Alice opowiedziała jej
szczegółowo całą sytuacje. W skrócie brzmiała ona tak:
Kiedy chodziła do swojej
prababki, kłamała swoją matkę , że idzie do koleżanki. Jej matka (na imię miała
Olivia), nie kazała córce chodzić do babki, gdyż bała się, że jej jedyna córka
będzie wolała ją. Olivia nie wierzyła w opowieści swojej babci. Alice jednak
nie słuchała swojej matki. Wymykała się z domu, żeby tylko posłuchać opowieści
swojej prababki. Robiła to przez cały czas. Teraz też. Była nadal na utrzymaniu
swoich rodziców. Była jednak bardziej samodzielna niż zwykła dziewczyna. Chciała
skończyć studia, mieć dobre wykształcenie i pracę. Marzyła o dużym domu,
wiernym mężu oraz dzieciach. Uczyła się przeciętnie i miała wielu przyjaciół.
Jej ojciec miał swoją firmę, która miała coraz większe zyski, więc poświęcał
więcej czasu na pracę niż na rodzinę.
Wracając do jej prababki,
Jane, była ona już stara. Alice nie wspomniała, ile ma lat. Mówiła jednak, że
Jane przekonywała ją, że jest czarownicą. Dodała też, że jak dotyka swoją
prababkę też czuję jakąś energię, tylko, że pozytywną. Gdy dotyka Kola, Kath
lub Klausa czuje coś innego. Smutnego, a może nawet złego. Przy tej wypowiedzi Katherine
westchnęła, jakby chciała wyjawić kim jest. Jednak tego nie zrobiła. Nie
wiedziała, co powiedzieć. Alice opowiadała dalej, nie czekając na odpowiedź.
Opisała ostatnie parę lat swojego życia. Później dodała:
- Piszę pamiętnik od 3 lat.
Prababka mi tak poleciła. Dała mi mnóstwo książek o czarownicach i czarach.
Przeczytałam ostatnio jedną i powoli zaczynam wierzyć, że jestem czarownicą.
W czasie opowiadania obie popijały kawę. Kath za nią nie
przepadała, ale wypiła całą zawartość kubka.
Na ich rozmowie zeszło około godzinę. Kath pochłonęła całą
opowieść.
- Jak myślisz, czarownice,
wampiry, wilkołaki istnieją? – zapytała na sam koniec.
- Wszystko jest możliwe.
Wiesz? Każdy w twoim otoczeniu może być wampirem, czarownicą albo inną
nadprzyrodzoną istotą.
- Tak myślisz?
- Yhym… - pokiwała głową.
- Dzięki, że mnie
wysłuchałaś. Nie znam cię zbyt dobrze, ale wydajesz mi się fajną dziewczyną.
„Jakbyś wiedziała, co ja robiłam, jak długo żyję i kim
jestem” – pomyślała Pierce.
- Nie ma sprawy. Każdy mógłby
cię wysłuchać.
- Nie każdy – Kath spojrzała
na nią pytająco. – Nie każdy umie słuchać. Ty umiesz. To jest komplement.
Kath się zdziwiła i odparła:
- Dzięki.
- Ja już idę. Moja mama
jeszcze pomyśli, że jestem u prababci – dodała, wstając z miejsca. Wyciągnęła
szybko portfel i wyciągała już pieniądze, kiedy Kath się odezwała.
- Ja zapłacę.
- Dzięki. To ja już uciekam.
– założyła na siebie dżinsową kurtkę. – Pewnie niedługo się spotkamy.
- Możliwe. Do zobaczenia –
odparła Katherine.
Alice właśnie wychodziła z kawiarni.
- Pa.
Kiedy kelnerka podeszła do stolika, przy którym siedziała
jeszcze Kath, powiedziała:
- Podać coś jeszcze?
- Nie dziękuję. Ja już
wychodzę. Nie muszę płacić – Pierce wiedziała, co zrobić. Po co ma płacić,
jeśli może zahipnotyzować?
Kelnerka odeszła, a Katherine wstała, włożyła kurtkę i
wyszła. Wróciła do domu z trzema torbami zakupów, za które tym razem musiała
zapłacić. Nie mogła hipnotyzować ludzi, przy… znajomych.
Klausa jeszcze nie było w domu. Więc wampirzyca wypakowała
wszystkie ubrania i wyszła zaspokoić pragnienie. Nie myślała jeszcze o
spotkaniu z Tobym, o którym chyba zapomniała. Nie miała też zamiaru tracić
czasu na szukaniu ofiary, więc kiedy zauważyła jakiegoś bezdomnego grzebiącego
w śmietniku, w złej dzielnicy, podeszła do niego i wyssała z niego całą krew.
Nawet się nie pobrudziła. Kiedy skończyła, wrzuciła go do śmietnika, w którym
grzebał.
Wracając, zauważyła swojego ukochanego. Siedział w parku w
towarzystwie swojego rodzeństwa. Postanowiła podejść do nich. Gdy była kilka
kroków od nich, pierwotni skierowali wzrok na nią. Rebekah podeszła do niej i
powiedziała:
- Czego chcesz? Nie widzisz,
że przeszkadzasz?!
- Nie, nie widzę. Chcę po
prostu mojego ukochanego.
- Ukochany. To tak się do
ciebie zwraca? – zapytała Klausa.
- Przeszkadza ci to? –
przerwała Kath.
- Tak.
- Nie kłóćcie się – wtrącił
Elijah.
- Ta suka myśli, że wszystko
jej wolno – stwierdziła Rebekah.
- Może i jestem suką, ale ty
jesteś gorszą.
Rebekah ominęła Elijah, który stał przed chwilą, między nimi
i skręciła Katherine kark. W parku nie było ani jednej ludzkiej duszy.
- Rebekah! – krzyknął
zdenerwowany Klaus i podbiegł do swojej ukochanej, która leżała przy ławce.
Wziął ją na ręce i oznajmił:
- Chodźmy do was.
- Z nią? – zapytała
pierwotna.
- Tak.
W drodze Niklaus dodał:
- Wiesz Rebekah? Myślałem,
żeby się wprowadzić do was. Kol i Elijah się zgodzili.
- Zgadzam się, pod warunkiem,
że jej tam nie będzie – wskazała Kath.
- Nie ma takiej mowy – odparł
Niklaus.
- Katherine trochę mnie
wkurza, ale mi to nie przeszkadza – powiedział Kol.
- Mi też nie będzie
przeszkadzać – dodał Elijah.
Stali już w drzwiach domu Mikaelsonów.
- Zmówiliście się przeciw
mnie?
- Gdzie tam… Po prostu fajnie
by było, jakbyśmy mieli więcej lokatorów.
- Wie już, co planujemy?
- Nie musimy ją w to mieszać.
- Kiedy chcecie, żebym
zobaczyła lekarstwo matki? – zapytała spokojniej Rebekah
- Najlepiej już dzisiaj.
Jutro nam wszystko powiesz.
- Niech będzie.
Katherine się budziła. Otwarła oczy i chwyciła się za głowę.
Leżała na kolanach Klausa.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- Jakby jakaś suka skręciła
mi kark.
- Sorki. Mogłam od razu
wyrwać ci serce.
- Rebekah, przestań. To, że
jej nie akceptujesz, to nie znaczy, że masz ją ranić.
- Umiem się bronić, Klaus.
- Nie widać… - dokuczała dalej
pierwotna.
Katherine błyskawicznie wstała i także skręciła jej kark.
Spadła podobnie, tak jak Pierce w parku.
- Katherine!
- Sama się prosiła. Musiałam
się odegrać.
- Oh.. Spróbuję ją uspokoić,
jak się obudzi. Może dzisiaj da ci spokój, w końcu idziesz spotkać się z Tobym.
- No tak… Zapomniałam.
- To spróbujemy ją uspokoić –
dodał Elijah.
- Dzięki. Ja już lepiej
pójdę. Uszykuję się wcześniej.
Klaus podszedł do Kath i pocałował ją.
- Baw się dobrze – szepnął
jej do ucha.
- Dzięki i nawzajem – odpowiedziała.
– Już pójdę. Na razie…
Wyszła z domu Mikaelsonów i ruszyła w stronę domu. Głowa
jeszcze ją bolała. Gdy była w salonie, usiadła na kanapie, rozmyślając, czy się
przebrać, czy nie. Odruchowo spojrzała na zegar, który wisiał na ścianie. Była
17:40.
Kath przebrała tylko spodnie, na podobne, bo miała je brudne
od piasku z parku, gdy upadła. Miała jeszcze sporo wolnego czasu, dlatego
posprzątała jajecznicę, którą zrobiła i z powrotem usiadła na kanapie. Resztę
czasu spędziła na oglądaniu jakiegoś starego filmu fantasty.
Kiedy już wychodziła z domu, poprawiła delikatnie makijaż i
poszła. Znalazła jego dom bardzo szybko. Był, jak wspominał pomarańczowy, a
także dość duży. Zwyczajny domek jednorodzinny. Mieszkał tam sam, Toby, który
był przystojny.
Stanęła przed bramą i zadzwoniła. Po chwili z domku wyszedł
młody chłopak o ciemnej czuprynie i zielonych oczach.
- O, Katherine. Myślałem, że
zapomnisz o mnie.
- Nie.. – odparła.
Zszedł po paru stopniach i podszedł do bramy, którą po
chwili otworzył.
- Chodź.
Kiedy byli już przed drzwiami, Kath się zatrzymała. Toby
musiał ją zaprosić.
- Wejdź.
Pierce weszła teraz pewnie do domu.
- Jak tu ładnie –
stwierdziła.
Miała racje. Przedpokój był dość wąski, ale nawet elegancki.
Na ścianach wisiały portrety kobiet i mężczyzn. Na ścianach były namalowane
różne wzory. Dom od środka wyglądał na stary. Na prawic portretów wisiało duże
lustro. Jego rama wyglądała, jakby była ze złota. Wcześniej stał stojak na
płaszcze i kurtki. Nie pasował on jednak do reszty.
- No nie wiem… Moim zdaniem
wygląda tu tak staro.
Nagle Katherine spostrzegła jeden z portretów. Był na nim
siwy, dojrzały mężczyzna. Miał krótką brodę i wąsy oraz brązowe oczy. Ubrany
był w szatę, wyglądał, jakby był z innego stulecia.
- Czy to jest Henry Petrovik?
- Tak… Skąd wiedziałaś? Żył
kilkaset lat temu.
- To jest wuj mojej
praprababki. Widziałam go na zdjęciach – kłamała. Dobrze wiedziała, że to był
jej wuj. – Kim on jest dla ciebie?
- Dla mnie? My tutaj mamy po
prostu znalezione stare portrety. Znaczy ja mam.
- Aaa… Ciekawe. –
powiedziała, ściągając kurtkę.
- Daj, powieszę – dodał
uprzejmie. Kiedy już odwiesił jej kurtkę, zaprosił ją do salonu. – Chodź do
salonu.
Kiedy weszła do salonu, tak jak prosił Toby, zaniemówiła.
Nie wyglądał on tak staro, wręcz przeciwnie, współcześnie. Był połączony z
kuchnią. Czerwony narożnik na środku pomieszczenia. Leżały na nim pasującym
odcieniem różowe poduszki. Obok stał stół. Parę kroków za narożnikiem znajdował
się kominek. Natomiast naprzeciw znajdował się wielki plazmowy telewizor. Nad
nim, na ścianie wisiały zdjęcia w ramkach jego i pewnie jego rodziców. Było tam
bardzo przytulnie.
- Przytulnie masz tutaj.
- Nie zaprzeczę. Usiądź,
chcesz się czegoś napić?
- Hmm…
- Wino?
- Masz tutaj wino?
- Mam cały barek. Może być
wino? Czerwone, czy białe?
- Czerwone. Teraz nie
wydajesz się nieśmiały.
- Bo ja cię okłamałem.
Chciałem, po prostu cię tutaj zaprosić – spuścił głowę.
- Wiedziałeś, że mam
chłopaka.
- I że nie mam u ciebie szans
– dokończył.
- Masz wielkie szansy u mnie,
ale po prostu nie możesz być ze mną. Nie wiesz kim jestem – Katherine
zachowywała się jak jego koleżanka. – Nie znasz mnie.
- Chcę cię poznać.
Oboje stali. Między nimi były trzy metry odległości. Toby
zrobił krok bliżej.
- Chcę cię poznać –
powtórzył.
- Też bym chciała, ale mam
tajemnicę, której nie mogę wyjawić.
Tym razem milczał. Odwrócił się i poszedł po kieliszki i
wino. Usiedli. Napili się wina.
- Nie wyjawisz mi swojej
tajemnicy?
- Chciałabym… ale to trudne.
Ty nie znasz mnie, a ja nie znam ciebie… Nie chciałbyś mnie znać, jakbyś
wiedział kim jestem.
- Mógłbym obiecać, że nie
wyrzekłbym się ciebie nigdy.
- Jestem za ładna –
powiedziała pod nosem. – Dobra, ale się mnie nie przestrasz okej?
- Okej.
- Przypomnij sobie wszystko,
co ci zrobiłam – znów hipnotyzowała, nic nie mógł jej zrobić.
Po chwili, Toby patrzał na nią z niedowierzaniem.
- Czy to… możliwe?
- Jak widzisz.
- Ale to ciekawe
- Picie krwi?
- Nie. Ciekawe jest, że mnie
nie zabiłaś. Czemu?
- Powiedzmy, że nie byłam
głodna. Serio, się nie boisz? W każdej chwili mogę cię zabić.
- Nie boję się śmierci. Czyli
jesteś…
- Wampirzycą – dokończyła za
niego.
- A ten Henry, to kim był
naprawdę dla ciebie?
- Moim wujem.
- Wow… A twój chłopak?
- Nie mieszajmy go w to…
Najpierw obiecaj, że nikomu nie powiesz.
- Obiecuję, przyrzekam.
- Nie mogę ci wierzyć. A
mógłbyś mi przynieść kurtkę? Miałam tam telefon.
- Nie ma sprawy.
Wstał i znikł w korytarzu. Katherine szybko wyciągnęła
agrafkę z kieszeni i rozcięła błyskawicznie nadgarstek. Nalała kilka kropel
krwi do jego kieliszka. Kiedy już wracał, jej rana już się goiła, a agrafkę
położyła na kanapie, w miejscu którego nie widział.
- Dzięki – wzięła od niego
kurtkę i wyciągnęła komórkę.
- Twój chłopak ma na imię…
- Klaus – odparła pośpiesznie
odkładając telefon. – Ja zabijam ludzi, a ty mnie się nie boisz?
- Nie… Mówiłem już…
- Nie boisz się śmierci, tak
to już wiem. A ból? Ból też umiem zadawać.
- A umiesz całować? Bo gryźć
też umiesz.
- Umiem. Wypijmy za nas –
przerwała.
- Za nas.
Podnieśli kieliszki i wypili resztę zawartości. Kath
wiedziała, co robi, chociaż nie było tego widać.
- Masz inny alkohol.
Strasznie mi się pić chcę. Wypiłabym najchętniej dwie butelki whisky albo wina.
