W końcu dodałam :) Sporo musiałam nad tym rozdziałem pomyśleć, ale już jest ;**
Rozdział IV
- Esther? Po co? Przecież ona
tu wczoraj była.
- Tak, wiem, ale chcę się
dowiedzieć czego chce od Rebeki. Ciekawość mnie zżera.
- Oh… - westchnęła.
- Jeśli chcesz mogę iść sam.
- Nie… już pójdę z Tobą, a w
ogóle wiesz gdzie ona może być?
- Jeszcze nie… Ale Elijah
pewnie wie.
- A nie możemy się jego
spytać, po co jej Rebekah?
- Niech będzie – odparł z
wahaniem Klaus.
- Dziękuję – powiedziała
całując go w policzek.
Nic nie odpowiedział, szli bez słowa w stronę byłego domu
Klausa. Dom Mikaelsonów.
- Hmm… Tęsknię za tym domem.
Może wprowadzimy się tutaj razem? – zaproponował Klaus, kiedy byli już na miejscu.
- Nie ma mowy – odparł głos
zza pleców ukochanych. Gdy Kath się odwróciła nikogo nie zobaczyła.
Klaus stał i patrzał przed siebie. Pierce odwróciła się z
powrotem i ujrzała Rebekę.
- Czemu nie, siostro?
- Bo ja tu teraz mieszkam z
Elijah i Kolem. Przynajmniej ja nie życzę sobie waszej obecności.
- Dlaczego nie chcesz mnie? –
zapytał Klaus niewzruszony.
- Przypomnę ci, że
zasztyletowałeś mnie. To chyba wystarczający powód, nieprawdaż? – wytłumaczyła,
po czym lekko się uśmiechnęła.
- Nie – odpowiedział Klaus,
niemal równocześnie z Katherine.
Rebece wyraz twarzy się zmienił na powagę. Spojrzała na
brata surowo.
- Jak to nie?
- Przecież później
wyciągnąłem sztylet z ciebie, nieprawdaż? – przedrzeźniał ją Niklaus.
- Nie, ponieważ straciłam
trochę życia.
- Nie straciłaś, tylko
przespałaś, no i cię ominęło – poprawiła Kath.
Pierwotna zrobiła krok w jej stronę i już miała wziąć ją za
gardło, ale powstrzymał ją brat, zasłaniając ukochaną.
- Przesuń się Klaus.
- Bo co?
- Kiedyś było inaczej –
stwierdziła Rebekah, nie zwracając na jego pytanie uwagi. – Kiedyś broniłeś
tylko rodzinę, a teraz? Odwróciłeś się od nas z jej powodu. Przecież to zwykła
suka.
- Uważaj, co mówisz o
Katherine. A kiedyś było ogólnie inaczej.
- Pamiętasz Monę? – Klaus
pokiwał twierdząco głową. – No, to wtedy jak coś nam powiedziała złego,
stawałeś po naszej stronie, a teraz?
- Teraz są inne czasy
Rebekah. I teraz właśnie zachowujesz się tak jak wtedy. Wydaję mi się, że
jesteś zazdrosna.
- Widać – dodała Kath.
- Nie jestem zazdrosna. Po
prostu stwierdzam jak bardzo się zmieniłeś. A może wspomnieć ci Ta… - nie
dokończyła, bo Niklaus jej przerwał.
- Nie przyszedłem tutaj po
to, żeby się z tobą kłócić – powiedział to, kładąc jej na ramię dłoń. Zrzuciła ją sztywno.
Patrzyli sobie przez chwilę oczy, aż się odezwała:
- Czego chcecie?
- Byłaś już u Esther? –
zapytał Klaus.
- No… A co?
- Co chciała?
- Musisz wiedzieć?
- Niech się zastanowię… Tak.
- Pod jednym względem na
pewno się nie zmieniłeś. Cały czas jesteś taki ciekawski.
Pierwotny uśmiechnął się do niej szeroko.
- Widzisz siostro. To może
nas zaprosisz do domu?
- Zapra… Heh… przecież wy nie
potrzebujecie zaproszenia.
Katherine wraz z ukochanym zaśmiali się krótko.
- Za bardzo chcesz być
człowiekiem – oznajmiła Kath ruszając w stronę drzwi.
Rebekah podłożyła jej nogę. Pierce jednak się nie
przewróciła, choć niewiele brakowało.
- Suka – powiedziała pod
nosem brunetka.
- Mów o sobie – odparła
Rebekah, po czym weszła do domu.
Weszli do salonu i się rozsiedli. Rebekah usiadła na fotelu,
a Kath i Klaus na kanapie. Zastali tam także Kola i Elijah. Popijali oni
whisky, siedząc na drugiej kanapie.
- Właśnie widzę – dodał Elijah.
– Co was tu sprowadza?
- Chciałem porozmawiać z
Rebeką.
Elijah podniósł się i wyszedł z salonu niezauważalnie
- Możemy, ale pod warunkiem,
że porozmawiamy sam na sam.
- Ale…
- Klaus idź, poczekam –
odezwała się Katherine.
- Dobrze.
Klaus i Rebekah wyszli z salonu i ogólnie z domu.
