wtorek, 23 lipca 2013

ROZDZIAŁ VI

Wszystko pisałam dzisiaj, trochę czasu straciłam, ale chyba się opłacało :)


Rozdział VI

- Wiesz co? – dodała po chwili.  
- Słucham cię kochanie – powiedział czule.
- Właściwie to jest takie pytanie… Założyłbyś koszulę i marynarkę? I może jakieś lepsze spodnie… No wiesz o co mi chodzi…
- Hmm…. Niech będzie… Teraz rozumiem. Ty pięknie ubrana, a ja zwykłą koszulkę i dżinsy.
- Tak.
- Zaraz wracam – oznajmili i poszedł do pomieszczenia, w którym wcześniej była Katherine.
         Wyszedł po 5 minutach. Miał na sobie białą koszulę z kołnierzykiem, zapinaną na guziki oraz czarne spodnie z kieszeniami, leżące na nim doskonale. Na koszulę założył też czarną marynarkę. Buty miał czarne i eleganckie.  Wyglądał genialnie, jak prawdziwy mężczyzna.
- Wow – Kath zaniemówiła.
- Może być? Znalazłem te rzeczy w szafie. Dawno ich nie nosiłem.
- Widać.
- Po czym? – zapytał oglądając siebie.
- Po chusteczce w kieszeni od marynarki. Jest już szara. Znajdę ci inną – odparła zadowolona.
- Oh… Dzięki.
         Kath podziękowała i szukała białej chusteczki do kieszeni ukochanego. Znalazła jedną w jednej z szuflad, którą kiedyś zajmował Klaus.
- Mam – oznajmiła, pokazując małą, czystą chusteczkę. – Będzie idealnie pasować – mówiła składając ją, podeszła do ukochanego i włożyła mu do kieszeni.
- Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Beze mnie? Hmm… Nie mam zielonego pojęcia.
         Kath popatrzyła mu w oczy, które się śmiały. Klaus przybliżył się do niej i pocałował w czoło. Ona stanęła na palcach i pocałowała go w usta. Niklaus odwzajemnił ten pocałunek. Po chwili się od siebie oderwali i pierwotny powiedział:
- Musimy już iść. Straciliśmy już prawie pół godziny.
- No to chodźmy.
         Klaus wziął ukochaną pod ramię i wyszli. Szli w milczeniu przez pierwsze pięć minut, a ciszę przerwała Pierce.
- A jak nas pozna? Przecież byliśmy koło Kola.
- Powiemy, że to tylko nasz znajomy i spotkaliśmy go po latach.
- Niech będzie. Najwyżej coś się zmyśli na poczekaniu. Jestem dobra w zmyślaniu.
- Problem rozwiązany.
- No – uśmiechnęła się do niego i przyśpieszyli kroku.
         Po niespełna kolejnych, pięciu minutach byli już przed Mystic Grillem. Weszli, rozglądając się. Bar był prawie pusty. Tylko przy barze siedziała Alice w towarzystwie dwóch osób. Dziewczyny, pewnie przyjaciółki oraz kolegi lub chłopaka.
         Jednak Alice się wyróżniała, ponieważ ubrała się w sukienkę, która była ozdobiona cekinami koloru złotego i czarnego. Miała elegancko uczesane ciemne

włosy. Niektóre kosmyki spadały jej delikatnie na plecy. Oczy podkreślały czarne kreski. Rzęsy miała długie, a powieki umalowała kolorem złotym, lecz ledwo było to widać. Usta pomalowane były różowym błyszczykiem.
         Jej towarzyszka miała także na sobie sukienkę. Była ona jednak cała czarna. Sięgała jej prawie do kolan. Blond włosy miała proste i rozpuszczone.
         Chłopak ubrał się w białą koszulę oraz czarne spodnie. Nie miał on marynarki. Możliwe, że już ją ściągnął.
         Wszyscy spojrzeli na Klausa i Katherine, kiedy weszli do środka. Alice kazała przyjaciołom odejść. Oni wykonali to posłusznie. Ona natomiast podeszła do nas.
- To jest impreza zamknięta.
- Nie wiedzieliśmy w ogóle, że tu jest impreza. Słyszałam z moim chłopakiem, że można fajnie się tutaj bawić. Przyjechaliśmy parę dni temu. Czy my się czasem nie znamy? – zagadała Katherine. – Alice?
- A… To wy byliście z Kolem – powiedziała podejrzliwie.
- Tak… Ale to tylko znajomy. Spotkaliśmy go tutaj. Nie widzieliśmy go parę lat. – oznajmił pierwotny. – Gdzie moje maniery. Nazywam się Klaus. – powiedział biorąc i całując jej dłoń.
- Alice.
- Ja jestem Katherine. Mów mi Kath.
- Niech będzie – odparła podając dłoń Pierce.
- Świetna sukienka. Wyglądasz oszałamiająco – dodała Katherine. Dopiero wtedy zauważyła długość jej sukienki. Nie była ona do kolan, była ona o kilka centymetrów krótsza. Wydłużała jej chude nogi.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy, ale jak to impreza zamknięta, to ja z Klausem pójdziemy, gdzieś indziej  - powiedziała ze smutkiem w glosie.
- Nie ma tutaj w pobliżu innego baru. Zostańcie tutaj. Dam wam dodatkowe zaproszenia. Uszykowałam zapasowe, na wypadek, jakbym o kimś zapomniała.
- Naprawdę? Zaprosisz nas? – zapytali z udawanym niedowierzaniem.
- Już to zrobiłam. Chodźcie. Poznam was z moim chłopakiem i przyjaciółką – mówiła uprzejmym głosem, prawie w ogóle nie odrywając wzroku od Klausa. Chyba się jej podobał, ale przecież Alice miała chłopaka!
         Poszli za nią do baru. Usiedli na krzesłach, a ona poszła po swoich znajomych. Wróciła po chwili. Za nią szli chłopak o czarnych włosach i blondynka.
         Z Klausem postanowili wstać i najpierw się przywitać.
- Katherine, to jest Hannah, Hannah to jest Katherine – przywitała się z nią podając jej dłoń. – Klaus to jest mój chłopak Tom, Tom to jest Klaus. – oni także uścisnęli sobie dłonie.
         Alice podobnie przedstawiła Kath Toma i Klausowi Hannah. Tom podobnie jak Klaus ucałowali dłonie paniom.
         Całą piątku usiedli przy barze.
- Masz śliczną sukienkę Katherine – powiedział uprzejmie Tom.
- Dzięki.
- Nowa? – zapytała Hannah.
- Nie… Byłam już w niej na jednym przyjęciu. Nie miałam ostatnio czasu na zakupy – mówiła to słodkim głosem.
         Klaus wiedział, że jego ukochana była niedawno na zakupach przyciągając za sobą pełno toreb, lecz wiedział, że nie chce się tym chwalić.
- Może raz pójdziemy razem na zakupy? – zaproponowała Alice.
- Chętnie – odparła zadowolona Katherine.
- Tom, pijesz alkohol? – zapytał Klaus.
- Tak, a czemu pytasz?
- Jeśli dziewczyny pójdą na zakupy, my możemy iść na piwko albo zaproszę cię do mnie.
- Może być.
         W ten sposób Kath z dziewczynami prowadziły własną rozmowę i Klaus z Tomem swoją.
         Pół godziny przed rozpoczęciem imprezy przyszedł barman szykując szampana.
- Niech pan uszykuje dodatkowo dwa kieliszki.
- Dobrze.
         Do Mystic Grilla zaczęli schodzić się goście. Wszystkie nastolatki, które przybyły miały na sobie sukienki. Były one u większości do kolan. Większość chłopaków miała koszule: białe lub niebieskie. Było wiele osób. Jak na taki bar, sporo osób się pomieściło. Kath zastanawiała się tymczasem, skąd Alice ma tyle pieniędzy.
         Po pierwszym toaście Kath podeszła i zapytała:
- To ile lat dzisiaj kończysz?
- Osiemnaście. A ty ile masz lat?
         Katherine nie wiedziała, co powiedzieć, ale po chwili dodała.
- Nie chcesz wiedzieć? Wystarczy, że będziesz wiedziała, że jestem o parę lat starsza od ciebie. Wiesz, ja nie lubię ujawniać swojego wieku.
- A… Rozumiem. Jak inni będą się pytali, ile masz lat, powiem, że 19, dobra?
- Spoko.
         Puścili muzykę. Kath zauważyła, że muzyka dochodzi z głośników, ustawionych koło stoliku. Za stolikiem siedział DJ. „Czyli na DJ-a też ją stać”, pomyślała Pierce. Ludzie się bawili. Klaus zniknął gdzieś w tłumie. Najwyraźniej świetnie się bawił.