- Przyniosę.
Ponownie chciał spełnić prośbę Katherine. Nie było go
niecałej minuty, a wrócił z trzema butelkami wina.
- Dwie dla ciebie, jedna dla
mnie.
- Najpierw wypiję jeszcze to
– wskazała butelkę stojącą na stole. – Nie mogę się upić jedną butelką jak
człowiek – uśmiechnęła się.
- A iloma?
- Dwoma lub trzema.
- Masz, nie krępuj się –
podał mu wszystkie trzy butelki wina.
Oboje otwarli wina i pili butelek. Kiedy Toby wypił całą
butelkę wina, Kath wypiła już dwie. Gdy nie miała już i trzeciej, Toby się
zapytał:
- Więc mówiłaś, że umiesz
całować.
- I to jak – odparła całkiem
pijana Pierce. Nie była ona do końca świadoma.
- Udowodnij – powiedział
równie świadomy co ona.
Kath przesunęła się bliżej niego i pocałowała go namiętnie.
Odsunęła się po chwili.
- I jak?
- Niesamowicie. Umiesz coś
jeszcze?
- Wszystko.
- Udowodnij – odparł, całując
ją.
Ona odwzajemniła pocałunek.
- Chcesz może spróbować mojej
krwi? – zapytała, odrywając się od niego.
- Chętnie.
Kath wyciągnęła agrafkę, którą wcześniej schowała i podobnie
jak wcześniej nacięła nadgarstek.
- Pij, a ja napiję się z
ciebie.
- Jakie to seksowne.
- I to jak. Lepsze jest jak
robisz tak z innym wampirem.
Podała mu nadgarstek, a on podał jej swój. Wbiła się w
niego, jak najdelikatniej. Pili już krew. Toby pił sporo, więc musiała mu
smakować.
Gdy już przestali, powiedziała.
- Masz słodką krew, jest
pyszna.
- Twoją też nie gardzę, choć
żałuję, że nie mogę cię zadowolić do końca.
- Może kiedyś.
Później znowu się całowali. Toby odsunął się na chwilę od
niej i zapytał:
- Jak powstają wampiry?
- Człowiek musi wypić krew
wampira, a później umrzeć. Tobie brakuje śmierć.
- Ty masz przecież chłopaka –
dodał chłopak.
- Nie dowie się niczego –
odparła, chociaż sama nie była tego pewna. Była zbyt pijana, żeby myśleć jasno.
Znowu do niego przywarła. Oderwała się od niego na chwilę i
ściągnęła swoją bluzkę i rzuciła się na niego rozdzierając mu koszulę. Później
on ściągnął jej spodnie, tak jak ona mu. Miała na sobie seksowną czarną
bieliznę.
Uprawiali seks. Nie do końca świadomi, ale to robili,
Zdradzała Klausa. Swojego ukochanego. Później jeszcze wbiła w jego szyję swoje
kły. Oboje mieli mnóstwo energii, więc jak skończyli, Katherine i Toby ubrali
jedynie spodnie. Później się tylko całowali.
Po chwili usłyszeli, jak ktoś dzwoni do drzwi. Kath w
wampirzym tempie wstała i ubrała bluzkę.
- Idź. To pewnie Klaus.
Powiedz, że jestem w łazience. Nie wpuszczaj go. Nie może wejść bez
zaproszenia.
- Rozumiem – odparł, kierując
się do drzwi.
Otworzył je i zobaczył Klausa.
- O, hej – zaczął Toby.
- Zawołaj Katherine.
- Poszła do łazienki.
- A czemu jesteś bez
koszulki?
_____________________
W końcu skończyłam i się postarałam. Mam nadzieję, że się podoba :)
Będzie ciekawie ;D
Piszcie komentarze, przyjmę każdą krytykę.
Pozdrawiam znowu ;** Zdjęć niestety zbytnio nie mogę dodawać ;c