciebie coś miłego to coś nowego – oznajmił.
- Hmm… Może zmienię się z suki na grzeczną wampirzycę? Co ty na to?
- Nie… Wolę, jak jesteś niegrzeczna – dodał.
         Na tacy był talerz z jajecznicą i chlebem. Obok był jakiś napój.
- Niech będzie – odparła.
         Podejrzliwie spojrzała na jedzenie.
- Jesteś głodny? – zapytała.
- Nie specjalnie, ale zjem, bo zrobiłaś to dla mnie.
         Katherine uśmiechnęła się szeroko, a po chwili, niespodziewanie wzięła z talerza w rękę jajecznicę i umazała mu twarz. Wyglądał przezabawnie. Miał na twarzy jedną trzecią całej jajecznicy. Był zaskoczony. Chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu Kath.
- Chciałeś, żebym nie była grzeczna.
- Muszę uważać, kiedy to mówię.
- Zgadzam się.
- A ja jaki mam być?
- Nie odpowiem ci teraz – odparła zadowolona.
         Klaus westchnął, po czym błyskawicznie zrobił to samo, co ona mu. Udało się. Teraz wyglądali podobnie.
- Klaus! Ja byłam umalowana już! Włosy też sobie uczesałam.
         Dopiero wtedy Klaus zauważył, że jego ukochana ma we włosach trochę jajecznicy.
- Ja wchodzę z dziewczynami na zakupy.
- Zdążymy się wykąpać – dodał wesoło.
         Oboje wybuchli śmiechem. Pierwotny odłożył tacę z resztkami jedzenia na stolik i pocałował Katherine, chociaż byli umazani.
- Smakujesz jak jajecznica – oznajmił.
- Ty też. Chodź się wykąpiemy – powiedziała, energicznie wstając.
- Okej.
         Znowu musieli wziąć prysznic. Klaus wyszedł z łazienki wcześniej, gdyż Katherine, musiała wysuszyć włosy, potem je uczesać oraz umalować.
         Kiedy była gotowa do wyjścia, pocałowała Klausa w usta. Był to krótki, ale czuły pocałunek.
- Wyjdę z tobą. Pójdę do Kola i Elijah. Może spotkam u nich Rebekę.
- Okej. Ja powinnam być w domu około 15. Dam ci znać jak będę dłużej – oznajmiła.
- Nie ma sprawy.
         Pocałowali się jeszcze raz i wyszli. Rozdzielili się w połowie drogi do Mystic Grilla. Katherine była ubrana w obcisłe dżinsy oraz niebieską bluzkę. Miała też kurtkę. Włosy były uczesane jak na co dzień.
         Kiedy dotarła na miejsce, czekały już na nią Hannah i Alice. Na powitanie jedynie powiedziały sobie „ Hej” lub „Cześć”.
         Poszły na zakupy, tak jak to ustaliły wcześniej. Rozmawiały tylko o ciuchach. Alice i Kath nie wspomniały o ich późniejszym spotkaniu przy Hannie.
         Gdy wyszły z ostatniego sklepu, Hannah powiedziała:
- No to co, wracamy już.
- Ja pójdę o prababci jeszcze okej? – skłamała Alice.
- Okej. To do zobaczenia – odparła Hannah i poszła.
         Kath i Alice szły spacerkiem, rozmawiając.
- Może wejdziemy do tej kawiarni za rogiem? – zaproponowała Pierce.
- Okej.
         Do kawiarni szły, milcząc. Jak znalazły się w środku, poprosiły o kawę. Usiadły naprzeciw siebie.
- To od czego mam zacząć? – zapytała Alice.

- Od początku… mamy czas.