         Na dworze było jeszcze jasno, dlatego w pomieszczeniu pozasłaniali wszystkie okna. Zapadła ciemność, którą po chwili rozjaśniły dwie, wielkie kule dyskotekowe. Wszyscy się dobrze bawili.   


Proszę was o komentowanie :) Jeśli macie jakieś pytania lub propozycje pytajcie albo piszcie do mnie na fb :) Zapraszajcie mnie do znajomych, jak chcecie ;**
P.S. Nie przestraszcie się mnie ;p 

czwartek, 18 lipca 2013

ROZDZIAŁ V

Przepraszam, że tak późno ;** Za to troszkę dłuższe :)

Rozdział V


- Twoja zgoda, by wystarczyła?
- Tak. Ona chce go sprowadzić za pomocą zaklęcia. Potrzebna jej krew, któregoś z nas.
- Nie zgodziłaś się, nie?
- Jeszcze nie zdecydowałam.
- Słucham? Chyba się przesłyszałem. Przecież ty nie nawiedzisz Mikaela.
- Wiem, ale ona zaproponowała mi lekarstwo na wampiryzm, a wiesz, że pragnę być człowiekiem.
- Pomyśl też o nas! Nie możesz myśleć tylko o sobie! – krzyczał zdenerwowany Klaus.
- Niklaus, uspokój się, proszę.
         Pierwotny westchnął. Nie wiedział, co powiedzieć.
- Rebeko, zastanów się. Powiedz, że dasz jej odpowiedź najpóźniej za tydzień.
- Dobrze. Tak zrobię – oznajmiła Rebekah. – Ja już muszę iść – mówiła dalej, zerkając na wyświetlacz komórki. – Spotykam się z Mattem.
- Jeszcze z nim jesteś? – zapytał.
- No pewnie. Między innymi dla niego chcę stać się człowiekiem – westchnęła.
- Zastanów się jeszcze dobrze – dodał Klaus i wstał, pożegnał się oraz szybkim krokiem ruszył w stronę domu swojego rodzeństwa.


