czwartek, 29 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ X

Alice opowiedziała jej szczegółowo całą sytuacje. W skrócie brzmiała ona tak:
Kiedy chodziła do swojej prababki, kłamała swoją matkę , że idzie do koleżanki. Jej matka (na imię miała Olivia), nie kazała córce chodzić do babki, gdyż bała się, że jej jedyna córka będzie wolała ją. Olivia nie wierzyła w opowieści swojej babci. Alice jednak nie słuchała swojej matki. Wymykała się z domu, żeby tylko posłuchać opowieści swojej prababki. Robiła to przez cały czas. Teraz też. Była nadal na utrzymaniu swoich rodziców. Była jednak bardziej samodzielna niż zwykła dziewczyna. Chciała skończyć studia, mieć dobre wykształcenie i pracę. Marzyła o dużym domu, wiernym mężu oraz dzieciach. Uczyła się przeciętnie i miała wielu przyjaciół. Jej ojciec miał swoją firmę, która miała coraz większe zyski, więc poświęcał więcej czasu na pracę niż na rodzinę.
Wracając do jej prababki, Jane, była ona już stara. Alice nie wspomniała, ile ma lat. Mówiła jednak, że Jane przekonywała ją, że jest czarownicą. Dodała też, że jak dotyka swoją prababkę też czuję jakąś energię, tylko, że pozytywną. Gdy dotyka Kola, Kath lub Klausa czuje coś innego. Smutnego, a może nawet złego.        Przy tej wypowiedzi Katherine westchnęła, jakby chciała wyjawić kim jest. Jednak tego nie zrobiła. Nie wiedziała, co powiedzieć. Alice opowiadała dalej, nie czekając na odpowiedź. Opisała ostatnie parę lat swojego życia. Później dodała:
- Piszę pamiętnik od 3 lat. Prababka mi tak poleciła. Dała mi mnóstwo książek o czarownicach i czarach. Przeczytałam ostatnio jedną i powoli zaczynam wierzyć, że jestem czarownicą.
         W czasie opowiadania obie popijały kawę. Kath za nią nie przepadała, ale wypiła całą zawartość kubka.
         Na ich rozmowie zeszło około godzinę. Kath pochłonęła całą opowieść.
- Jak myślisz, czarownice, wampiry, wilkołaki istnieją? – zapytała na sam koniec.
- Wszystko jest możliwe. Wiesz? Każdy w twoim otoczeniu może być wampirem, czarownicą albo inną nadprzyrodzoną istotą.
- Tak myślisz?
- Yhym… - pokiwała głową.
- Dzięki, że mnie wysłuchałaś. Nie znam cię zbyt dobrze, ale wydajesz mi się fajną dziewczyną.
         „Jakbyś wiedziała, co ja robiłam, jak długo żyję i kim jestem” – pomyślała Pierce.
- Nie ma sprawy. Każdy mógłby cię wysłuchać.
- Nie każdy – Kath spojrzała na nią pytająco. – Nie każdy umie słuchać. Ty umiesz. To jest komplement.
         Kath się zdziwiła i odparła:
- Dzięki.
- Ja już idę. Moja mama jeszcze pomyśli, że jestem u prababci – dodała, wstając z miejsca. Wyciągnęła szybko portfel i wyciągała już pieniądze, kiedy Kath się odezwała.
- Ja zapłacę.
- Dzięki. To ja już uciekam. – założyła na siebie dżinsową kurtkę. – Pewnie niedługo się spotkamy.
- Możliwe. Do zobaczenia – odparła Katherine.
         Alice właśnie wychodziła z kawiarni.
- Pa.
         Kiedy kelnerka podeszła do stolika, przy którym siedziała jeszcze Kath, powiedziała:
- Podać coś jeszcze?
- Nie dziękuję. Ja już wychodzę. Nie muszę płacić – Pierce wiedziała, co zrobić. Po co ma płacić, jeśli może zahipnotyzować?  
         Kelnerka odeszła, a Katherine wstała, włożyła kurtkę i wyszła. Wróciła do domu z trzema torbami zakupów, za które tym razem musiała zapłacić. Nie mogła hipnotyzować ludzi, przy… znajomych.
         Klausa jeszcze nie było w domu. Więc wampirzyca wypakowała wszystkie ubrania i wyszła zaspokoić pragnienie. Nie myślała jeszcze o spotkaniu z Tobym, o którym chyba zapomniała. Nie miała też zamiaru tracić czasu na szukaniu ofiary, więc kiedy zauważyła jakiegoś bezdomnego grzebiącego w śmietniku, w złej dzielnicy, podeszła do niego i wyssała z niego całą krew. Nawet się nie pobrudziła. Kiedy skończyła, wrzuciła go do śmietnika, w którym grzebał.