_______________


Początkowo znowu przepraszam, że krótkie i że tak późno dodaję... 
Ostatnio nie mam czasu na nic. W tamtym tygodniu byłam 3 razy w kościele!
Masakra....  Wczoraj prawie caly dzień mnie nie było :/
Jeszcze się zastanawiam, czy nie usunąć stronki na fb o TVD ;c Szukam adminów, nikt się nie zgłasza... jakiś koszmar... 
Jestem w takiej sytuacji: mam dwie stronki i dwa blogi i jeszcze trzy siostry. Jedna się wyprowadziła. Czyli trzy siostry i jeden komputer.... Uhhh....
Sorki, że się tak żalę.... 
Mam nadzieję, że się podoba i jeszcze raz PRZEPRASZAM.

sobota, 10 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ VIII

- Nie przejmuj się – pocieszała go, chociaż nie było to w jej stylu.
- Nigdy nikogo sobie nie znajdę…
- Znajdziesz… Spotkamy się może jutro wieczorem, pogadamy… Doradzę ci – mówiła dalej.
- Będę wdzięczny.
- To jutro o 19, hm… może u ciebie?
- Może być. Mieszkam przy stacji, w taki pomarańczowym domku.
- Nie zgubię się. Mieszkasz sam?
- No… Moi rodzice wyjechali rok temu do Londynu.
         Kath spojrzała na niego jeszcze raz. Miał ciemne włosy, zielone oczy i dojrzały zarys twarzy. Był przystojny… i samotny. Taki przystojniak nie ma dziewczyny?! Wróciła do rzeczywistości.
- To jesteśmy umówieni.
- Twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko?
- Nie… Ja będę dawała ci rady. Jesteś nieśmiały, prawda?
- Hmm… Tak.
- Nauczę cię, jak się podrywa dziewczyny.
- Niech będzie – odparł zadowolony.
- Klaus, będzie wiedział, że idę do ciebie. On jest spokojny. Wie, że może mi ufać – mówiła.
- Skoro tak.
- Poszukam Klausa i powiem mu o naszym planie.
- Okej. Ja idę się przewietrzyć.
         Katherine poszła w stronę baru, mając nadzieję, że znajdzie tam Klausa. Był tam. Popijał whisky z Tomem.
- O, Katherine. Jesteś już.
- Jak widać. Może jutro umówicie się na piwko u nas wieczorem? Ja spotkam się z Tobym. Chce się nauczyć jak podrywać dziewczyny. Jest nieśmiały.
- Dobry pomysł. Słyszysz Tom. Jutro przyjdź do mojego domku. Stoi przy lesie, na drugim końcu miasta. Dojdziesz?
- Pewnie – oznajmił.
- A kto to Toby? – zapytał Niklaus.
- Ten z którym tańczyłam.
- Ten z ciemnymi włosami?
- Tak.
- To jest kolega Alice. Chodzili razem do szkoły – wtrącił Tom.
- Możesz iść – szepnął jej do ucha.
- Dzięki.
         Kath spojrzała na wyświetlacz telefonu. Była dwudziesta druga dziesięć. ‘Ten czas tak szybko leci’ pomyślała. Klaus patrzał na nią ciepłym wzrokiem. Tom spojrzał na nich.
- Piękna z was para – powiedział.
- Yh… Dziękujemy – odparła Katherine, marszcząc brwi. – Nikt jeszcze nam tego nie powiedział.
- Jesteś pierwszy – dodał pierwotny.
         Tom nic nie powiedział. Kath i Klaus przytulili się. Spojrzeli na siebie, a później uśmiechnęli. Byli jak nastolatki, którzy się dopiero zakochali.
         Impreza toczyła się dalej. Wszyscy tańczyli i szaleli. Większość gości wypiło mnóstwo drinków. Klaus wziął telefon i wykręcił numer Kola. Kath to zauważyła i powiedziała:
- Powiedz mu, żeby jej nie zabijał. Przynajmniej nie dzisiaj. Umówiłam się z nią na jutro.
- Okej. Powiem, żeby nie był agresywny i żeby kupił jej prezent. Jakiś drogi. Może się pogodzą?
- Świetny pomysł. Daj mi znać jak Kol będzie w pobliżu. Wyprowadzę ją na zewnątrz i wtedy da jej prezent.
- Okej. To dzwonię, a ty sobie zamów drinka.
- Chętnie.
         Po dziesięciu minutach Kath nie miała już drinka, a ukochany dał jej znać, żeby wyprowadziła Alice na zewnątrz. Znalazła ją od razu. Także zamawiała drinka.
- Alice, mam dla ciebie prezent, tylko na początku może ci się nie spodobać…
- Nie musisz. Ważne, że jesteś.
- Chodź na zewnątrz.
- Naprawdę nie…
- Chodź – mówiła, ciągnąc ją za rękę.
- Jak tak nalegasz.
- Tylko obiecaj, że nie wrócisz do środka od razu.
- Obiecuję.
- No dobra.
         Obie wyszły z baru. Stał tam Kol. W prawej ręce trzymał bukiet czerwonych róż, a w lewej małe pudełko, pięknie zapakowane.
- No nie... – powiedziała wściekła Alice. Chciała już wrócić do środka, ale Kath powiedziała.
- Obiecałaś.
- Niech będzie. Czego chcesz? – zwróciła się do Kola.
- Chcę, żebyś mi wybaczyła. Wiem, że nie chcesz mnie już widzieć… Pewnie już nic z tego nie wyjdzie, dlatego chciałem cię prosić, żebyśmy zostali przyjaciółmi – zrobił parę kroków do przodu. – Przyjmij ode mnie kwiaty na przeprosiny, a ten drobny prezent na urodziny. Wszystkiego najlepszego Alice.
         Alice zaniemówiła. Ciekawe co Klaus mu nagadał, że Kol tak się wystroił. Miał na sobie garnitur. Nie miała ona wyboru. Musiała mu wybaczyć. Po chwili po policzku spłynęła jej łza.
- Wiesz co, Kol. Nie wiem, co powiedzieć. Chciałam przeprosić cię, że tak źle o tobie myślałam.
         Pierwotny przybliżył się i wręczył kwiaty oraz prezent.
- Czyli wybaczasz mi? Zostaniemy przyjaciółmi – Kath chciała parsknąć śmiechem, ale powstrzymał ją Klaus, który zjawił się znikąd.
- Hmm… Możemy spróbować – oznajmiła, chwytając bukiet. – Prezentu nie chcę.
- Weź, będziesz zadowolona.
- Dziękuję – szepnęła do Katherine.
- Klaus też pomógł.
- Tobie też dziękuję.
- Otworzysz teraz prezent? – zapytał Kol.
- Pewnie – powiedziała wycierając wolną ręką łzy.
         Kol wcisnął jej prezent.
- Kath, potrzymasz?
- Pewnie – odparła uśmiechnięta, biorąc od niej róże.
         Alice wzięła swój prezent. Był zapakowany w niebieski papier i srebrną wstążkę. Otwarła starannie papier. Znajdowało się pod nim jasne podłużne pudełeczko z kokardą na środku.
- Otwórz – nalegał Kol.
         Otwarła.
- Oh… Jaki śliczny. Czy to jest ta, którą tak bardzo chciałam mieć? – zapytała. Znów płakała. Były to łzy szczęścia.
- Tak. Widziałem jak ją oglądałaś. ..
- Ale ona mnóstwo pieniędzy kosztowała.
         Była to srebrna bransoletka wysadzona kilkoma brylancikami. Było widać ich błysk. Było ich trzy… nie cztery. Cztery brylanciki! Alice miała racje, mówiąc, że kosztowało to mnóstwo pieniędzy.
- Załóż ją – zachęcał.
- Nie jest za droga, żeby ją zakładać?