         Katherine popijała whisky i rozglądała się po salonie, chociaż znała prawie go jak własną kieszeń. Często tutaj przychodziła z Klausem, kiedy jeszcze Rebekah tutaj nie mieszkała. Do salonu weszli Kol i Elijah.
- Wyjaśniłem, mu już wszystko – oznajmił Kol, patrząc na nią z uśmiechem.
- I co? – zapytała, trzymając prawie pustą szklankę w dłoniach.
- Zgodził się. Pomyślał, że…
- Pozwól bracie, że ja sam powiem. Pomyślałem, że i tak mamy dużo miejsca. Dwa pietra z mnóstwem pokoi. Ja, Kol i Rebekah zajmujemy niecałe pierwsze piętro, więc wy możecie wprowadzić się do jakiegoś pokoju na górze. Kol i tak często ostatnio imprezuje… - mówił Elijah. Włosy miał zaczesane do tyłu.
- Wow. Dzięki, nie wiedziałam, że mnie zaakceptujecie – powiedziała uśmiechnięta, po czym odgarnęła kosmyk włosów na bok.
- Ja tam cię lubię – dodał Kol.
- Ja też do ciebie nic nie mam.
- Dzięki. Ja też was nawet lubię, większy problem będzie z Rebeką.
- Przekonamy ją jakoś. Nie martw się… - pocieszał ją Elijah.
         Wtedy do salonu wszedł Klaus.
- Widzę, że zajęliście się moją ukochaną.
- Miło się z nią gada – odparł Kol.
- Wiem. – uśmiechnął się. – W końcu ja ją kocham – było widać, że nie wstydzi się miłości do Katherine.
         Ona tylko się zarumieniła i uśmiechnęła.
- Katerina mówiła, że tęsknisz za domem. My z Kolem jesteśmy za tym, żebyście się wprowadzili.
- Naprawdę? – zdziwił się Klaus, jakby już o tym zapomniał.
- No pewnie – dodał Kol.
- Katherine, zgadasz się?
- Jeśli im to nie przeszkadza, to dlaczego nie? – wzruszyła ramionami, nadal uśmiechnięta. – A Rebekah?
- Nie bój się, zajmę się nią. Wiem już nawet jak.
         Wszyscy się spojrzeli na niego pytająco, nawet Elijah.
- Oświecisz nas, bracie? – zapytał, przerywając Kol.
- Dowiecie się  w swoim czasie.
         Zapadła cisza. Klaus usiadł koło Katherine, a Kol i Elijah stanęli koło barku. Nalali sobie whisky. Spytali się Klausa, czy nie ma ochoty, ale ten odmówił, co wszystkich zdziwiło. Kath podała Kolu pustą już szklankę po alkoholu.
– To kiedy się wprowadzicie? – zapytał Elijah.
- Za tydzień – oznajmił Klaus. – Chyba, że dla was to za szybko.
- Nie… Po prostu jestem zdziwiony, że coś zrobisz z Rebeką w tydzień.
- Może się uda. Musi się udać… Was też odwiedziła Esther?
- Tak. Tutaj właśnie znalazła Rebekę, ale rozmawiały gdzieś indziej – odparł Elijah.
- To u nas była wcześniej – mamrotał pod nosem Niklaus. – U nas szukała Rebeki. Nie znalazła więc przyszła tutaj. Elijah mogę cię poprosić na słówko?
- Pewnie – powiedział odkładając szklankę z whisky.
         Wyszli z domu i przeszli kawałek drogi. Klaus zaczął:
- Elijah, pamiętasz to lekarstwo na wampiryzm?
- Oczywiście. Przecież tylko my o tym wiemy, w końcu my to zdobyliśmy.
- No właśnie. Gdzie je masz?
- Zawsze przy sobie to noszę – zaczął grzebać w kieszeni w wewnątrz marynarki. Po chwili wyciągnął małe drewniane pudełeczko, bardziej przypominające opakowanie od cygara.
         Otworzył je.
- Jest. Jak zawsze, a czemu o to pytasz? – zapytał zdziwiony Elijah.
- Powiem na razie tylko tobie, ale obiecuj, że nikomu nie powiesz. Nawet  Rebece.
- Obiecuję.
- Dobrze. Podejrzewam, że są dwa lekarstwa na wampiryzm…
- Co?! Tylko potężna czarownica umie to stworzyć. To jest od Bonnie.
- A Esther?
- Niemożliwe… - szeptał Elijah, kręcąc głową.
- A jednak.
- Pamiętaj bracie, że każda potężna czarownica, a jest ich bardzo, bardzo mało umie stworzyć takie jedno lekarstwo.
- Esther chce obudzić Mikaela.
- Nie może!
- Może z pomocą jednego z nas albo Rebeki. Chce ją przekupić lekarstwem. Rebekah się waha… Esther chce go przywrócić za pomocą zaklęcia… Ona potrzebuje krwi jednego z nas.
- Jaki masz plan?
- No właśnie… Nie wiem, gdzie Esther ukrywa lekarstwo, ale my mamy swoje.
- No i?
- I możemy je dać Rebece, a ja mogę zabić Esther. Wtedy może u niej znajdziemy to drugie lekarstwo.
- Chcesz zabić matkę?!
- Ale mi też matka… Chce przywrócić ojca, którego tylko ona kocha.
- A skąd wiesz, że stworzyła już lekarstwo?
- Tego nie wiem, ale mogę się dowiedzieć. Wyślę Rebekę, żeby powiedziała, że chcę się zastanowić i zobaczyć to lekarstwo.
- Ale skąd będziesz wiedział, czy jest prawdziwe?
- Wątpię, żeby Esther umiała podrobić kolor lekarstwa.
- Rebekah nie wie, jak wygląda lekarstwo.
- Dlatego jak się potem z nią spotkam to pokażę jej nasze lekarstwo.
- Ty to masz dopracowane pomysły.
- Właśnie wiem i chcę ten pomysł wykorzystać. Dobra wracajmy do domu.
         Elijah w odpowiedzi tylko kiwnął twierdząco głową. Ruszyli do domu. Znaleźli się tam w dwie minuty. Wchodząc do salonu, Katherine i Kol spojrzeli na nich.
- Gdzie tak długo byliście? – zapytał Kol patrząc na Elijah.
- Nie było nas zaledwie 15 minut – oznajmił Niklaus.
         Później wszyscy usiedli na długiej kanapie. Tylko Kol i Elijah pili jeszcze whisky. Dłonie Katherine i Klausa złączyły się. Katherine oparła głowę na jego ramieniu. Ciszę przerwała Kath.
- Może nie będziemy już wam przeszkadzać?
- Nie przeszkadzacie…
- Ale i tak mamy plany – dodał Klaus.
- Jak musicie iść, to nie zatrzymujemy – odezwał się Elijah.
         Para wstała i pożegnała się z pierwotnymi i wyszli.
- Mało rozmowni są twoi bracia – stwierdziła Kath kiedy byli już w swoim domku.
- Tak tylko wygląda na początku. Mówię ci, zmieni się to niedługo.
- Będę cierpliwa – odparła ściągając kurtkę.
- Nie rozbieraj się, bo zaraz wychodzimy.
- Tak? Gdzie? – zdziwiła się Katherine.
- Co powiesz na wproszenie się na imprezę do Mystic Grilla? Wyprawia tam dzisiaj urodziny Alice. Chyba się wprowadziła do Mystic Falls. Może powiadomimy Kola?
- Może być ciekawie. Ciekawe, czy wyrwie jej serce w jej własne urodziny – zastanawiała się na głos Kath.
- Kol jest do wszystkiego zdolny. Zadzwonię do niego, w połowie imprezy.
- A o której się zaczyna ta impreza?
- Za dwie godziny.
- Po co chcesz iść tam tak wcześnie?
- Chcę ją poznać, wtedy może sama nas zaprosi.
- Ja tam zawsze się wpraszałam, ale raz nie zaszkodzi kogoś poznać. W szczególności niedoszłą żonę twojego brata – powiedziała uśmiechając się.
- Heh… Tak. – odwzajemnił uśmiech.
         Klaus wyciągnął z lodówki jeden woreczek krwi i wypił połowę zawartości, po czym podał resztę Katherine.
- Napij się jeszcze…
- Dzięki.
         Kiedy już wypiła wyrzuciła woreczek do kosza i ruszyła w stronę pokoju.
- Co ty robisz? – zapytał zdziwiony Klaus.
- Idę się przebrać. Jestem kobietą, Niklasie – powiedziała uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Tylko nie za długo…
- Wampirzyce szybciej się szykują – pocieszyła go.
         Wyszła z pokoju po niecałych 10 minutach.
- Mówiłam, że się pośpieszę.
- I wyglądasz cudownie.
         Miała na sobie czarną, sukienkę sięgającą prawie do kolan oraz pasujące czarne buty na obcasie. Nie były one takie same, jakie miała na sobie wcześniej. Na szyi wisiał jej naszyjnik, a włosy miała proste. Usta pomalowała szminką koloru czerwonego. Na prawym nadgarstku miała parę bransoletek.
- Nie wiedziałem, że umiesz tak szybko prostować włosy. Trochę przypominasz Elenę, ale ona nie odważyłaby się pomalować czerwoną szminką. W prostych włosach też ci jest ślicznie.
- Dziękuję.
         Klaus podszedł do niej i objął jej twarz dłońmi. Pocałował ją namiętnie, ale nie za długo.
- Za to też dziękuję.
- Nie masz za co mi dziękować.
         Zarumieniła się tylko.
- Wezmę tylko torebkę.