         Wracając, zauważyła swojego ukochanego. Siedział w parku w towarzystwie swojego rodzeństwa. Postanowiła podejść do nich. Gdy była kilka kroków od nich, pierwotni skierowali wzrok na nią. Rebekah podeszła do niej i powiedziała:
- Czego chcesz? Nie widzisz, że przeszkadzasz?!
- Nie, nie widzę. Chcę po prostu mojego ukochanego.
- Ukochany. To tak się do ciebie zwraca? – zapytała Klausa.
- Przeszkadza ci to? – przerwała Kath.
- Tak.
- Nie kłóćcie się – wtrącił Elijah.
- Ta suka myśli, że wszystko jej wolno – stwierdziła Rebekah.
- Może i jestem suką, ale ty jesteś gorszą.
         Rebekah ominęła Elijah, który stał przed chwilą, między nimi i skręciła Katherine kark. W parku nie było ani jednej ludzkiej duszy.
- Rebekah! – krzyknął zdenerwowany Klaus i podbiegł do swojej ukochanej, która leżała przy ławce.
         Wziął ją na ręce i oznajmił:
- Chodźmy do was.
- Z nią? – zapytała pierwotna.
- Tak.
         W drodze Niklaus dodał:
- Wiesz Rebekah? Myślałem, żeby się wprowadzić do was. Kol i Elijah się zgodzili.
- Zgadzam się, pod warunkiem, że jej tam nie będzie – wskazała Kath.
- Nie ma takiej mowy – odparł Niklaus.
- Katherine trochę mnie wkurza, ale mi to nie przeszkadza – powiedział Kol.
- Mi też nie będzie przeszkadzać – dodał Elijah.
         Stali już w drzwiach domu Mikaelsonów.
- Zmówiliście się przeciw mnie?
- Gdzie tam… Po prostu fajnie by było, jakbyśmy mieli więcej lokatorów.
- Wie już, co planujemy?
- Nie musimy ją w to mieszać.
- Kiedy chcecie, żebym zobaczyła lekarstwo matki? – zapytała spokojniej Rebekah
- Najlepiej już dzisiaj. Jutro nam wszystko powiesz.
- Niech będzie.
         Katherine się budziła. Otwarła oczy i chwyciła się za głowę. Leżała na kolanach Klausa.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- Jakby jakaś suka skręciła mi kark.
- Sorki. Mogłam od razu wyrwać ci serce.
- Rebekah, przestań. To, że jej nie akceptujesz, to nie znaczy, że masz ją ranić.
- Umiem się bronić, Klaus.
- Nie widać… - dokuczała dalej pierwotna.
         Katherine błyskawicznie wstała i także skręciła jej kark. Spadła podobnie, tak jak Pierce w parku.
- Katherine!
- Sama się prosiła. Musiałam się odegrać.
- Oh.. Spróbuję ją uspokoić, jak się obudzi. Może dzisiaj da ci spokój, w końcu idziesz spotkać się z Tobym.
- No tak… Zapomniałam.
- To spróbujemy ją uspokoić – dodał Elijah.
- Dzięki. Ja już lepiej pójdę. Uszykuję się wcześniej.
         Klaus podszedł do Kath i pocałował ją.
- Baw się dobrze – szepnął jej do ucha.
- Dzięki i nawzajem – odpowiedziała. – Już pójdę. Na razie…
         Wyszła z domu Mikaelsonów i ruszyła w stronę domu. Głowa jeszcze ją bolała. Gdy była w salonie, usiadła na kanapie, rozmyślając, czy się przebrać, czy nie. Odruchowo spojrzała na zegar, który wisiał na ścianie. Była 17:40.
         Kath przebrała tylko spodnie, na podobne, bo miała je brudne od piasku z parku, gdy upadła. Miała jeszcze sporo wolnego czasu, dlatego posprzątała jajecznicę, którą zrobiła i z powrotem usiadła na kanapie. Resztę czasu spędziła na oglądaniu jakiegoś starego filmu fantasty.
         Kiedy już wychodziła z domu, poprawiła delikatnie makijaż i poszła. Znalazła jego dom bardzo szybko. Był, jak wspominał pomarańczowy, a także dość duży. Zwyczajny domek jednorodzinny. Mieszkał tam sam, Toby, który był przystojny.
         Stanęła przed bramą i zadzwoniła. Po chwili z domku wyszedł młody chłopak o ciemnej czuprynie i zielonych oczach.
- O, Katherine. Myślałem, że zapomnisz o mnie.