- E tam. Możesz ją nosić. Zawsze możesz powiedzieć, że brylanty nie są prawdziwe.
- Racja. Dziękuję ci, Kol – powiedziała, przytulając się do niego.
- Założę ci ją – dodał.
- Okej. A wejdziesz do środka?
- Chętnie.
         Pierwotny założył jej bransoletkę, a następnie wszyscy weszli do środka.
- Jeszcze raz dziękuję, że go tutaj zaprosiliście – powiedziała Alice. – Przynajmniej będziemy przyjaciółmi.
- Nie ma za co… To taki prezent urodzinowy – stwierdził Klaus.
- Jutro się spotkamy? – zapytała Katherine.
- Pewnie, a o której. Może razem z Hanną pójdziemy najpierw na zakupy, a później same pójdziemy sobie pogadać?
- Dla mnie super. To spotkamy się o 9 koło tego baru.
- Niech będzie.
- Powiedz jeszcze Hannie.
- Spoko.
         Cała czwórka ruszyła w stronę baru. Każdy poprosił jakiegoś drinka. Wszyscy przez jakiś czas gawędzili, a później ruszyli na parkiet. Tym razem pary były takie: Kol poprosił Kath, a Klaus Alice.
- Po co się z nią spotykasz? Mogłaby już nie żyć – odezwał się Kol, kiedy tańczył.
- Bo chcę się dowiedzieć więcej, a w ogóle jakby się dowiedziała, że naprawdę jest czarownicą, by była naszym przyjacielem. Kto wie, może byłaby tak dobra jak Bonnie?
- Nie żartuj sobie… A jak odkryje kim jesteśmy?
- To jej to wytłumaczymy, a jak nas nie będzie chciała znać to będziesz mógł ją zabić.
- Niech będzie. Co jak co, ale ty umiesz obmyślać plany.
- W końcu jestem Katherine Pierce.
- Racja – westchnął.
         DJ puścił rytmiczną piosenkę. Wszyscy zaczęli szaleć, skakać. Katherine także tańczyła, jakby nie miała na sobie obcasów, chociaż wiadomo, że jest inaczej. Nagle do Katherine dołączył Toby. Uśmiechał się szeroko. Był pijany. Ledwo, co stał na nogach. Mamrotał coś pod nosem, a ona wyłapała tylko ‘Katherine…jutro… ta..? Koch… cię…’
- Tak jutro się spotykamy, a to drugie, to chyba zauroczenie- krzyknęła mu do ucha, żeby coś usłyszał.
- Aha… - pokiwał głową. – Idę po drin…
- Nie Toby, już za dużo wypiłeś.
- Piłem coś? – zapytał pod nosem.
- Tak. Chodź do łazienki. Obmyjesz sobie twarz.
- Yhym.
- Kol – zwróciła się do brata ukochanego. – Zaraz wracam, powiedz Klausowi, że idę do łazienki z Tobym, bo jest ledwo przytomny. Może jutro coś z nim zrobię, bo mnie trochę wkurza – było w tym trochę prawdy. Wkurzał ją. Przylepił się do niej jak mucha do pajęczyny.
         Kath poprowadziła go do łazienki. Weszła z nim. Nikogo tam nie było. Wykorzystała okazję i znów zatopiła w nim zęby. Oderwała się szybko. Otarła szyję i zahipnotyzowała:
- Zapomnisz.
- Zapomnę – wymamrotał.
- Zapomnisz też, to co stanie się w ciągu następnych dwóch minut.
         Pokiwał twierdząco głową. Kath lubiła się bawić ludźmi. Chciała go zabić nazajutrz, a może już dzisiaj?
         Ugryzła się w nadgarstek, który przyłożyła do jego ust. Na początku nie chciał pić, ale później przywarł do niej. Odsunęła go po niecałych dwudziestu sekundach. Kiedy otarła ranki, które sobie zrobiła, powiedziała:
- Toby, słyszysz mnie?
- He? Katherine?
- Tak. Obmyj sobie twarz.

         Toby był przytomniejszy bardziej, niż na parkiecie, a Kath nie była zadowolona, że musiała przerwać tańce. 

_______________________________



Hmmm... I znów nie wiem co napisać...
Dziękuję wszystkim, czytającym tego bloga. Jest was mało, ale ważne, że ktoś jest.
Miałabym prośbę albo nawet dwie. 
Pierwsza to taka, żebyście polecili komuś moje blogi...
A druga, żebyści oglądali, komentowali, a może jeszcze lajkowali moje filmiki na youtube... Nie musicie tego robić... ;D 
Pozdrawiam wszystkich ;** 

piątek, 2 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ VII


Do Kath, po chwili dołączył jakiś młody chłopak. Zaprosił ją do tańca. Ona się zgodziła. Może chciała się nim pożywić?
         DJ puścił piosenkę ‘You give love a Bad name’. Ludzie szaleli. Wszyscy śpiewali. Katherine także się dołączyła. Wypiła już sporo alkoholu. Było ciemno, wykorzystała to. Z chłopakiem, z którym tańczyła poszła, prawie w kąt. Szepnęła mu:
- Nie krzycz.             
         On przytaknął. Katherine przytuliła się do niego, jakby chciała mu coś powiedzieć i przywarła do jego szyi. On poczuł ukłucie, ale nie mógł krzyczeć.
         W końcu wampirzyca oderwała się od niego i znów go zahipnotyzowała:
- Zapomnisz o tym.
- Zapomnę.
- Dobrze się czujesz? – zapytała uprzejmie.
- Hmm… Trochę mi słabo, ale dobrze.
- To dobrze. A tak w ogóle jestem Katherine.
- Ja jestem Toby. Nigdy cię nie widziałem z Alice.
- No tak poznałam ją dzisiaj przed imprezą. Znam jej byłego.
- Tak? Ja wiem tylko, że ma na imię Kol.
- Tak… To tylko mój znajomy. Widzimy się rzadko.
- Aaa… Przynieść ci drinka?
- Hmm… Możesz – powiedziała uprzejmie.
         Toby odszedł, a ona oparła się o ścianę. Podszedł do niej Alice.
- Dobrze się bawisz? – zapytała.
- Świetnie. Hmm… A w ogóle wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
- Oh. Dzięki – powiedziała przytulając ją. Kath tylko poklepała ją po plecach.
- Nie ma za co… Nie mam przecież prezentu.
- Co mi tam prezenty… Hmm… Wydajesz się sympatyczna – ‘sympatyczna? Haha dobry żarcik, jakby wiedziała kim jestem, to zmieniłaby zdanie’, pomyślała Kath. – No… Mogę ci się zwierzyć?
- Oczywiście – mówiła zaciekawiona Pierce.
- Mam drinki – oznajmił Toby wychodząc z tłumu.
- Daj mi mojego, a teraz chciałam trochę porozmawiać z Alice. Nie obrazisz się? – zapytała słodkim głosem.
- Nie ma sprawy. Jeszcze się znajdziemy – dodał, podając Katherine drinka i odchodząc.
- Słucham – powiedziała, patrząc na Alice.
- Hmm... Od czego zacząć?
- Najlepiej od początku. Chodź na chwilę na zewnątrz, tu jest za głośno.
- Oki.
         Razem wyszły z baru. Na dworze było przyjemnie. Leciutki wiaterek rozwiewał włosy dziewczynom, a niebo robiło się ciemniejsze.
- O co chodzi?
- Dobra, znasz tego Kola nie?
- Nie tak dobrze, ale znam – skłamała.  
- No, to jak go dotykam, czuję coś dziwnego, a zarazem niepokojącego. Nie wiem co to jest… Boję się tego. To nie wszystko. Jak ciebie dotykam też coś czuję, ale to jest łagodniejsze. Tak jakby mniej się boję.
- Jak mnie dotykasz? Oh… Nie wiem co mogłoby to być.
- Jeszcze nie koniec. U Klausa tak samo… tylko jego najwięcej się boję. Jakby zaraz coś się stało złego. Nie wiem, co o tym myśleć.
- Chciałabym ci pomóc, ale nie wiem jak…
- Myślę też, że w tym mieście dzieje się coś dziwnego, a zarazem strasznego. Sądzę, że tu są wampiry – ostatnie zdanie wyszeptała jej do ucha.
- Wampiry? Myślisz, że ja, Klaus i Kol jesteśmy wampirami?
- Tego nie powiedziałam.
- Nie, nie jesteśmy wampirami. Przeprowadziłam się tutaj 2 miesiące temu, a wiesz dlaczego?
- Dlaczego?
- Bo słyszałam, że właśnie dzieją się tutaj dziwne rzeczy, takie jak dużo ataków zwierząt. Byłam ciekawa, co tu jest, więc się przeprowadziłam. Dużo podróżuję po świecie – zmyślała i kłamała dalej.
- Serio?
- Tak… Lubię szukać ciekawych rzeczy. Byłam już w Nowym Orleanie, Los Angeles i w wielu innych miastach.
- Wow – zaniemówiła.
- Chcę się dowiedzieć więcej o Mystic Falls i wypadkach. Czytałam trochę w bibliotekach i też myślę, że mogą tu być wampiry – Katherine kłamała jak z nut. Była w tym świetna.
- Ja nie przepadam za szukaniem informacji ani za historią, ale to wydaje się ciekawe. Nie wiem czy cię to interesuję, ale moja prababka mówiła, że była czarownicą. Ja w to zbytnio nie wierzę, bo nigdy mi tego nie udowodniła.
- Czarownicą? – zdziwiła się na niby. – Fajnie. Znaczy słyszałam tylko o czarownicach z Salem. Może jesteście daleką rodziną?
- Nie wiem… Może moja babcia też uważała się za czarownicę?
- Może?
- No, bo ona już nie żyje.
- Przykro mi…
- Nie… Moja mama mi zabrania chodzenia do prababki, bo mówi, że ma na mnie zły wpływ. Ja tam czasem lubię sobie posłuchać o magii lub o czymś podobnym.
- Wymykasz się? – zgadywała Katherine i napiła się łyka drinka. Było koloru niebieskiego.
- Tak… Chcę odwiedzać prababkę. O         na mnie rozumie, ale nie wie co to jest. Mówi, że ona tak nie miała.
- Może jutro jeszcze o tym pogadamy? Spotkamy się.
- Będę wdzięczna. Ty mnie nie uważasz za jakąś psychopatyczną dziewczynę?
- Pewnie, że nie – ‘Psychopatyczną dziewczyną jestem ja’ dodała w myślach. – Chodźmy już do środka.
- Oki.
         Kiedy Alice i Katherine znalazły się w środku, podeszli do nich Klaus i Tom.
- Możemy panie poprosić do tańca? – zapytał pierwotny, a jego partnerka wypiła resztę zawartości szklanki.
         W tle pojawiła się wolna muzyka, taka spokojna. Kath i Alice spojrzały na siebie i odpowiedziały równocześnie.
- Oczywiście.
         Po chwili wszyscy kołysali się już na parkiecie. Katherine opowiedziała sytuacje z Alice Klausowi. Nagle jakiś głos przerwał im i taniec, i rozmowę.
- Odbijamy – był to Toby. – Można?
- Pewnie – oznajmiła hybryda.
         Klaus odszedł, a Tom wraz z Katherine zaczęli tańczyć.
- A kto to był?


- Ten z kim tańczyłam? Mój chłopak, Klaus.

- Masz chłopaka… - szepnął pod nosem. 


__________________________________________

Przepraszam, że takie krótkie... 
Jak zawsze mam nadzieję, że się będzie podobać ;** 
proszę czytelników o komentowanie ;] <3
I co tu mam więcej powiedzieć? ;]