- Chodźmy się przejść. Nie
chcę, żeby Kol podsłuchał – powiedziała szeptem.
- Oki.
Wędrowali kilka minut. Rebekah przystanęła w parku przy
ławce, na której siedzieli dwóch chłopców. Skierowała na nich wzrok.
- Idźcie się pobawić –
powiedziała, a raczej ich zahipnotyzowała.
Chłopcy posłusznie przytaknęli i poszli się pobawić.
- No to tu możemy porozmawiać
spokojnie – stwierdziła Rebekah.
- No to powiedz mi, dlaczego
nasza matka chciała się z tobą spotkać.
W tym samym czasie, w domu Mikaelsonów, Katherine siedziała,
właśnie zakładając nogę na nogę.
- Może szklaneczkę whisky?
–zaproponował jej Kol.
- Chętnie – odparła lekko
uśmiechnięta, biorąc porządny wdech.
- Dzięki – powiedziała, gdy
Kol podał jej szklankę.
- Nie ma sprawy, w końcu
jesteś gościem.
- Gościem? Według twojej
siostry jestem zwykłą suką.
Pierwotny zachichotał.
- Z czego się śmiejesz? –
zapytała zdziwiona.
- Z was obu, a szczególnie z
Rebeki.
- Niby dlaczego?
- Bo cały czas się
przezywacie… tak jakbyście… nie ważne.
- No powiedz.
- Tak jakbyście były
siostrami. W końcu rodzeństwo sobie podobnie dokucza.
- Ja jej nie dokuczam. To ona
zaczyna.
- Wiem… Jest po prostu
zazdrosna.
- Ale o co?
- Kiedyś Niklaus troszczył
się o Rebekę. Znaczy wstawał w jej obronie i inne.
- W jej obronie? Przecież ona
umie sobie bez niego poradzić.
- No tak, ale lubi jak ma
wsparcie. Może niedługo przestanie taka być…
- Miejmy nadzieję –
powiedziała, a następnie pociągnęła łyka ze szklanki. – Już myślałam, że jest z
werbeną.
- Nie… Nie mamy werbeny.
- Klaus, tęskni za domem,
chciałby, żebym z nim się wprowadziła, ale ja nie wiem…
- Dlaczego?
- Bo nie wiem czy mnie
chcecie tutaj. Na przykład Rebekah mnie już tu nie chce, ale Klausa o dziwo też
nie.
- Dlaczego? – Kol wytrzeszczył
oczy.
- Bo ją zasztyletował i przez
to może coś straciła.
- Szkoda, że nie
podsłuchiwałem.
Kath zachichotała.
- No co?
- Ja myślałam, że tylko ja
lubię podsłuchiwać.
- To chyba się pomyliłaś.
Zaraz wracam, pójdę po Elijah, zobaczymy co on myśli na temat przeprowadzki –
mówił to wstając z fotela.
- Poczekam.
- Długo nie będziesz musiała.
Kol wyszedł z pomieszczenia.
- Matka chciała się ze mną
spotkać, bo chciała… - przerwała siadając na ławce.
- Co chciała? – zapytał robiąc
to samo, co jego siostra.
- Ona chce sprowadzić ojca.
- Co?! – krzyknął wściekły.
- Słyszałeś…
- Cholera! Co jej
powiedziałaś?
- Stwierdziłam, że nie może
tego zrobić bez naszej zgody. A ona powiedziała, że moja zgoda by wystarczyła. Chociaż
myślała też o Kolu, Elijah i o tobie. Finna, by spytała, ale w końcu on nie
żyje, co nie? – westchnęła.
Mam nadzieję, że się podoba :) Jak zawsze czekam na wasze opinie, wyrażane w komentarzach ;**
Rozdział bardzo ciekawy :D Zastanawiam się co będzie dalej :D A właśnie..zastanowiłaś się nad pomysłem który z Kolholiczką ci pdsunęliśmy na pierwszym blogu?
OdpowiedzUsuńDzięki ;** Tak... I może go zrealizuję :) Tylko zastanawiam się, czy to Elena musi wsadzić jej to lekarstwo :) Pasowałaby bardziej chyba Rebekah, co ty na to? ;*
UsuńZgadzam się.Rebekah by świetnie do tego pasowała a Klaus to chyba jej oczy wydrapie :D
UsuńMoże znowu ją zasztyletuje ;)
UsuńHehehe :D Nom :)
UsuńHeheh no :D Życze weny w pisaniu opowiadania o kolu i kath:D
UsuńDziękuję ;*
UsuńJak się pojawi opowiadanie o Kolu i Kath o prosze napisz tu w komentarzu
UsuńOpowiadanie o Kolu i Kath powinno być jutro wieczorem ;)
UsuńHej może daj jeszcze coś o Klausie i Katherine, jak są sami i zrób jakąś romantyczną atmosferkę np. jakieś przyciemnione światła, świece, róże, Klaus kupuje Katerinie kwiatki, czekoladki ;) A tak poza tym to bardzo fajnie to piszesz, trzyma się kupy i jest przejrzyście ;D
OdpowiedzUsuńDodam, dodam :) Mam nadzieję, że czytać będziesz dalej ;] Jak będziesz chciała jeszcze coś dodać to pisz w komentarzach ;D
Usuń