 
Już nie mam pomysłów co pod tymi rozdziałami pisać... Hmm.... Może na początek podziękuję osobom, które to czytają, a szczególnie Katherine Pierce i Kolholiczce, które czytają tego bloga i pierwszego ;*** Cieszę się, że ktoś czyta te blogi, bo inaczej cała praca poszłaby na marne ;p
Nadal proszę o komentarze :)
P.S. Znacie jakiś dobry program do robienia filmików? Nie piszcie Movie Marker ani Picasy 3 :) 

sobota, 13 lipca 2013

ROZDZIAŁ IV

W końcu dodałam :) Sporo musiałam nad tym rozdziałem pomyśleć, ale już jest ;** 


Rozdział IV

- To najpierw może pójdziemy odwiedzić moją matkę.
- Esther? Po co? Przecież ona tu wczoraj była.
- Tak, wiem, ale chcę się dowiedzieć czego chce od Rebeki. Ciekawość mnie zżera.
- Oh… - westchnęła.
- Jeśli chcesz mogę iść sam.
- Nie… już pójdę z Tobą, a w ogóle wiesz gdzie ona może być?
- Jeszcze nie… Ale Elijah pewnie wie.
- A nie możemy się jego spytać, po co jej Rebekah?
- Niech będzie – odparł z wahaniem Klaus.
- Dziękuję – powiedziała całując go w policzek.
         Nic nie odpowiedział, szli bez słowa w stronę byłego domu Klausa. Dom Mikaelsonów.
- Hmm… Tęsknię za tym domem. Może wprowadzimy się tutaj razem? – zaproponował Klaus, kiedy byli już na miejscu. 
- Nie ma mowy – odparł głos zza pleców ukochanych. Gdy Kath się odwróciła nikogo nie zobaczyła.
         Klaus stał i patrzał przed siebie. Pierce odwróciła się z powrotem i ujrzała Rebekę.
- Czemu nie, siostro?
- Bo ja tu teraz mieszkam z Elijah i Kolem. Przynajmniej ja nie życzę sobie waszej obecności.
- Dlaczego nie chcesz mnie? – zapytał Klaus niewzruszony.
- Przypomnę ci, że zasztyletowałeś mnie. To chyba wystarczający powód, nieprawdaż? – wytłumaczyła, po czym lekko się uśmiechnęła.
- Nie – odpowiedział Klaus, niemal równocześnie z Katherine.
         Rebece wyraz twarzy się zmienił na powagę. Spojrzała na brata surowo.
- Jak to nie?
- Przecież później wyciągnąłem sztylet z ciebie, nieprawdaż? – przedrzeźniał ją Niklaus.
- Nie, ponieważ straciłam trochę życia.
- Nie straciłaś, tylko przespałaś, no i cię ominęło – poprawiła Kath.
         Pierwotna zrobiła krok w jej stronę i już miała wziąć ją za gardło, ale powstrzymał ją brat, zasłaniając ukochaną.
- Przesuń się Klaus.
- Bo co?
- Kiedyś było inaczej – stwierdziła Rebekah, nie zwracając na jego pytanie uwagi. – Kiedyś broniłeś tylko rodzinę, a teraz? Odwróciłeś się od nas z jej powodu. Przecież to zwykła suka.
- Uważaj, co mówisz o Katherine. A kiedyś było ogólnie inaczej.
- Pamiętasz Monę? – Klaus pokiwał twierdząco głową. – No, to wtedy jak coś nam powiedziała złego, stawałeś po naszej stronie, a teraz?
- Teraz są inne czasy Rebekah. I teraz właśnie zachowujesz się tak jak wtedy. Wydaję mi się, że jesteś zazdrosna.
- Widać – dodała Kath.
- Nie jestem zazdrosna. Po prostu stwierdzam jak bardzo się zmieniłeś. A może wspomnieć ci Ta… - nie dokończyła, bo Niklaus jej przerwał.
- Nie przyszedłem tutaj po to, żeby się z tobą kłócić – powiedział to, kładąc jej na ramię dłoń. Zrzuciła ją sztywno.
         Patrzyli sobie przez chwilę oczy, aż się odezwała:
- Czego chcecie?
- Byłaś już u Esther? – zapytał Klaus.
- No… A co?
- Co chciała?
- Musisz wiedzieć?
- Niech się zastanowię… Tak.
- Pod jednym względem na pewno się nie zmieniłeś. Cały czas jesteś taki ciekawski.
         Pierwotny uśmiechnął się do niej szeroko.
- Widzisz siostro. To może nas zaprosisz do domu?
- Zapra… Heh… przecież wy nie potrzebujecie zaproszenia.
         Katherine wraz z ukochanym zaśmiali się krótko.
- Za bardzo chcesz być człowiekiem – oznajmiła Kath ruszając w stronę drzwi.
         Rebekah podłożyła jej nogę. Pierce jednak się nie przewróciła, choć niewiele brakowało.
- Suka – powiedziała pod nosem brunetka.
- Mów o sobie – odparła Rebekah, po czym weszła do domu.
         Weszli do salonu i się rozsiedli. Rebekah usiadła na fotelu, a Kath i Klaus na kanapie. Zastali tam także Kola i Elijah. Popijali oni whisky, siedząc na drugiej kanapie.
- Brat z dziewczyną nas odwiedzili – odezwał się pierwszy Kol.
- Właśnie widzę – dodał Elijah. – Co was tu sprowadza?
- Chciałem porozmawiać z Rebeką.
Elijah podniósł się i wyszedł z salonu niezauważalnie
- Możemy, ale pod warunkiem, że porozmawiamy sam na sam.
- Ale…
- Klaus idź, poczekam – odezwała się Katherine.
- Dobrze.
         Klaus i Rebekah wyszli z salonu i ogólnie z domu.
- Chodźmy się przejść. Nie chcę, żeby Kol podsłuchał – powiedziała szeptem.
- Oki.
         Wędrowali kilka minut. Rebekah przystanęła w parku przy ławce, na której siedzieli dwóch chłopców. Skierowała na nich wzrok.
- Idźcie się pobawić – powiedziała, a raczej ich zahipnotyzowała.
         Chłopcy posłusznie przytaknęli i poszli się pobawić.
- No to tu możemy porozmawiać spokojnie – stwierdziła Rebekah.
- No to powiedz mi, dlaczego nasza matka chciała się z tobą spotkać.


         W tym samym czasie, w domu Mikaelsonów, Katherine siedziała, właśnie zakładając nogę na nogę.
- Może szklaneczkę whisky? –zaproponował jej Kol.
- Chętnie – odparła lekko uśmiechnięta, biorąc porządny wdech.
- Dzięki – powiedziała, gdy Kol podał jej szklankę.
- Nie ma sprawy, w końcu jesteś gościem.
- Gościem? Według twojej siostry jestem zwykłą suką.
         Pierwotny zachichotał.
- Z czego się śmiejesz? – zapytała zdziwiona.
- Z was obu, a szczególnie z Rebeki.
- Niby dlaczego?
- Bo cały czas się przezywacie… tak jakbyście… nie ważne.
- No powiedz.
- Tak jakbyście były siostrami. W końcu rodzeństwo sobie podobnie dokucza.
- Ja jej nie dokuczam. To ona zaczyna.
- Wiem… Jest po prostu zazdrosna.
- Ale o co?
- Kiedyś Niklaus troszczył się o Rebekę. Znaczy wstawał w jej obronie i inne.
- W jej obronie? Przecież ona umie sobie bez niego poradzić.
- No tak, ale lubi jak ma wsparcie. Może niedługo przestanie taka być…
- Miejmy nadzieję – powiedziała, a następnie pociągnęła łyka ze szklanki. – Już myślałam, że jest z werbeną.
- Nie… Nie mamy werbeny.
- Klaus, tęskni za domem, chciałby, żebym z nim się wprowadziła, ale ja nie wiem…  
- Dlaczego?
- Bo nie wiem czy mnie chcecie tutaj. Na przykład Rebekah mnie już tu nie chce, ale Klausa o dziwo też nie.
- Dlaczego? – Kol wytrzeszczył oczy.
- Bo ją zasztyletował i przez to może coś straciła.
- Szkoda, że nie podsłuchiwałem.
         Kath zachichotała.
- No co?
- Ja myślałam, że tylko ja lubię podsłuchiwać.
- To chyba się pomyliłaś. Zaraz wracam, pójdę po Elijah, zobaczymy co on myśli na temat przeprowadzki – mówił to wstając z fotela.
- Poczekam.
- Długo nie będziesz musiała.
         Kol wyszedł z pomieszczenia.

- Matka chciała się ze mną spotkać, bo chciała… - przerwała siadając na ławce.
- Co chciała? – zapytał robiąc to samo, co jego siostra.
- Ona chce sprowadzić ojca.
- Co?! – krzyknął wściekły.
- Słyszałeś…
- Cholera! Co jej powiedziałaś?

- Stwierdziłam, że nie może tego zrobić bez naszej zgody. A ona powiedziała, że moja zgoda by wystarczyła. Chociaż myślała też o Kolu, Elijah i o tobie. Finna, by spytała, ale w końcu on nie żyje, co nie? – westchnęła.

Mam nadzieję, że się podoba :) Jak zawsze czekam na wasze opinie, wyrażane w komentarzach ;**

wtorek, 9 lipca 2013

ROZDZIAŁ III

Przepraszam, że tak dawno nie napisałam nic tutaj... Nie wiem czy nawet chcecie, słuchać moich wyjaśnień ;p 