- Nie.. – odparła.
         Zszedł po paru stopniach i podszedł do bramy, którą po chwili otworzył.
- Chodź.
         Kiedy byli już przed drzwiami, Kath się zatrzymała. Toby musiał ją zaprosić.
- Wejdź.
         Pierce weszła teraz pewnie do domu.
- Jak tu ładnie – stwierdziła.
         Miała racje. Przedpokój był dość wąski, ale nawet elegancki. Na ścianach wisiały portrety kobiet i mężczyzn. Na ścianach były namalowane różne wzory. Dom od środka wyglądał na stary. Na prawic portretów wisiało duże lustro. Jego rama wyglądała, jakby była ze złota. Wcześniej stał stojak na płaszcze i kurtki. Nie pasował on jednak do reszty.
- No nie wiem… Moim zdaniem wygląda tu tak staro.
         Nagle Katherine spostrzegła jeden z portretów. Był na nim siwy, dojrzały mężczyzna. Miał krótką brodę i wąsy oraz brązowe oczy. Ubrany był w szatę, wyglądał, jakby był z innego stulecia.
- Czy to jest Henry Petrovik?
- Tak… Skąd wiedziałaś? Żył kilkaset lat temu.
- To jest wuj mojej praprababki. Widziałam go na zdjęciach – kłamała. Dobrze wiedziała, że to był jej wuj. – Kim on jest dla ciebie?
- Dla mnie? My tutaj mamy po prostu znalezione stare portrety. Znaczy ja mam.
- Aaa… Ciekawe. – powiedziała, ściągając kurtkę.
- Daj, powieszę – dodał uprzejmie. Kiedy już odwiesił jej kurtkę, zaprosił ją do salonu. – Chodź do salonu.
         Kiedy weszła do salonu, tak jak prosił Toby, zaniemówiła. Nie wyglądał on tak staro, wręcz przeciwnie, współcześnie. Był połączony z kuchnią. Czerwony narożnik na środku pomieszczenia. Leżały na nim pasującym odcieniem różowe poduszki. Obok stał stół. Parę kroków za narożnikiem znajdował się kominek. Natomiast naprzeciw znajdował się wielki plazmowy telewizor. Nad nim, na ścianie wisiały zdjęcia w ramkach jego i pewnie jego rodziców. Było tam bardzo przytulnie.
- Przytulnie masz tutaj.
- Nie zaprzeczę. Usiądź, chcesz się czegoś napić?
- Hmm…
- Wino?
- Masz tutaj wino?
- Mam cały barek. Może być wino? Czerwone, czy białe?
- Czerwone. Teraz nie wydajesz się nieśmiały.
- Bo ja cię okłamałem. Chciałem, po prostu cię tutaj zaprosić – spuścił głowę.
- Wiedziałeś, że mam chłopaka.
- I że nie mam u ciebie szans – dokończył.
- Masz wielkie szansy u mnie, ale po prostu nie możesz być ze mną. Nie wiesz kim jestem – Katherine zachowywała się jak jego koleżanka. – Nie znasz mnie.
- Chcę cię poznać.
         Oboje stali. Między nimi były trzy metry odległości. Toby zrobił krok bliżej.
- Chcę cię poznać – powtórzył.
- Też bym chciała, ale mam tajemnicę, której nie mogę wyjawić.
         Tym razem milczał. Odwrócił się i poszedł po kieliszki i wino. Usiedli. Napili się wina.
- Nie wyjawisz mi swojej tajemnicy?
- Chciałabym… ale to trudne. Ty nie znasz mnie, a ja nie znam ciebie… Nie chciałbyś mnie znać, jakbyś wiedział kim jestem.
- Mógłbym obiecać, że nie wyrzekłbym się ciebie nigdy.
- Jestem za ładna – powiedziała pod nosem. – Dobra, ale się mnie nie przestrasz okej?
- Okej.
- Przypomnij sobie wszystko, co ci zrobiłam – znów hipnotyzowała, nic nie mógł jej zrobić.
         Po chwili, Toby patrzał na nią z niedowierzaniem.
- Czy to… możliwe?
- Jak widzisz.
- Ale to ciekawe
- Picie krwi?
- Nie. Ciekawe jest, że mnie nie zabiłaś. Czemu?
- Powiedzmy, że nie byłam głodna. Serio, się nie boisz? W każdej chwili mogę cię zabić.
- Nie boję się śmierci. Czyli jesteś…
- Wampirzycą – dokończyła za niego.
- A ten Henry, to kim był naprawdę dla ciebie?
- Moim wujem.
- Wow… A twój chłopak?
- Nie mieszajmy go w to… Najpierw obiecaj, że nikomu nie powiesz.
- Obiecuję, przyrzekam.
- Nie mogę ci wierzyć. A mógłbyś mi przynieść kurtkę? Miałam tam telefon.
- Nie ma sprawy.
         Wstał i znikł w korytarzu. Katherine szybko wyciągnęła agrafkę z kieszeni i rozcięła błyskawicznie nadgarstek. Nalała kilka kropel krwi do jego kieliszka. Kiedy już wracał, jej rana już się goiła, a agrafkę położyła na kanapie, w miejscu którego nie widział.
- Dzięki – wzięła od niego kurtkę i wyciągnęła komórkę.
- Twój chłopak ma na imię…
- Klaus – odparła pośpiesznie odkładając telefon. – Ja zabijam ludzi, a ty mnie się nie boisz?
- Nie… Mówiłem już…
- Nie boisz się śmierci, tak to już wiem. A ból? Ból też umiem zadawać.
- A umiesz całować? Bo gryźć też umiesz.
- Umiem. Wypijmy za nas – przerwała.
- Za nas.
         Podnieśli kieliszki i wypili resztę zawartości. Kath wiedziała, co robi, chociaż nie było tego widać.
- Masz inny alkohol. Strasznie mi się pić chcę. Wypiłabym najchętniej dwie butelki whisky albo wina.
- Przyniosę.
         Ponownie chciał spełnić prośbę Katherine. Nie było go niecałej minuty, a wrócił z trzema butelkami wina.
- Dwie dla ciebie, jedna dla mnie.
- Najpierw wypiję jeszcze to – wskazała butelkę stojącą na stole. – Nie mogę się upić jedną butelką jak człowiek – uśmiechnęła się.
- A iloma?
- Dwoma lub trzema.
- Masz, nie krępuj się – podał mu wszystkie trzy butelki wina.
         Oboje otwarli wina i pili butelek. Kiedy Toby wypił całą butelkę wina, Kath wypiła już dwie. Gdy nie miała już i trzeciej, Toby się zapytał:
- Więc mówiłaś, że umiesz całować.
- I to jak – odparła całkiem pijana Pierce. Nie była ona do końca świadoma.
- Udowodnij – powiedział równie świadomy co ona.
         Kath przesunęła się bliżej niego i pocałowała go namiętnie. Odsunęła się po chwili.
- I jak?
- Niesamowicie. Umiesz coś jeszcze?
- Wszystko.
- Udowodnij – odparł, całując ją.
         Ona odwzajemniła pocałunek.
- Chcesz może spróbować mojej krwi? – zapytała, odrywając się od niego.
- Chętnie.
         Kath wyciągnęła agrafkę, którą wcześniej schowała i podobnie jak wcześniej nacięła nadgarstek.
- Pij, a ja napiję się z ciebie.
- Jakie to seksowne.
- I to jak. Lepsze jest jak robisz tak z innym wampirem.
         Podała mu nadgarstek, a on podał jej swój. Wbiła się w niego, jak najdelikatniej. Pili już krew. Toby pił sporo, więc musiała mu smakować.
         Gdy już przestali, powiedziała.
- Masz słodką krew, jest pyszna.
- Twoją też nie gardzę, choć żałuję, że nie mogę cię zadowolić do końca.
- Może kiedyś.
         Później znowu się całowali. Toby odsunął się na chwilę od niej i zapytał:
- Jak powstają wampiry?
- Człowiek musi wypić krew wampira, a później umrzeć. Tobie brakuje śmierć.
- Ty masz przecież chłopaka – dodał chłopak.
- Nie dowie się niczego – odparła, chociaż sama nie była tego pewna. Była zbyt pijana, żeby myśleć jasno.
         Znowu do niego przywarła. Oderwała się od niego na chwilę i ściągnęła swoją bluzkę i rzuciła się na niego rozdzierając mu koszulę. Później on ściągnął jej spodnie, tak jak ona mu. Miała na sobie seksowną czarną bieliznę.
         Uprawiali seks. Nie do końca świadomi, ale to robili, Zdradzała Klausa. Swojego ukochanego. Później jeszcze wbiła w jego szyję swoje kły. Oboje mieli mnóstwo energii, więc jak skończyli, Katherine i Toby ubrali jedynie spodnie. Później się tylko całowali.
         Po chwili usłyszeli, jak ktoś dzwoni do drzwi. Kath w wampirzym tempie wstała i ubrała bluzkę.
- Idź. To pewnie Klaus. Powiedz, że jestem w łazience. Nie wpuszczaj go. Nie może wejść bez zaproszenia.
- Rozumiem – odparł, kierując się do drzwi.
         Otworzył je i zobaczył Klausa.
- O, hej – zaczął Toby.
- Zawołaj Katherine.
- Poszła do łazienki.
- A czemu jesteś bez koszulki? 