Rozdział III

Damon ruszył w stronę drzwi od piwnicy, a Stefcio tymczasem zaprosił gości do dużego, przestronnego salonu.
- Przyszliście w odwiedziny?
- Tak… Wracamy z Mystic Grilla. Eleny nie ma?
- Nie, ale niedługo przyjdzie.
         Katherine przeklęła cicho pod nosem.
- No to macie po woreczku – odezwał się Damon wchodząc do pomieszczenia.
         Wszyscy już zajęli miejsca. Stefan i jego brat usiedli w fotelach, a Klaus z ukochaną usiadł na środku kanapy. Goście pili krew, a bracie Salvatore popijali whisky.
- Co was tu sprowadza? – spytał Damon.
- Tak po prostu przyszliśmy was odwiedzić. Byliśmy w Mystic Grillu i postanowiłem z Katherine, że wpadniemy – mówił Klaus.
- Ale długo nie będziemy, bo przyjdzie Elena – dodała Pierce.
- Nie wiedziałem, że jej tak nie lubisz – powiedział Stefan.
- No nie… Trudno polubić osobę, która wygląda tak samo jak ja i zachowuje się gorzej ode mnie.
         Stefan spojrzał na nią ostro, lecz ona nie zwróciła na niego uwagi.
- Właśnie… wiecie czym się różni czarownica od wiedźmy? – zapytała przerywając ciszę.
- Wiedźma używa czarnej magii, a czarownica można powiedzieć, że białej albo czystej. Po co ci to? – wytłumaczył jej Stefan.
- Bonnie się wkurzyła, że Kath nazwała ją wiedźmą no i wiecie co dalej.
- Domyślamy się. Bonnie po prostu taka jest – oznajmił Damon, wzruszając ramionami.
         Rozmawiali jeszcze dobre pół godziny.
- Chyba Elena już idzie – odezwał się Stefan.
- I chyba ma towarzystwo – dodał Klaus.
         Do domu Salvatorów weszła Elena. Towarzyszyła jej Bonnie.
- Hej Stefan – przywitała się czarownica, najwyraźniej lubiła tylko go z obecnych, nie wliczając Eleny.
- Hej wszystkim – dodała Elena. – Klaus? – powiedziała, gdy tylko go ujrzała. – Katherine? – wymówiła to imię niezadowolona z jej obecności.
- Przyszliśmy w odwiedziny – oznajmił Klaus, wyprzedzając ukochaną.
- Aaa….
- Eleno, napijesz się krwi? – zapytał Damon.
- Nie… Piłam rano. Wystarczy mi.
- Eleno, może nie będziemy im przeszkadzać?
- Nie… Zostańcie, ja z Katherine już wychodzimy – pierwotny wstał i poprosił Pierce, żeby zrobiła to samo. – Dziękujemy za miło spędzone popołudnie.
- Nie ma sprawy, do zobaczenia – pożegnał ich Stefan.
- Do zobaczenia – odpowiedziała para i wyszła szybkim krokiem z domu.
         Postanowili wrócić do domu. Mieli szampana i inne alkohole. Mogli bawić się do rana. W końcu Klaus musi się odwdzięczyć Katherine.
         Kiedy dotarli pod drzwi, zauważyli, że są uchylone. Weszli do salonu. Na kanapie siedziała Esther. Kath spuściła głowę.
- Dobry wieczór matko – zaczął Klaus.
- Klaus. Dziecko moje. O… masz towarzystwo widzę. Katerina? Dobrze pamiętam?
- Tak – odpowiedziała spokojnie.
- Może nie będę wam przeszkadzała? – powiedziała patrząc na splecione ręce jej syna z Kath.
- Powiedz najpierw po co do mnie przybyłaś.
- To sprawa rodzinna.
- Kath jest… - nie zdążył dokończyć, bo przerwała mu ukochana.
- Jak trzeba kochanie, to wyjdę.
- Dziękuję – dodała Esther.
         Katherine ruszyła w stronę drzwi. Gdy wyszła matka pierwotnego zaczęła:
- Widziałeś może Rebekę? Elijah, twój brat, jakoś nie może jej do mnie przyprowadzić. Może ty zdołasz.
- Widziałem ją dzisiaj i poinformowałem ją, że szukasz ją. Elijah już złożył mi wizytę. Powinna niedługo do ciebie lub Elijah przybyć.
- To ja już pójdę, nie będę ci przeszkadzała. Mam nadzieję, że to tylko przygoda z Kateriną.
- Nie matko. Ja ją kocham.
- Trudno. To ty będziesz cierpiał.
- Uwierz mi nie będę.
         Esther przeszła obok syna i poklepała go po ramieniu.
- Nie wtrącam się w twoje życie, to ty nie wtrącaj się w moje – powiedział ostro Niklaus.
- Do zobaczenia synku.
         Nic nie odpowiedział, wyszedł tylko po Katherine.
- Katherine!
- Jestem tutaj. Już idę.
         Pierce wyszła zza drzewa.
- Poszła już?
- Na szczęście tak. Chodź napijmy się szampana.
- W porządku.
         Weszli do środka. Wzięli kieliszki i Klaus polał im szampana. Usiedli na kanapę.
- Katherine, muszę coś ci powiedzieć.
- Słucham – powiedziała patrząc mu w piękne, niebieskie oczy.
- Kocham cię – wyznał.
- Ja ciebie również.
         Ich twarze się zbliżyły. Klaus wykonał ruch, który Katherine odwzajemniła. Już się całowali. Klaus wziął ją w ramiona nie przerywając pocałunków i zaniósł ją do sypialni.
- Zawsze będę cię kochać – odezwała się, kiedy miała czym oddychać.
- Ja też.
         Nie przestawali. Gdy już skończyli, zaczęli czule do siebie mówić.
- Kocham cię mocniej niż ty mnie.
- Ja mocniej – mówiła Kath.
         Wybiła godzina dziewiąta rano. Klaus i Katherine się przebudzali. Ich uśmiechy ciągły się z ucha do ucha. Pierwotny całował ją jeszcze delikatnie po szyi. Ona tylko cicho się śmiała.
- Było cudownie – oznajmiła.
- Odwdzięczyłem się tobie za ostatnie chwile.
- Dziękuję – powiedziała przyciągając go do siebie i całując.
- Chodź, jest już dziewiąta. Zjemy coś i pójdziemy gdzieś.
- Niech będzie.
         Ubrali się. Niklaus miał na sobie dżinsy i koszulkę koloru czarnej, a Kath założyła nowe ciuchy, czyli legginsy oraz fioletową tunikę. Pasowało jej to do czarnych butów na obcasie.

- Chodźmy – odezwała się, kiedy tylko była gotowa. 

Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni ;** Chciałam, żeby Kath i Klaus spędzili trochę czasu sam na sam... Nie wiem czy mi się udało, więc czekam na waszą opinię ;) http://www.youtube.com/channel/UC6S1O1yKqdgv5DhS_bl1eWA/videos

sobota, 6 lipca 2013

ROZDZIAŁ II

Przepraszam, że dopiero teraz dodaję, ale byłam dzisiaj na basenie i musiałam dokończyć ;** 

Rozdział II

- Dokładnie – dodał Klaus, po czym wybuchnął śmiechem.
- Czemu jej nie zahipnotyzowałeś?
- Nie mogę. Próbowałem.
- Dlaczego?
- Jest czarownicą. Jeszcze o tym dokładnie nie wie, ale raz mi mówiła, że gdy mnie dotyka coś czuje, ale nie wie co.
- Rzeczywiście czarownica. Czarownica, która chce mieć dzieci z pierwotnym wampirem. Haha… - żartowała dalej Katherine. – Fajna dziewczyna.
- Nie żartuj sobie już – powiedział stanowczo Kol.
- Nie kłóć się z nim Kath, nie warto.
- Nie zamierzam – oznajmiła uśmiechnięta.
- Jeszcze raz to samo – odezwał się Klaus, gdy tylko zobaczył, że jego ukochana opróżniła szklankę.
- Kol, ja bym nie chciał, żeby wróciła, jak dowie się kim jest.
- Też znam czarownice.
- Bonnie? Bonnie Bennett? Ona w życiu ci nie pomoże – stwierdziła Pierce.
- Z tym się z nią zgadzam.
- To co mam zrobić? Hmm… Wiem! Zabiję ją.
- Nie za brutalne? – odezwała się jakaś osoba z tłumu, a po chwili ukazała się postać Rebeki.
- O…siostrzyczka – odezwał się pierwszy Kol.
- Tylko nie siostrzyczko, braciszku – drażniła się. - O Katherine. Jeszcze jesteś z moim bratem? Hmm… Nieważne.
- Też cię miło widzieć – przywitała się z sarkazmem Kath.
         Barman podał dwie szklanki z whisky, podobnie jak wcześniej.
- Jeszcze dla mnie – dodała Rebekah.
- I dla mnie. 
- Proszę… - nie zdążył dokończyć.
- Na koszt firmy – zahipnotyzowała go.
- Zaraz podam.
- Widzę, że jeszcze masz formę.
- No ma się rozumieć. A tako ogólnie kogo chcecie zabić? – zapytał z ciekawości.
- Alice.
         Rebekah i Kol dostali swoje whisky i wzięli łyka.


- Nie znam.
- Prawie żona Kola – oznajmiła Pierce zadowolona.
- Wcale nie – zaprzeczył.
- Klaus komu wierzyć?
- Jej. Mówił nam, że w przyszłości Alice, by chciała mieć jego za męża i w dodatku mieć dzieci.
- Haha…. Dzieci? Kol nie mówiłeś jej kim jesteś? Nie mogłeś jej zahipnotyzować?
- Po pierwsze nie, nie mówiłem jej, ponieważ nie mogłem jej zahipnotyzować, bo prawdopodobnie jest czarownicą, ale o tym nie wie.
- To taka sprawa – po chwili namysłu dodała. – Nakarm ją swoją krwią i zmień w wampira.
         Zapadła cisza. Towarzysze wpatrywali się w nią w osłupieniu. Spokój przerwała Katherine.
- Nie jest to zły pomysł. Chociaż…. No nie wiem. Żeby nie wymordowała całego miasta.
- Racja – poparł ją Klaus. – Nie będzie mogła na słońce wychodzić.
- Od czego jest Bonnie? – zapytał Kol.
- Ona cię nie znosi. Z resztą jak wszyscy inni.
- No bardzo śmieszne.
- To co w końcu robisz Kol?
- Wyrwę jej serce i problem z głowy.
- Rób co chcesz – oznajmiła Rebekah.
- Elijah cię znalazł? – zmienił temat Klaus.
- Nie… Co chciał?
- Przekonaj się sama.
- Matka coś chciała? – domyślała się sama.
- Tak. Zadzwoń do Elijah, może się czegoś więcej dowiesz.
- Zaraz… Idę jeszcze się przejść, muszę coś zjeść – wypiła alkohol do końca i wyszła.
- Ja was zostawiam. Pójdę zabić byłą – uśmiechnął się.
- Jak można zabić swoją byłą narzeczoną? – zapytała Kath.
- Słyszałem to! – krzyknął Kol z tłumu.
- Ops.
- Wypijmy do końca i chodźmy odwiedzić Salvatorów.
- Oby nie było tam Eleny.
- Czemu jej tak nie znosisz? – zapytał się Klaus wychodząc z Mystic Grilla.
- Hmm… Niestety wygląda jak ja, zachowuje się idiotycznie, od kiedy stała się wampirem i … nie wiem co jeszcze.
- Zabrała ci Stefana…
- Mam ciebie kochanie – pocieszała go.
- Dzięki – uśmiechnął się.
- Nie ma sprawy.
         Resztę drogi przemilczeli. Kiedy dotarli pod dom Salvatorów, wyszła z niego Bonnie. Gdy zobaczyła Klausa i Katherine stanęła patrząc się na nich.
- Wy… jesteście razem?
- Nie widać? – zapytała retorycznie.
- Widać właśnie, za długo mnie nie był w Mystic Falls – powiedziała pod nosem i ominęła ich szerokim łukiem.
- Co za wiedźma – odezwała się, ale niestety Bonnie to słyszała.
- Wypraszam sobie.
         Kath obróciła się szybko, a Bonnie skrzywiła się, aż wampirzyca zwinęła się z bólu.
- Pamiętaj, nigdy nie zadzieraj z czarownicą – odwróciła się i poszła.
         Klaus pomógł wstać Kath. Była wściekła.
- Czym różni się czarownica od wiedźmy?
- Spytaj się jej – odpowiedział.
- Nie mam zamiaru.
- Niech ci będzie.
         Weszli do środka.
- Klaus? – zapytał głos. – Katherine? – zapytał ponownie, lecz bardziej niezadowolony.
- Stefan. Gdzie masz brata?
- Tutaj jestem – odezwał się schodząc ze schodów.
- Stefan przynieś coś do picia. Mamy gości.
- Nie, dziękujemy. Piliśmy whisky.
- Damonie, przynieś krew. Mamy gości – powiedział Stefan z sarkazmem.
- Niech ci będzie. 

Macie tutaj linki do moich dwóch filmików, które ostatnio zrobiłam ;) Mam nadzieję, że i filmiki i ten rozdział będzie się wam podobał ;**

środa, 3 lipca 2013

ROZDZIAŁ I

Piszę te opowiadania, ponieważ jedna osoba czytająca mojego innego bloga, poprosiła mnie o to ;) 

Rozdział I

- Już jestem! – zawołała Katherine kiedy weszła do domu.
- No w końcu! Ile można chodzić po sklepach? – odpowiedział Klaus, wychodząc na korytarz. – Ahhh…- zaniemówił widząc ukochaną wraz z wypełnionymi torbami. Było ich z dziesięć.
- No co? Musiałam zaszaleć – powiedziała, zauważając minę Klausa. – Kobiety kosztują… Ops. Ja nie kosztuję, bo hipnotyzuję.
- Masz jeszcze miejsce w szafkach?
- Tak. Przecież zafundowałeś mi jeden pokój, a ja z niego garderobę zrobiłam.
- Już nic nie mówię.
         Kath błyskawicznie zaniosła ciuchy do garderoby i oboje znaleźli się w salonie. Ona usiadła jej na kolana. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. Mieli się już pocałować, lecz przerwał im dzwonek do drzwi. Nie musieli nawet otworzyć, w pokoju znalazł się Elijah.
- Witam i przepraszam, że przeszkadzam.
- Braciszku, co tutaj robisz? – powiedział Klaus wstając z Kath.
- Odwiedzam ciebie i twoją partnerkę.
- Bez powodu? – zapytała podejrzliwie.
- Znacie mnie… No to tak. Szukam Rebeki.
- Jej?
- Tak. Nasza matka kazała jej przybyć do niej.
- Esther – powiedziała pod nosem Kath.
- Ciekawe dlaczego – zastanawiał się.
- Sam tego nie wiem, to ja wam już nie będę przeszkadzał. Żegnam – skłonił się i wyszedł.
- Za dużo rodzinę masz – oznajmiła Pierce siadając ponownie na kolanach ukochanego.
- A ty za mało, a w ogóle są plusy.
- U mnie też. Nie muszę się martwić. Tylko o ciebie.
- O mnie nie musisz, to ja raczej powinienem się martwić o ciebie. U mnie też są plusy. Na przykład informują mnie o wszystkim, mam z kim rozmawiać.
- No tak…
- Nie przejmuj się. Masz mnie – ich twarze się zbliżyły, a wargi zetknęły.
         Był to namiętny pocałunek. Byli zadowoleni, że mają siebie.
- Chodź ze mną.
- Pozwól kochana, że dopiję krew.
- Przygotowałam wszystko. O kieliszki z krwią też zadbałam.
         Klaus uśmiechnął się do Katherine i podążył za nią posłusznie. Spędzili w swojej sypialni sporo czasu, ale wyszli przytomniejsi oraz uśmiechnięci.
- Było cudownie – oznajmił i pocałował ją w policzek. – Dziękuję – szepnął jej do ucha.
- Nie ma za co, ale mam nadzieję, że się zrewanżujesz niedługo.
- Oczywiście – potwierdził.
         Ubrali się w wygodne spodnie i T-shirty.
- Idziemy do Mystic Grilla? – zapytała.
- Jeśli chcesz.
         Wyszli, gdy tylko wypili resztę krwi z kieliszków. Mieszkali oni niedaleko jeziora, więc postanowili iść pieszo, a raczej pobiegnąć wampirzym tempem. Całą drogę rozmawiali o ostatnio spędzonych chwilach. Dobiegli do baru i bez wahania weszli.
         Zauważyli zaludnioną knajpę, a Klaus wyłapał dwa wolne miejsca przy barze. Wziął Katerinę za rękę i wciągnął ją tłum, by przejść do wolnych miejsc. Usiedli i odetchnęli.
- Co podać – zapytał barman.
- Postaw nam… Hmm… Katherine na co masz ochotę?
- Może whisky?
- Dobrze. Postaw nam dwie whisky.
         Barman posłusznie poszedł nalać whisky. Gdyby Klaus go nie zahipnotyzował, sprzeciwiał by się. Wrócił po chwili z zamówieniem.
- Dzięki – powiedziała Kath.
         Po kilku minutach koło Klausa dosiadł się Kol.
- Witaj bracie.
- Kol. Co cię sprowadza do Mystic Falls? Ostatnio, jak dobrze pamiętam byłeś w Nowym Orleanie.
- Pomyślałem, że wpadnę. Może znajdę sobie jakąś kobietę, tak jak ty to zrobiłeś.
- No… mógłbyś – wtrąciła się Pierce.
- Żadna była mi nie mówiła jaki jestem – myślał na głos.
- Bo dotąd wszystkie zjadałeś – zażartowała.
- Nie wszystkie.
- To ile zjadłeś, a ile nie?
- Ile zjadłem nie wiem, ale raczej sporo, a ile nie? Hmm… Chyba dwie albo trzy.
- Aha – zaniemówiła.
- Teraz ty – powiedział Kol patrząc na Katherine.
- Nie jadłam swoich chłopaków.
- A Stefan i Damon.
- Nie zabiłam ich.
- Ja też wielu nie zabiłem, ale zaliczałem je.
- To zabiłam jednego, ale nie piłam jego krwi. Karmiłam się czteroma, a nie karmiłam się pięcioma, wliczając w to Klausa – powiedziała uśmiechnięta.
- Nieźle – stwierdził Klaus.
- Teraz ty kochanie.
- Karmiłem się większością, zabiłem chyba pięć, a nie karmiłem się dziewięcioma.
- Sporo tych kobiet znałeś.
- Ale ciebie kocham najbardziej – dodał.
- Ja też – popatrzeli sobie w oczy.
- Możecie już przestać? Niedobrze mi się robi. Katherine od kiedy taka jesteś?
- Nie znasz mnie tak dobrze jak Klaus.
- Aha… Nie wtrącam się już.
- Idź poszukaj dziewczyny – zakpił Klaus.
- Nie w Mystic Grillu, chociaż… Nie… Jak jakaś sama do mnie podejdzie to nie odmówię.
- Zamów sobie coś – zaproponowała Kath i wzięła łyk whisky.
- Piłem już.
- Krew czy alkohol? – Klausowi dopisywał humor.
- Nie za wesoło ci? Jeśli chcesz wiedzieć piłem dzisiaj już to i to.
- Wesoło? No trochę. Jestem po prostu zadowolony z dzisiejszego dnia – mówiąc to, spojrzał się na Katherine uśmiechnięty.
- Nie chcę wiedzieć, o co chodzi nawet.
- Lepiej dla nas.
- Nie zaprzeczę – dodał Kol odwracając od nich głowę.
         Gdy spojrzał w drugą stronę, poczuł, że ktoś go uderzył w twarz.
- Auć.
- No… Zostawiłeś mnie w Nowym Orleanie! Jak mogłeś?!
- Alice. Ja cię nie zostawiłem – zaprzeczył Kol. – Ty uciekłaś.
- Poszłam do sklepu!
         Klaus, Katherine i inni w barze spojrzeli w stronę Kola i Alice.
- Nic nie mówiłaś.
- Nie mówiłam! Nie mówiłam?! Ale kłamiesz – powiedziała spokojniej. – Nie chcę mieć z tobą już do czynienia! – odwróciła się i wyszła szybkim krokiem z Mystic Grilla.
- Kim ona była dla ciebie? – zapytała Kath.
- Dziewczyną. Co się patrzycie?
         Wszyscy obrócili się już w swoje strony. 
- Naprawdę nie wiedziałeś, że idzie do sklepu?
- Wiedziałem, ale chciałem uciec. Jakbyś wiedział, o czym ona myślała.
- Ja jestem ciekawa.
- Ja także.
- Musicie wiedzieć?
- Oczywiście, jesteś moim bratem.
- A ona nie jest moją siostrą.
- I tak bym jej powiedział – przerwał mu Klaus.
- Niech będzie – westchnął. – Najpierw chciała się ze mną ożenić....
         Przerwał mu śmiech Klausa i Katherine.
- Nie śmiejcie się.
- No, ale przecież to jest śmieszne. Ty i ślub? Haha… Coś jeszcze?
- A później, by chciała mieć dzieci.
- Pierwotny wampir nie może mieć dzieci… Nie mówiłeś jej, kim jesteś?
- Po co?
- Ile ją znasz? A w ogóle kiedy ty wróciłeś do Mystic Falls?
- Znam ją jakiś miesiąc, a wróciłem tydzień temu.
- Uciekający pan młody… - zadrwiła Katerina. 


Zachęcam do komentowania :) Mam nadzieję, że się podoba ;**