_____________________


W końcu skończyłam i się postarałam. Mam nadzieję, że się podoba :)
Będzie ciekawie ;D
Piszcie komentarze, przyjmę każdą krytykę. 
Pozdrawiam znowu ;**  Zdjęć niestety zbytnio nie mogę dodawać ;c 

9 komentarzy:

  1. Kocham cię z ten rozdział :D Po za tym jest taki długi,tak miło się go czyta :D Jak dla mnie może być jedno zdjęcie a więcej tekstu...Oh nie mogę sie już doczekać następnego rozdziału...Wiesz mam taką wielką prośbę :) Czy mogłabyś napisać teraz znowu kolejny rozdział ale tutaj a pózniej napiszesz o Kolu i Kath...ploseeeeeee :D Bo ja nie wytrzymie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak się podoba? Dziękuję, ale powiem szczerze, że przygotowałam się na krytykę :D Może napiszę teraz jeszcze jeden o Klausie i Kath, ale Koholiczce ani słowa! ;* Ja sama nie wiedziałam, że napiszę taki długi ;D A bardzo przyjemnie mi się pisało ten rozdział ;] Jeszcze raz dziękuję ^^

      Usuń
    2. Dziękuję że sie zgodziłaś :D Już nie mogę sie doczekać następnego rozdziału :D Mam nadzieje że uwiniesz się z nim jak najszybciej i przepraszam za sprawianie ci problemów :D

      Usuń
    3. A wiadomo już kiedy się z nim uwiniesz? :D

      Usuń
  2. Nie mam pojęcia... Jeszcze nawet nie zaczęłam, bo przez ostatnie 2 dni nie mogłam korzystać z komputera, bo miałam mnóstwo wirusów. Postaram się dodać jutro wieczorem lub 3 września ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow.Współczuje wirusów :D To spoko :D Pisz sobie powoli ;)

      Usuń
  3. Co to za sekrety ;-) Nie no muszę powiedzieć że rozdział cudowny sama jestem ciekawa co dalej więc pisz kochana pisz następny rozdział ;-) A jak skończysz to szybko pisz równie ciekawy rozdział o Koltherinie :-D Powodzenia i jak zawsze życzę weny :-* <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń